Trwa ładowanie...
d3omtl8
studenci
16-01-2017 10:14

Gatunki studenta polskiego

Studenci nie są jednolitą grupą. Różni ich głównie to, co robią poza nauką, ale i sposób uczenia się. Dlatego studentów można podzielić na pięć podstawowych gatunków.

d3omtl8
d3omtl8

W Polsce studiuje prawie dwa miliony osób. To pięć razy więcej niż w 1990 roku. – Wraz z nadejściem wolnego rynku zaczął się boom na uczelnie prywatne, studiowanie stało się bardziej powszechne, młodzi ruszyli robić karierę. Wzrosła liczba studentów, a to pociągnęło za sobą głębsze zmiany: studenci bardzo się zróżnicowali – tłumaczy profesor Bogdan Mróz z Katedry Poziomu Życia i Konsumpcji w SGH. Zajęcia studenta nie ograniczają się już do dzielenia czasu między uczelnię i akademik. Każdy – w zależności od swojej zaradności lub grubości portfela rodziców – może wybrać inny styl życia. Różnią ich gusty, podejście do nauki i kariery zawodowej. Jedni wolą przespać studia niczym niedźwiedzie zimę, inni wykorzystać każdą wolną chwilę na ciężką pracę.

Różnią się między sobą, ale mają też cechy wspólne. Opisujemy pięć podstawowych gatunków studentów.

Balangowicze

Ten pierwszy gatunek studenta (kolejność gatunków przypadkowa) to luzak przedkładający dobrą zabawę nad naukę. Balangowicze różnią się jednak znacznie od tych spotykanych na uczelniach przed laty – nie waletują w akademikach, nie pędzą w nich bimbru i nie studiują przez przynajmniej 10 lat. Ale mają też cechy wspólne ze swoimi peerelowskimi pierwowzorami: nie pracują, utrzymują się ze stypendiów socjalnych lub z pieniędzy rodziców. A przyszłość? Coś się wymyśli, jak nadejdzie.

Jednym z balangowiczów jest Piotrek Czarnecki, dla przyjaciół Halun, student IV roku politologii na Uniwersytecie imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu.

d3omtl8

– Nauka? Mam teraz ważniejsze zajęcia, na przykład spotkania z przyjaciółmi albo słuchanie muzyki. W książkach siedziałem w liceum, teraz już nie muszę. Plan układam sobie w taki sposób, by najwcześniej wstawać o godzinie 10. Zajęcia mam do 14, a potem czas wolny – mówi. Co prawda niełatwo umówić się z Halunem na rozmowę, bo właśnie trwa sesja poprawkowa, a on ma przecież do zaliczenia kilka oblanych w czerwcu egzaminów i jedno warunkowe dopuszczenie. Jeśli się uda zdać, znów czekają go długie miesiące lenistwa. Do pracy nie zamierza na razie iść, bo jeszcze nie czas na nią.

Balangowicze uczą się tylko przed sesją. Ich zdaniem bardziej opłaca się raz na pół roku zarwać kilka nocy, niż codziennie ślęczeć w bibliotece. To po prostu oszczędność czasu, który można wykorzystać o wiele ciekawiej. Stosują metodę „trzy razy z”, czyli zakuć, zdać, zapomnieć, dlatego niedługo po egzaminie zdobyta nocami wiedza szybko się ulatnia.

Tacy studenci najczęściej uczą się dziennie na państwowych uczelniach. Nie muszą za nie płacić, dlatego nie muszą przejmować się szukaniem pracy podczas studiów i dlatego tak trudno wyobrazić im sobie swoją pracę po studiach. Mieszkają w akademikach, wynajętych pokojach lub z rodzicami. Bo balangowiczem może być każdy, niezależnie od statusu materialnego rodziców czy miejscowości, z której pochodzi. Musi mieć tylko jedną cechę – spryt. Bez niej trudno mu będzie skończyć studia.

