Gigantyczna kradzież w pociągu
To była największa kradzież ostatnich lat dokonana w pociągu. Ofiara straciła prawie pół miliona złotych!
Mężczyzna, gdy tylko wysiadł wczoraj rano z pociągu, zgłosił się na komisariat policji na gdańskim Śródmieściu. Przesłuchujący go wstępnie policjanci zamarli z wrażenia, gdy powiedział im, ile stracił pieniędzy.
- Okazało się, że to było ponad 400 tysięcy złotych. Około 100 tysięcy złotych ocalało, ponieważ pokrzywdzony miał je cały czas przy sobie. To co wrzucił do plecaka ulotniło się - mówi jeden z gdańskich funkcjonariuszy operacyjnych.
Ofiara ataku złodzieja to 34-letni Polak, który na stałe mieszka w Niemczech. W piątek przyjechał do Poznania, aby w tamtejszych bankach zlikwidować wszystkie swoje konta. Gotówkę zapakował w worek foliowy i wrzucił na dno plecaka. Całość przykrył ubraniami. W nocy z soboty na niedzielę postanowił pojechać do Trójmiasta. O godzinie 1.55 wsiadł w Poznaniu do pociągu pospiesznego relacji Szklarska Poręba-Gdynia Główna. Najpierw długo stał na korytarzu. Kiedy zwolnił się przedział, wszedł do środka, usiadł przy oknie i zmęczony szybko zasnął.
- Kiedy się obudził, nikogo wewnątrz nie było. Zniknął także plecak - wyjaśnia policjant.
Mężczyzna nie potrafi sobie przypomnieć żadnych osób, które mogły go okraść. Policjanci wątpią, aby udało się zatrzymać sprawcę.
- Jedyna rada, to nie spać. A w tym konkretnym przypadku... Cóż. Pokrzywdzony wykazał się skrajną nieodpowiedzialnością. Wioząc tyle pieniędzy, mógł spokojnie wziąć taksówkę, a nawet polecieć samolotem - uważa oficer operacyjny KMP w Gdańsku.
Policjanci są niemal pewni, że złodziej w ogóle nie wiedział, jaką sumę przyszło mu ukraść.
- To typowa robota kolejowego kieszonkowca. Nikt pokrzywdzonego nie śledził po wyjściu z banku - wyjaśnia gdański funkcjonariusz.
Waldemar Ulanowski