SpołeczeństwoGenezaret – Reaktywacja

Genezaret – Reaktywacja

Zawsze chciałem mieć coś, co przypominałoby Jezusa. Coś, co można dotknąć, zobaczyć – mówi ojciec Antoni Dudek OFM. W okolicy Prudnika, wraz z kilkuosobową ekipą, kończy budowę kopii łodzi św. Piotra.
Proszę przyjechać do stoczni, tam będziemy czekać – ojciec Antoni chętnie zgadza się na spotkanie. Nie jestem pewien, czy dobrze usłyszałem: jak znaleźć stocznię w miejscowości, gdzie największym akwenem jest zapasowy zbiornik dla miasta? Mieszkańcy nie mają jednak problemu ze wskazaniem celu. Przyzwyczaili się do wizyt prasy i telewizji. Od ponad pięciu miesięcy kilka osób daje mediom powody do zainteresowania.

Genezaret – Reaktywacja
Źródło zdjęć: © WP.PL

30.03.2006 | aktual.: 31.03.2006 21:28

Pomysł z Galilei

Zaczęło się w lutym 2004 roku. W czasie pielgrzymki do Ziemi Świętej ojciec Antoni odwiedził muzeum, w którym oglądać można fragment łodzi, znalezionej nad jeziorem Genezaret w 1986 roku. Badania naukowców wykazały, że zachowany w mule kadłub pochodzi z okresu od ok. 40 roku przed Chrystusem do 80 r. po Chrystusie. Istnieje zatem duże prawdopodobieństwo, że łódź należała do rybaków- -Apostołów i była „uczestnikiem” doniosłych wydarzeń znanych z Ewangelii. Długość 8,20 m i szerokość 2,30 m – są oryginalnymi wymiarami nietypowego znaleziska. Zachowany fragment ma 1,25 m wysokości. Przetrwał dzięki konserwującym właściwościom osadu, zamienionego z czasem w twarde błoto.

– Myśl o zbudowaniu kopii tej łodzi długo chodziła mi po głowie. Zawsze chciałem mieć coś, co przypominałoby Jezusa. Coś, co można dotknąć, zobaczyć. A z łodzią związane są wielkie wydarzenia naszej wiary: Chrystus nauczał z łodzi, przeżył na niej burzę. Łódź zawsze była symbolem Kościoła – mówi o. Antoni.

Ponieważ obiekt nie zachował się w całości, uczeni stworzyli model łodzi w skali 1:10. Ojciec Antoni postanowił zrobić własny model. Przebywając na górze Nebo, skonstruował własnoręcznie łódkę w skali 1:20. Po powrocie do kraju umieścił ją w muzeum misyjnym oo. franciszkanów w Krakowie Bronowicach. To nie wystarczyło. Dojrzewała myśl, aby pójść kilka kroków dalej.

Siła pasji

– Oni chyba nie wiedzieli, na co się zgadzają – ojciec Antoni wspomina z uśmiechem poszukiwanie wspólników. Żaden z członków załogi nie miał pojęcia o budowie statków czy łodzi. Znają się za to na drewnie i meblach. Alojzy Powroźnik i Józef Maćków mają duże doświadczenie w pracach stolarskich, ale to ich pierwsza przygoda z „meblem pływającym”. Jeździli zatem do Chałup na Helu, do właściciela firmy szkutniczej, żeby podpatrzyć, jak to się robi. Natomiast książka amerykańskich naukowców posłużyła za źródło przy tworzeniu rysunków i szablonów. Wzorowali się na ich schematach i planach.

– Tu trzeba mieć pasję. Gdyby nie zapał ojca, nic by z tego nie było – Zbigniew Jarosz, inżynier i emerytowany dyrektor fabryki mebli, również przyłączył się do inicjatywy.

Prace ruszyły 5 listopada 2005 roku. Poza stałą ekipą wykonawców, jest spora grupa wspierająca budowę. Rysunek techniczny, śrubki (ok. 1 tys. sztuk), drewno z tartaku itd. – za tym wszystkim stoi bezinteresowność wielu osób. Ojciec Antoni podkreśla to na każdym kroku: – Trzeba o tym mówić, o tej życzliwości ludzi i ich zrozumieniu. Przecież budujemy tę łódź w miejscu, gdzie ani jeziora nie ma, ani morza. Łódź to większa szafa

„Stocznia” mieści się w starej stodole, udostępnionej przez państwa Gincel. W wydzielonym pomieszczeniu ekipa ojca przygotowuje drewno. Znaleźli gdzieś parnik do gotowania kartofli – teraz służy do podgrzewania drewna. Zdają sobie sprawę, że budują trochę wbrew zasadom sztuki, gdyż niska temperatura utrudnia prace. Deska powinna leżeć najpierw ok. 6 godzin w parze. Warunki zimowe sprawiają jednak, że drewno szybko stygnie. – Bo tak to jest z tym naszym ojcem Antonim: nigdy nie wiadomo, co mu do głowy przyjdzie – śmieje się pan Zbigniew. – To jest jego wina, zaczął w niewłaściwym czasie. Wątpiłem, czy zmieścimy się w terminach. Przecież nie znamy się na budowie tych rzeczy. No, ale łódka to taka większa szafa.

