"Gdyby Pawlak się nie zgodził, mielibyśmy wojnę domową"
- Żeby odsunąć szaleńców , musiałem poszerzyć bazę polityczną - powiedział Lech Wałęsa w wywiadzie dla "Wprost", tłumacząc w ten sposób, dlaczego powołał Waldemara Pawlaka na premiera w rządzie Jana Olszewskiego. - Gdyby Pawlak wtedy się nie zgodził być premierem, to mielibyśmy wojnę domową - dodał Wałęsa.
30.07.2012 | aktual.: 21.08.2012 13:40
- Zawarłem z nim układ, że będzie tylko Pawlak jako premier i nikt od niego nie będzie ministrem. Na końcu chciał już prawie mieć wszystkich swoich ministrów! A na początku przecież ja miałem z nim uzgodnione coś innego! - mówił Wałęsa.
- Ludzie wsi myślą praktycznie. Opierają się na swoich, na sprawdzonym. Ludzie z miasta, tak jak tu, w Gdańsku, to zbieranina z całego świata, my się tu nie przyglądamy, kto, skąd, tylko czy dobrze mówi, co prezentuje. To dwa różne światy. Z tego startowaliśmy, potem Polska się zmieniała. PSL nie. Zmiana systemu, nieprzygotowane, stare kadry, bieda - to wszystko powoduje, że dziś już sytuacja jest kryminogenna i ona powoduje i będzie powodować takie nadużycia - tłumaczył we "Wprost".
Wałęsa ma na tą sytuację radę: uzgodnić między religiami, niewierzącymi, dziesięć przykazań wartości. Zgodnie z nimi uczyć, wychowywać, awansować, karać. To potrwa lata, ale wychowamy człowieka sumienia! Prześlizgnie się jeden, drugi, ale wreszcie nauczymy działaczy patriotyzmu, służenia, uczciwości. Dziś oni tego w sobie nie mają
Lech Wałęsa stwierdził również, że żeby zniknęła taka partia jak PSL, musi powstać inna, która ich w demokratyczny sposób wykluczy, bo będzie mądrzejsza, będzie pilnowała pieniędzy. - A my znów nie posłuchaliśmy starego Wałęsy i zrobiliśmy najpierw progi wyborcze, a potem dajemy wielkie pieniądze tym, którzy je przekroczą. Kto się może w takiej sytuacji przebić? Nikt. Choć wiemy, że te partie, które są, już dawno by się rozleciały, gdyby nie pieniądze. I tak nikt się nie przebije, chyba że będzie strzelał - podsumował.