Napoleon uważał, że zwycięża nie ten, kto ma przewagę w ogóle, lecz ten, kto ją ma w decydującym czasie i miejscu. Otóż dziś w Sejmie przewagę ma SLD-UP i spełnia warunek Napoleona - pisze w powyborczej analizie w Gazecie Wyborczej Ernest Skalski.
Widzi to większość polityków i komentatorów, sądząc że koalicja SLD-UP może i raczej powinna tworzyć rząd mniejszościowy. Zachęca do tego m.in. Jan Nowak Jeziorański, którego nie sposób uznać za zwolennika tej partii. Przychyla się do tego większość - 13 na 15 - członków jej kierownictwa. W tej sytuacji wypowiedzi liderów lewicy, że jeszcze nic nie jest przesądzone, wyglądają na kokieterię.
Warto zwrócić uwagę, że Miller mówi o rozmowach w sprawie stworzenia silnego rządu, a silny to wszak nie to samo co koalicyjny. Rząd może być silny na skutek należytego poparcia lub braku groźnego przeciwnika.
SLD-UP, mając 216 mandatów, mogłaby przegrać z opozycją, która ma ich 244, ale praktycznie nie widać możliwości, by mogła ona wystąpić razem w jakiejkolwiek sprawie. W przedwojennej Polsce przez kilka kolejnych kadencji rządziła sanacja. Opozycyjne partie - PSL, PPS, endecja - razem silniejsze, znacznie większą wrogość żywiły wobec siebie niż wobec niej i nie były się w stanie połączyć.
Większościowy rząd jednej partii też mieści się w demokratycznych regułach. Gdyby zaistniał teraz w Polsce, to na pewno rządziłby sprawniej, lecz nie wiadomo, czy lepiej. Kompromis czasem oznacza psucie pomysłu, czasem pomaga go doskonalić. A pozyskiwanie wsparcia, szukanie kompromisów należy do elementów rządzenia, które nie musi być łatwe, lekkie, przyjemne - pisze Skalski. (mag)