Prace zaczęły się od budowy wręg, czyli żeber statku. Trzeba było nakreślić kontury, odpowiednio przyciąć i skleić deski. Drugi etap to tworzenie stępki, czyli kręgosłupa statku i burty dla wioślarzy. – A tu będzie wezgłowie, gdzie Jezus spał, taki mały pokładzik – ojciec Antoni wydaje się szczególnie przywiązany do tej części łodzi. – Jezus pyta: „Dlaczego się boicie?”. Jest z nami – milczący, bezczynny, jak podczas burzy na jeziorze. Powierza się nam, wchodzi do łodzi, zasypia. Ta łódź będzie przypomnieniem: „Jestem z wami, nie grozi wam klęska”.

W domu pana Alojzego mieści się centrum strategiczne, u niego wszystko się zaczęło. – Pan Alojzy i jego żona pokazują swoim życiem, że więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu – podkreśla ojciec Antoni.

Odpoczynek, kawa, gorące dyskusje, spotkania ludzi, którym chce się zrobić coś więcej, nawet, jeśli muszą słuchać kpin z różnych stron. – Słyszeliśmy też chichot diabła: „zobaczymy, czy wam się uda!”, ale nie powiem od jakich ludzi, bo by pan nie uwierzył. Ale były również słowa otuchy, wsparcia – dodaje ojciec.

Dopłynąć do brzegu

Ludzi interesuje, jak można tyle czasu poświęcać na pracę, z której nie będzie żadnych korzyści finansowych, i to w warunkach, które grożą nie tylko przeziębieniem.

– Ależ to dopiero 250 godzin pracy! – rzuca z uśmiechem ojciec. – Ludzie nas polubili chyba przez to. Są pewne niedogodności dla rodziny pana Alojzego, ale jakoś to znoszą.

Plany, jak sami mówią, mają dość proste. Na 5 kwietnia przygotowują wodowanie na zbiorniku zapasowym dla miasta. – Nie wiemy, czy to nie zatonie. Najwyżej będziemy chrzcić na brzegu – śmieje się pan Zbigniew. Z Hiszpanii przyjedzie pewna Polka, która chce zostać matką chrzestną łodzi. – To niesamowita kobieta – mówi ojciec Antoni. – Poświęciła kiedyś karierę w judo, żeby zająć się dziećmi. Swoim życiem pokazała już wyraźnie, co się dla niej liczy. Później łódź przejmie ekipa, przygotowująca kolejne spotkanie w Lednicy. Będzie płynęła z krzyżem, który był przy umierającym papieżu Janie Pawle II. Ojciec Antoni cieszy się, że ludzie będą mogli zobaczyć, jaką łódką pływał Jezus. – Może komuś to pomoże, że dotknie tej łodzi. Nasuwa ona tyle różnych myśli, na przykład: skoro już wypłynąłeś, to płyń – licz jednak mimo wszystko na wiatr i siłę swoich mięśni. Ale przede wszystkim powierz się mocy Bożej.

Burza dla wszystkich

Miejsce budowy nie jest bez znaczenia. To w Prudniku przecież więziony był prymas Wyszyński, tutaj też powstały projekty duszpasterskich inicjatyw: Jasnogórskie Śluby Narodu i Peregrynacja Obrazu Jasnogórskiego. Prace nad łodzią są doskonałą promocją miasta: do Trzebini, gdzie mieści się „stocznia”, trzeba jechać przez Prudnik. Burmistrz zdaje sobie z tego sprawę, dlatego też objął patronat nad tym dziełem. Ekipie zapaleńców nie zależy jednak na rozgłosie dla sławy. Ważniejsze wydaje się znaczenie, jakie łódź ma odegrać w życiu tych, którzy wierzą i na drodze tych, którzy szukają. Ojciec Antoni chce, żeby łódź była przypomnieniem ducha jeziora Genezaret: – Nikomu nie będzie oszczędzona burza na jeziorze. Chcemy jednak uczyć się, że dopóki Jezus jest z nami, powinniśmy być pełni pokoju.

Jacek Dziedzina

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)