Gilowska i Marcinkiewicz zostali na lodzie
Prezydent Lech Kaczyński wbrew wicepremier Zycie
Gilowskiej i premierowi Marcinkiewiczowi ogłosił, że poprze inteligentów. Przekaz rządu był jasny: twórcy to nieroby, którzy żerują na innych i odejmują chleb od ust
ludowi pracującemu miast i wsi - pisze w "Gazecie Wyborczej"
Agata Nowakowska.
Zdaniem autorki, takie podejście znakomicie wpisywało się w retorykę PiS-u o łże-elitach, o łamiących prawo lekarzach czy skorumpowanych prawnikach. Bezpardonowy atak na elity i zawarcie koalicji z Giertychem i Lepperem zniechęciło do PiS-u sporą część inteligencji. Ale PiS jest czujne. Na niedawnym kongresie odtrąbiło, że do inteligencji nic nie ma, wręcz chce ją hołubić.
Gilowska z Marcinkiewiczem ze swoimi pomysłami wydrenowania kieszeni twórców zostali sami. Lech Kaczyński, mówiąc kolokwialnie, wystawił ich. Dwa dni po tym, jak rząd przyjął zmiany podatkowe, prezydent zagroził wetem. Nie zrobił tego w zaciszu gabinetów, nie szepnął premierowi na ucho. Branie twórców pod prezydenckie skrzydła obejrzała sobie w telewizji cała Polska. Znać tu rękę PiS-owskich młodych wilczków: Adama Bielana i Michała Kamińskiego, pracujących nad poprawą wizerunku prezydenta - uważa publicystka "GW".
Zyta Gilowska nie ma łatwo. Najpierw - jak mówiła na kongresie PiS - "dostała taką szkołę od PO, że się nauczyła". Teraz w trudnej materii "jak zgrabnie wystrychnąć na dudka i zarobić na tym kilka punktów" szkoli ją prezydent do spółki z PiS-em - konkluduje Nowakowska. (PAP)