Gen. Adam Rapacki o alarmach bombowych: możliwe zmasowane działania grupy osób
Rozsyłanie w krótkim czasie do wielu instytucji fałszywych informacji o zagrożeniu bombowym wskazuje na zmasowane działania grupy osób, która chciała wywołać zamieszanie w skali kraju - ocenił były wiceszef MSW gen. Adam Rapacki.
- Te działania są dosyć zmasowane, co może wskazywać, że jest to, być może, jakaś grupa osób. W takiej sytuacji trzeba szukać pewnego wspólnego elementu dla tych zdarzeń i wspólnego mianownika, który pozwoliłby na zlokalizowanie osób czy osoby, która te fałszywe alarmy uruchomiła - powiedział Rapacki.
Opisując mechanizm działania funkcjonariuszy w takich sytuacjach, przypomniał, że kiedy informacja o możliwości podłożenia ładunków wybuchowych dociera do jakiejś instytucji, ta zawiadamia policję. - Zapada decyzja o sprawdzeniu pirotechnicznym i bardzo często o ewakuacji osób znajdujących się na terenie danego obiektu czy budynku. Taką decyzję podejmuje jego gospodarz - dodał Rapacki.
Podkreślił, że bardzo ważną rolę odgrywają analizy zagrożeń i ewentualnych skutków zarządzania ewakuacji prowadzone przez poszczególne służby. - Bardzo często nie ma realnego zagrożenia, jest to tylko wygłup, ale w Polsce, dla świętego spokoju, wszyscy wolą podejmować decyzję o ewakuacji - powiedział b. wiceszef MSW.
Przypomniał, że w każdym powiecie w jednostkach policji działają grupy rozpoznania minersko-pirotechnicznego. - Są to przeszkoleni policjanci, którzy robią pierwszy rekonesans. Natomiast jak już trzeba głębiej sprawdzić, to są specjalistyczne grupy w zespołach antyterrorystycznych, które dysponują dodatkowym sprzętem specjalistycznym - powiedział b. policjant.
Po sprawdzeniu i szczegółowym przeszukaniu budynku policjanci przekazują obiekt z powrotem do dyspozycji gospodarza.
Podkreślił, że służby mają metody i środki, które pozwalają na ustalenie autorów anonimowych alarmów bombowych. - Często tożsamość takiej osoby zostaje ustalona i jest ona pociągana do odpowiedzialności. Często też sądy orzekają, by sprawca takiego alarmu pokrył koszty działań, które mogą wynosić nawet setki tysięcy złotych - powiedział.
Dodał, że kiedy wiadomości e-mail zostały rozesłane za pośrednictwem serwerów znajdujących się za granicą, to do służb tych państw kierowane są wnioski o pomoc prawną, co pozwala zlokalizować adresy, z których takie wiadomości były wysyłane.
Zgodnie z kodeksem karnym, fałszywy alarm jest traktowany jako poważne przestępstwo. Grozi za to od sześciu miesięcy do lat ośmiu więzienia. Sąd może też nałożyć na sprawcę nakaz pokrycia kosztów akcji służb ratowniczych.
Ostrzejsze kary za fałszywe alarmy bombowe wprowadzono do przepisów przed piłkarskimi mistrzostwami Europy, których Polska była współorganizatorem w 2012 roku. Wcześniej sprawcy takich alarmów byli karani na podstawie przepisów kodeksu wykroczeń, najczęściej grzywną, czasem aresztem do 30 dni.
Do wielu instytucji w całym kraju m.in. szpitali, prokuratur, sądów dotarła e-mailem anonimowa informacja o podłożeniu ładunku wybuchowego. Z niektórych z budynków ewakuowano ludzi. Według policji wszystko wskazuje na to, że informacja pochodzi od tej samej grupy osób.