Glina-zadymiarz ciągle na wolności
Nikt już nie pamięta, kto zaczął rozróbę na
chorzowskim stadionie, kto pierwszy rzucił butelką, kto pierwszy
zaczął bić na oślep kijem bejsbolowym. Zamieszki, które wybuchły 3
maja podczas meczu Ruchu Chorzów z ŁKS-em, przeniosły się ze
stadionu na ulice miasta. Policjanci toczyli wojnę z dresiarzami.
Jacek M., dzielnicowy z Rybnika, bił się... z policjantami -
pisze "Fakt".
Młodszy aspirant Jacek M. jest zagorzałym kibicem Ruchu Chorzów, nic więc dziwnego, że 3 maja stał na trybunach i krzyczał głośno: Zawsze i wszędzie policja jeb... będzie. Po czym ruszył do bójki na kibiców ŁKS Łódź. Pracował 9 lat w policji. Był dzielnicowym w Rybniku. W pracy niczym szczególnym się nie wyróżnił. Z wyjątkiem tatuażu z godłem Ruchu od wargą oraz na plecach. Nie odpuścił żadnego meczu - podaje dziennik.
Jeździł po całej Polsce na zadymy kibiców. Był bardzo aktywny - opowiada jeden z funkcjonariuszy rozpracowujący szalikowców. Udało mu się wywinąć, bo zasłaniał się legitymacją policyjną. Gdy go zatrzymywano, mówił, że rozpracowuje właśnie kiboli - dodaje. W końcu wpadł 3 maja podczas meczu Ruch Chorzów z ŁKS. To była zadyma zorganizowana przez kibiców z całej Polski. Doszło do zamieszek na trybunach. Wyczyny dzielnicowego z Rybnika utrwalono na zdjęciach i kamerą. Ubrany w czarną bejsbolówkę i kamizelkę klubu kibica, równo rozdawał kopniaki - pisze "Fakt".
3 czerwca został zatrzymany. Przyznał, że był na meczu, ale... przywracał porządek. Jestem policjantem i członkiem klubu kibica. To do czegoś zobowiązuje - przekonywał kolegów po fachu. Potem przekonywał prokuraturę i sąd. Jacek M. ma postawiony zarzut udziału w bójce. To nie my, tylko sąd uznał, że nie musi trafić do aresztu - mówi prokurator Zbigniew Jamrozy. Młodszy został zawieszony do czasu zakończenia postępowania prowadzonego przez inspektorat policji. Przed sądem będzie odpowiadał z wolnej stopy - podaje gazeta. (PAP)