Giertych: "Wprost" zmanipulował taśmy. Tygodnik odpowiada
Wraca echo afery podsłuchowej. Adwokat i były polityk Roman Giertych, który w związku z aferą reprezentował byłego szefa MSZ Radosława Sikorskiego, a także sam został potajemnie nagrany, oskarżył "Wprost" o manipulację przy taśmach. "Wprost" odpowiada, że ingerencja w nagranie miała miejsce, ale kilka miesięcy po publikacji tekstu dotyczącego jego sprawy.
Roman Giertych napisał na Facebooku, że jego przypuszczenia dotyczące zmanipulowania nagrań przez "Wprost" potwierdził biegły z zakresu badań fonoskopijnych. Sprawa dotyczy artykułu z lipca 2014 roku, w którym tygodnik zarzucił Giertychowi, że chciał utworzyć grupę, która wymuszałaby pieniądze od najbogatszych Polaków. Według "Wprost" mechanizm działania grupy miał polegać na tym, że "dziennikarz miałby przygotowywać publikacje dotyczące najbogatszych Polaków, w których ujawnianie byłyby negatywne dla nich informacji, a Giertych w zamian za okrągłe sumy blokować te publikacje". Na potwierdzenie swoich doniesień, tygodnik przedstawił stenogram z nagranej 18 sierpnia 2011 roku rozmowy adwokata z dwoma dziennikarzami. Rozmowę nagrał właśnie jeden z dziennikarzy, z którymi spotkał się Giertych, Piotr Nisztor. Wspomina o tym w swoim wpisie także sam Giertych.
- Chodzi o atak na mnie sprzed dwóch lat, kiedy reprezentując Radka Sikorskiego w sprawie afery podsłuchowej złożyłem zawiadomienie na działalność redakcji "Wprost". Wówczas "Wprost" opublikował artykuł w którym zostałem oskarżony o montowanie spółki, która miała szantażować Kulczyka, Czarneckiego i innych. Ten atak oparto na taśmie z nagraniem mojej rozmowy z Janem Pińskim i Piotrem Nisztorem. Tak jak się spodziewałem biegły stwierdził manipulowanie nagraniem poprzez wykorzystanie profesjonalnego programu komputerowego do montowania nagrań - napisał Giertych.
W zamówionej przez Romana Giertycha opinii, biegły miał stwierdzić także, że świadomie wyczyszczono taśmę z danych umożliwiających stwierdzenie zakresu montażu. - Mamy do czynienia z niebywałym skandalem polegającym na próbie wyeliminowania adwokata reprezentującego ówczesnego ministra spraw zagranicznych w sprawie afery podsłuchowej na podstawie sfałszowanego dowodu - napisał Giertych. Przywoływaną przez adwokata opinię można zobaczyć TUTAJ
- Nadto tym sfałszowanym dokumentem (taśma jest dokumentem w rozumieniu prawa karnego) "Wprost" posłużył się w postępowaniu sądowym, co jest samoistnym przestępstwem z art. 270 kk.- dodał Giertych.
Adwokat napisał także, że wkrótce ma rozpocząć się proces o zniesławienie, który wytoczył dziennikarzom i wydawcy "Wprost". - Za dwa tygodnie rozpoczyna się sprawa karna pana Michała L. właściciela "Wprost" (Michała Lisieckiego - przyp.red.), Piotra N. dziennikarza tej gazety i autora nagrania (Piotra Nisztora - przyp.red.) oraz dwóch redaktorów z "Wprost". Oskarżam ich w tej sprawie o zniesławienie. W tej sytuacji sprawa nabiera zupełnie innej wagi - Będę domagał się surowych kar - napisał na zakończenie Giertych.
Kilka godzin po wpisie Romana Giertycha, do sprawy odniosła się na swojej stronie internetowej redakcja "Wprost". - Bomba okazała się niewypałem, gdyż ingerencja w nagranie miała miejsce kilka miesięcy po publikacji tekstu dotyczącego sprawy, a jej celem była poprawa jakości dźwięku na potrzeby procesu sądowego - ripostował "Wprost"
Argumenty Romana Giertycha podważa także dziennikarz Michał Majewski, który w czasie publikacji artykułów dotyczących afery podsłuchowej kierował działem śledczym tygodnika. - Twierdzi pan, że nasza rozmowa była montowana ponad pół roku przed publikacją - napisał Majewski w "Liście do Romana Giertycha" zamieszczonym na jego koncie na Twitterze - Ba, podaje pan nawet datę owego montażu - 4 grudnia 2014. Panie mecenasie, tekst został opublikowany w numerze, który ukazał się w kioskach 7 lipca 2014, a całe nagranie zostało umieszczone na stronie "Wprost" 10 lipca 2014 roku - tam zapoznały się z nim tysiące czytelników. Cenię pana, ale bardziej cenię logikę. 4 grudnia był po 7, a nawet 10 lipca 2014. Zgodzimy się? - napisał Majewski.
Dziennikarz potwierdził także, że nagrania zostały poddane obróbce cyfrowej, jednak wyłącznie na potrzeby sprawy sądowej. - Jakość nagrania - jak pan wie - nie była wybitna. Otóż wydawca "Wprost" na potrzeby i dla wygody sądu - przed którym toczy się nasz spór - zamówił pod koniec 2014 sporządzenie stenogramu pańskiej biznesowej rozmowy. (...) Niech pan, przed wywoływaniem burz w szklance wody, pilniej śledzi akta spraw, w której pan występuje. I na koniec. Po starej znajomości, w tym samym roku lipiec jest zawsze przed grudniem. Zawsze. To stała zasada - napisał ironicznie Majewski.