"Gazeta Wyborcza" musi przeprosić Czarzastego
"Gazeta Wyborcza" musi przeprosić sekretarza Krajowej
Rady Radiofonii i Telewizji Włodzimierza Czarzastego za satyryczny artykuł z kwietnia 2002 r., który sugerował, że bierze on łapówki -
orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie.
26.06.2003 | aktual.: 26.06.2003 16:21
Przeprosiny gazeta ma zamieścić w swym sobotnio-niedzielnym wydaniu na stronach gospodarczych, siedem dni po uprawomocnieniu się wyroku. Ponadto pozwani zostali zobowiązani do zapłacenia 5 tys. zł zakładowi dla niewidomych w podwarszawskich Laskach oraz do zwrotu 1800 zł Czarzastemu, z tytułu poniesionych kosztów procesu.
Czarzasty chciał od "Agory", która wydaje "Gazetę Wyborczą", 50 tys. zł na cel społeczny i przeprosin na łamach prasy za satyryczny tekst Mikołaja Lizuta opublikowany w weekendowym wydaniu "Gazety" z 13 kwietnia 2002 r. pt. "Wieści z Klewek, odcinek 3".
Artykuł był komentarzem do zarzutów postawionych Czarzastemu podczas konferencji na temat niezależności mediów, która odbyła się kilka dni wcześniej. Niektórzy przedstawiciele mediów komercyjnych zarzucili wówczas członkom Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, w tym Czarzastemu, że wykorzystując swoją władzę próbują wpływać na strukturę własnościową mediów.
Autor tekstu ironizował, że ówczesny wicenaczelny "Trybuny" Marek Barański wysłał do Klewek korespondenta, by ten dowiedział się, w jaki sposób wydawca "Gazety" chce "wykończyć" Czarzastego. Wysłannik - relacjonował Lizut - podsłuchał rozmowę, w której człowiek pracujący dla Leppera pytał swojego rozmówcę, dlaczego "GW" tak uwzięła się na Czarzastego. "Ale dlaczego tak się uwzięli? - pyta kędzierzawy brunet z rowerem. - Nie po to, kumie, żeby prawdę usłyszeć. Interesu swojego bronią, łobuzy. - A jaki "Gazeta" ma interes? Jegomość w pilotce ściszył głos: - Mają interes, żeby Czarzasty nie brał łapówek".
Sąd uznał w czwartek, że tekst Lizuta był wprawdzie w swoim zamiarze satyryczny, ale "w ostatniej części konwencja satyry załamała się i padł zarzut o braniu łapówek". Sędzia Hanna Muras podkreśliła, że sugestia ta była osadzona już nie w świecie absurdu i karykatury - jak w pierwsza część tekstu, lecz w świecie realnym i w dodatku odnosiła się bezpośrednio do artykułu zamieszczonego obok, dotyczącego prawdziwych wydarzeń związanych z Czarzastym. "To dodatkowo wzmocniło te zarzuty" - uznał sąd.
Według ustnego uzasadnienia wyroku, zamieszczona w prasie sugestia, że jakaś osoba brała łapówki - a taką sugestię sąd odczytał z ostatniego zdania artykułu - "może wzbudzić u czytelników niechęć wobec takiej osoby i odczucie, że jest ona niegodna zaufania, lub nawet nieuczciwa". "Powód nie musiał nawet udowadniać, ile osób po przeczytaniu tego artykułu przyszło do niego i powiedziało, że bierze łapówki. Liczy się opinia czytelników" - dodał sąd.
Odnosząc się do definicji satyry (strona "Gazety Wyborczej" wykazywała, że tekst "Wieści z Klewek" to satyra i fikcja), sąd zaznaczył, że według prawa prasowego satyra powinna jednak być osadzona w realiach i opierać się na rzetelnym przedstawieniu faktów, a potem ich wyolbrzymieniu, czy przerysowaniu, więc tych kryteriów nie spełniono - choć zamiar taki był.
Czarzasty nie stawił się podczas ogłoszenia czwartkowego wyroku, natomiast pełnomocnik wszystkich pozwanych, mec. Piotr Rogowski powiedział dziennikarzom, że "oczywiście będzie apelacja od tego wyroku".