Gdzie byli ratownicy?
Nie zmienił się stan zdrowia 11-letniego
Kamila z Lipnicy Wielkiej, który uległ poważnemu wypadkowi w
krakowskim Parku Wodnym. Nadal nie odzyskał przytomności.
Chłopiec znajduje się w stanie bardzo ciężkim - informuje
"Dziennik Polski".
Jak powiedział "DP" Marcin Mikos, rzecznik prasowy Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu, dziecko pozostaje na oddziale intensywnej terapii, a lekarze walczą o jego życie.
Wczoraj skontaktował się z "DP" pan Jarosławem P., który był pierwszym kierownikiem ratowników w Parku Wodnym oraz twórcą systemu ratownictwa w tym obiekcie.
Na początku pracowało w Parku 20 ratowników, z których każdy obserwował inny fragment basenów. Tam jest wiele różnych urządzeń: murki, fontanny, zjeżdżalnie. Niezależnie od tego ratownik musi widzieć wszystko. Obawiam się, że przy zmniejszonej ilości ratowników dziś to jest niemożliwe- mówi pan Jarek. Można było zmniejszyć ilość ratowników, ale równocześnie zmienić cały system ich ustawienia, a nie tylko likwidować pojedyncze stanowiska - twierdzi.
Winnym jest szef ratowników, który zmienił system ratownictwa, obcinając ilość ratowników oraz dając im dodatkowe zajęcia, takie jak kierowanie ruchem na zjeżdżalni, mimo iż ratownik w czasie dyżuru nie powinien wykonywać innych czynności- mówi Jarosław P. Nie jest też dobrze, że ratownicy nie podlegają już WOPR-owi. Teraz są to pracownicy Parku Wodnego - dodaje.
Monika Nowińska, specjalista ds. Marketingu i Public Relations w krakowskim Parku Wodnym w Krakowie przyznaje, że współpraca z krakowskim WOPR-em została rozwiązana we wrześniu 2002 r. Jednak jej zdaniem obecny system ratownictwa, który funkcjonuje w obiekcie przez ponad cztery lata, działał skutecznie. (PAP)