Dzięcioły

Przeciwieństwem balangowiczów są „dzięcioły”. Im zapał do nauki nie minął wraz ze zdaniem matury. Wiedzą, jak pożądany bywa student z prawdziwą wiedzą w głowie, dlatego bez wstydu (inaczej niż ich poprzednicy sprzed lat) przyznają, że po prostu lubią się uczyć. Marta Zobeniak, koleżanka Haluna z roku, sesję zakończyła przed wakacjami ze średnią 4,8. W tym roku zaczyna też drugi kierunek – stosunki międzynarodowe. Po studiach chce zostać na uczelni i zdobywać kolejne tytuły naukowe. A praca podczas studiów? – Nie zarabiam, ale za to działam w Ośrodku Badań i Edukacji Europejskiej i zamierzam związać się z Centrum Integracji Europejskiej. Współorganizuję też konferencje naukowe, wykłady, spotkania z ważnymi dla nauki ludźmi. W CV będzie to wyglądało równie dobrze jak staż w międzynarodowej korporacji – uważa Marta.

d3omtl8

Bo dzięcioły swój czas dzielą między naukę a działalność w różnych organizacjach, od samorządu studenckiego począwszy, na organizacjach charytatywnych skończywszy. Są uporządkowani, sumienni, dokładni. Częściej niż w kawiarni można ich spotkać w bibliotece. Utrzymują się ze stypendiów naukowych i z pieniędzy rodziców.

Z badań przeprowadzonych przez portal Studentnews.pl oraz Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że o studiach doktoranckich myśli aż 18 procent respondentów. Oznacza to, że dzięcioły stanowią bardzo liczną grupę. Z McPracownika w pszczółkę

W przeciwieństwie do poprzednich, dość tradycyjnych gatunków „McPracownik” jest nowym typem studenta. Naukę na uczelni rozpoczął niedawno lub właśnie dostał się na studia. Mimo młodego wieku już chce lub musi zarabiać. Ale brak doświadczenia pozwala mu wykonywać tylko mało ambitne zajęcia.

d3omtl8

– Na razie jeszcze za wcześnie na poważną pracę, ale niedługo o tym pomyślę – deklaruje 19-letnia Agnieszka Rogala, która zarabia, rozdając ulotki. Wręcza je przebrana między innymi za Pomysłowego Dobromira. – Za pracę w przebraniu płacą więcej. Jako Dobromir dostaję na rękę dziewięć złotych za godzinę, a jako ja tylko osiem. Agnieszka właśnie zaczyna studia w Wyższej Szkole Ekologii i Zarządzania na kierunku architektura krajobrazu. Próbowała dostać się do Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, ale bez skutku. Wtedy z pomocą przyszedł jej wujek, który zobowiązał się zapłacić za prywatną naukę. Nie musi więc martwić się o czesne, mimo to postanowiła dorabiać.

W podobnej sytuacji jest Monika Zalewska, studentka drugiego roku iberystyki na Uniwersytecie Warszawskim: – Dobrze płacą na promocjach, nawet do kilkunastu złotych za godzinę. No i przebieranki są w cenie. Jako Statua Wolności rozdająca zapachy do aut zarabiałam 12 złotych za godzinę.

McPracownicy sprzedają hamburgery w barach szybkiej obsługi lub dzienniki na ruchliwych skrzyżowaniach. Pracują na umowę-zlecenie lub na czarno. Miesięcznie zarabiają do tysiąca złotych. – To ludzie, którzy szybko chcą być niezależni i jak najmniej obciążać rodziców. Uczą się i na państwowych, i na prywatnych uczelniach – charakteryzuje McPracowników profesor Bogdan Mróz.

d3omtl8

Po dwóch–trzech latach takiej pracy zamieniają się w „pszczółki” i rozpoczynają poważną karierę zawodową. Już na III roku podejmują staże w dobrych firmach, ich zarobki są coraz wyższe, a miejsce na rynku pracy coraz stabilniejsze.

