Generacja XXL
Technologicznie udoskonalone potrawy powodują nadwagę i kłopoty ze smakiem. Bałwochwalczy kult ekologicznej żywności opiera się na fałszywych obietnicach. Kto chce jeść zdrowo, musi sięgnąć po sprawdzone receptury naszych babć.
12.03.2007 14:19
Jemy za mało liści i łodyg. Zbyt duże ilości jedzenia tworzonego przez naukowców. Tak w uproszczeniu brzmi diagnoza wyjaśniająca, dlaczego mamy coraz większą nadwagę, choć jeszcze nigdy nie było tak wielu produktów light, tak wielu doradców żywieniowych, tak wielu diet, jak dziś. W ostatnim czasie zestawy informacji dla konsumentów na opakowaniach artykułów spożywczych przypominają ulotki dołączane do lekarstw. I choć nigdy jeszcze na nasze talerze nie trafiały tak rozmaite produkty jak dzisiaj, to biologiczna różnorodność naszych podstawowych artykułów spożywczych drastycznie spadła. Otyłość musiała nadejść jako logiczna konsekwencja.
Ja zdecydowałem się na dietę babci i tym sposobem zgubiłem 37 kilogramów. „Babcia-food” to genialna zasada, która polega na tym, że nie powinniśmy jeść tego, czego nasze babcie w latach swej młodości nie postrzegałyby jako czegoś do jedzenia:
w przypadku woreczka M&Msów, jajka-niespodzianki, puszki Red Bulla czy plastikowego kubka z napisem LC1, zastanawiałyby się raczej, czy to jakaś zabawka czy środek do pastowania podłóg. „Tego, co dziś spożywamy, nie można nazwać jedzeniem” – stwierdził niedawno w „New York Time Magazine” Michael Pollan, profesor z Berkeley i dziennikarz zajmujący się kwestiami żywienia. Miał przy tym na myśli, że nie jemy już żywności, tylko artykuły spożywcze. „Babcia-food” to forma obrony przed wszystkimi formami jedzenia „designerskiego”.
Beda M. Stadler
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu "Forum".