"Generatory i dużo wody - sztuczna mgła możliwa"
Mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik niektórych rodzin ofiar katastrofy w Smoleńsku nie zgadza się informacjami, że prokuratura prowadząca śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej dysponuje już niemal wszystkimi dowodami, by orzec, że nikt trzeci nie ingerował w katastrofę 10 kwietnia.
28.01.2011 | aktual.: 26.02.2011 09:46
- W śledztwie konieczne jest jeszcze zgromadzanie bardzo wielu dowodów. To śledztwo ma charakter rozwojowy - mówi Wirtualnej Polsce mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym Jarosława Kaczyńskiego.
Czego brakuje?
Rogalski zaznacza, że chodzi głównie o czynności procesowe, w oparciu o dowody pierwotne. Są to m.in. nie wydane oryginały czarnych skrzynek czy wrak samolotu, jak również nagrania z wieży lotów, zapisy z radarów i przesłuchanie świadków w Rosji z udziałem polskich prokuratorów, głównie kontrolerów.
- Obecnie, po ujawnieniu raportu MAK, naiwnością byłoby obdarzenie wiarą jakichkolwiek czynności dowodowych wykonywanych przez prokuraturę rosyjską -mówi Rogalski.
- Nie mam wątpliwości, ze mieliśmy do czynienia z preparowaniem materiału dowodowego przez Rosjan, jak to miało miejsce chociażby w przypadku kontrolerów lotu. Stąd konieczne jest ponowne wykonywanie przez Polskę czynności, które już zostały wykonane przez stronę rosyjską - dodaje pełnomocnik.
Mgła możliwa: generatory i dużo wody
Mecenas odnosi się również do opinii biegłych, którzy wykluczają, by mgła pod Smoleńskiem mogła powstać w sposób sztuczny. - Co prawda - przyznaje mec. Rogalski bazując na opinii chemicznej eksperta - Rosjanom byłoby bardzo trudno stworzyć sztuczną mgłę na tak dużym obszarze, za względu na potrzebę dużej ilości generatorów i wody. To nie znaczy, że było to teoretycznie niemożliwe, lecz wyjątkowo skomplikowane logistycznie - mówi mecenas.
Mec. Rafał Rogalski kategorycznie zaprzecza też informacjom, że ujawnienie treści rozmowy przy użyciu telefonu satelitarnego przeprowadzonej bezpośrednio przed katastrofą pomiędzy prezydentem Lechem Kaczyńskim a Jarosławem Kaczyńskim stanowi "bezpośredni dowód sterowania samolotem przez zmarłego prezydenta". Jak i istnieniu tajnej instrukcji zgodnie z którą samolot może odejść na lotnisko zapasowe tylko za zgodą „głównego pasażera”.
Zaznacza, że tego typu informacje są kłamliwe i stanowią manipulację opinią publiczną w celu zdyskredytowania zmarłego prezydenta i całkowicie bezpodstawnego przerzucenia na niego odpowiedzialności za katastrofę; - Treścią przedmiotowej rozmowy telefonicznej braci Kaczyńskich w najmniejszym stopniu nie była okoliczność naradzania się w kwestii podjęcia decyzji o lądowaniu na lotnisku Siewiernyj.
Materiał dowodowy zgromadzony przez polską prokuraturę przeczy faktom podawanym przez rosyjską gazetę. Początkowe potwierdzanie informacji o „tajnej instrukcji” w wywiadzie dla RMF FM przez rzecznika rządu Pawła Grasia jest nie tyle niefortunne i niezgodne z faktami, ale także obrzydliwe, bo inspirowane wyłącznie kalkulacjami politycznymi – mówi Rogalski.
Anna Kalocińska, Wirtualna Polska