Gigantyczne straty po wielkim pożarze w Łodzi
Na około 25 mln zł strażacy szacują straty dwóch firm po wtorkowym pożarze hal produkcyjnych i magazynowych na terenie dawnych zakładów Wifama przy al. Piłsudskiego w Łodzi. Strażacy wciąż zabezpieczają teren pogorzeliska.
30.06.2010 | aktual.: 30.06.2010 12:46
W pożarze spłonęły trzy stojące obok siebie hale i magazyny o łącznej powierzchni ok. siedmiu tys. m kw.; częściowemu uszkodzeniu uległ także czwarty budynek. Pożar wybuchł na terenie zakładu produkującego opakowania foliowe Nicator; zniszczeniu uległy też pomieszczenia giełdowej spółki Complex S.A. Pożar objął również część powierzchni wystawienniczo-magazynowych jej dwóch spółek zależnych.
- Dwie firmy są najbardziej poszkodowane; wstępnie ich straty szacuje się w sumie na ok. 25 mln zł. Próbujemy także ustalić innych poszkodowanych - powiedział rzecznik straży pożarnej w Łodzi Artur Michalak.
Strażacy nadal zabezpieczają pogorzelisko w obawie przed pojawieniem się ognia; rano konieczne było ponowne przelanie wodą tego fragmentu, gdzie pojawił się dym. Prawdopodobnie do wieczora ratownicy zakończą działania.
Nadzór budowlany zakazał wstępu na teren pogorzeliska, ponieważ konstrukcje spalonych obiektów - jednego o konstrukcji metalowej i dwóch murowanych - są tak naruszone, że każde wejście na teren może spowodować ich zawalenie. - Spalone hale nadają się tylko do rozbiórki - zaznaczył Michalak. Na razie przedstawiciele i pracownicy firm nie mogą więc uprzątnąć pogorzeliska. Prawdopodobnie będzie to możliwe dopiero, gdy na teren wprowadzony zostanie ciężki sprzęt do rozbiórki hal.
Strażacy przyznają, że - według ich wstępnych ocen - pożar rozpoczął się od wózka widłowego, ale nadal będzie to badane. Ostatecznie przyczyny wyjaśnić ma prokuratorskie śledztwo.
Łódzka prokuratura ustala przyczyny i okoliczności pożaru; bada też, czy zapewnione zostały zasady bezpieczeństwa na terenie firm, gdzie pojawił się ogień i kto był za to odpowiedzialny. Według śledczych, prawdopodobną przyczyną pożaru był wybuch butli z gazem zasilającej wózek widłowy.
- W związku z zakazem wstępu na teren pogorzeliska przeprowadzenie jego oględzin na razie nie będzie możliwe, ale planujemy przeprowadzić oględziny wózka widłowego - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.
Prokuratorskie postępowanie prowadzone będzie w sprawie spowodowania pożaru w wielkich rozmiarach i zagrażającego życiu wielu osób. Za jego nieumyślne spowodowanie grozi kara do 5 lat, a za umyślne - do 10 lat więzienia.
Był to największy w ostatnich latach pożar w Łodzi. Ogień pojawił się po 3.00 w najmniejszej z hal, które spłonęły. Prawdopodobnie doszło tam do wybuchu butli z gazem, zasilającej wózek widłowy. Przed przyjazdem strażaków ogień próbowali ugasić pracownicy nocnej zmiany, ale im się nie udało. 17 osób zdążyło się ewakuować. Gdy strażacy przyjechali na miejsce, budynek stał już w ogniu, który przedostawał się na sąsiednie obiekty. Znajdowały się w nich m.in. materiały do produkcji wyrobów z tworzyw sztucznych, kartony oraz inne łatwopalne produkty, co sprawiło, że ogień bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Nad miastem przez kilka godzin unosiła się chmura gęstego dymu.
W trakcie akcji ewakuowano ok. 50 osób z pobliskiego hotelu. Pracownicy i właściciele innych, znajdujących się na tym terenie hurtowni, ratowali towary i wyposażenie. Według służb medycznych, kilka osób doznało niegroźnych stłuczeń czy poparzeń.
Strażacy opanowali pożar po ośmiu godzinach akcji gaśniczej, w której brało udział w sumie niemal 40 zastępów, czyli ok. 120 strażaków, w tym jednostki spoza Łodzi. W jej trakcie dwóch strażaków odniosło niegroźne obrażenia. W czasie akcji były problemy ze zbyt małym ciśnieniem wody w hydrantach. Woda była dowożona z miasta cysternami i samochodami pożarniczymi. W poszkodowanych firmach zatrudnionych było ok. 100 osób; większość z poszkodowanych spółek była ubezpieczona.