Taką drogą podąża Klaudia Sobolewska z Łomży. Właśnie zaczyna IV rok studiów na zaocznym ogrodnictwie na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. – Przez półtora roku pracowałam w wypożyczalni kaset wideo w rodzinnym mieście, pięć dni w tygodniu. Co dwa tygodnie musiałam na trzy dni wyjechać do szkoły. W ogóle nie miałam wolnego czasu, więc w końcu zrezygnowałam – mówi. – Od niedawna mam jednak dobrą pracę, bo aranżuję kuchnie w firmie, która sprzedaje meble – dodaje Klaudia.

Katarzyna Kosińska, studentka V roku kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim, pracuje z kolei w firmie organizującej eventy. Deklaruje, że z tą branżą chce się związać na stałe. Wcześniej pracowała w dwóch firmach PR-owskich. Zanim jednak znalazła tak poważne zajęcia, dorabiała jako kelnerka, między innymi podczas wakacji, które spędzała w Londynie. Dziś jest już modelowym pracownikiem. – To ważne, żeby już na studiach zacząć tak zwaną normalną pracę. Aby zdobyć doświadczenie, zadomowić się na rynku, a nie miotać się potem z pustym CV, za to z dyplomem magistra w kieszeni – przekonuje.

d3omtl8

Z badania „Pracodawca roku” przeprowadzonego rok temu przez organizację studencką AIESEC Polska wynika, że pszczółki to prawie 17 procent studenckiej społeczności. Ankieterzy AIESEC przepytali pięć tysięcy osób z 43 uczelni w Polsce. Okazało się, że 12,2 procent studentów ma stałą pracę w pełnym wymiarze godzin, 2,1 procent w niepełnym wymiarze, a 2,6 procent już założyło własne firmy. Niestety, coś za coś. Pszczółki najczęściej przedkładają karierę zawodową nad naukę. Uczelnię kończą niejako z rozpędu. Z miesiąca na miesiąc coraz trudniej jest im zasiąść do nauki. Często poprzestają na absolutorium, na napisanie pracy magisterskiej nie starcza im już zapału. Po prostu inaczej rozkładają akcenty w życiu. Jeśli muszą wybrać między spełnieniem kolejnego polecenia szefa a zajęciami na uczelni czy robieniem notatek w czytelni, wybierają to pierwsze. Nowa młodzież bananowa

Najmniej liczną grupą są dzieci bogatych rodziców, czyli tak zwana bananowa młodzież. Ten gatunek studenta uczy się na prywatnych drogich uczelniach. Bananowcy nie pracują, a mimo to niczego im nie brakuje. Myli się jednak ten, kto myśli, że próżnują. Wręcz przeciwnie. Z domu wynoszą silne poczucie obowiązku. Ich rodzice zrobili oszałamiające kariery, oni więc chcą pójść w ich ślady. Żeby to się udało, muszą się naharować.

Igor Wyżycki, student II roku finansów i bankowości w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania, mimo swoich 21 lat ma już za sobą pierwsze sukcesy biznesowe, teraz zaś rozpoczyna karierę na uczelni. Jeszcze rok temu prowadził działalność gospodarczą: sprowadzał do Polski kubańskie cygara, których jest wielkim miłośnikiem. Niestety, musiał zrezygnować, bo nie starczało mu czasu na naukę. Decyzja się opłaciła – rzucił się w wir akademickiego życia organizacyjnego, w efekcie od tego roku będzie najmłodszym w historii prezesem Studenckiego Koła Naukowego „Tygryski”, małej wersji stowarzyszenia Tiger, które założył między innymi profesor Grzegorz Kołodko i laureat Nagrody Nobla Robert A. Mundell (Tiger bada rozwój gospodarek krajów Europy Środkowo-Wschodniej i Azji).

d3omtl8

Igor ma w planach pokonanie jeszcze wielu szczebli kariery. – Mój tata skończył kilka fakultetów, dziś jest uznanym biznesmenem. Mam nadzieję pójść w jego ślady – deklaruje. – Zamierzam rozpocząć studia na kolejnym kierunku, następnie zrobić doktorat, wyjechać na jakiś czas za granicę, by tam zdobywać wiedzę. Można skończyć jeden kierunek, a potem dostawać minimalną pensję, ale taki scenariusz zupełnie mnie nie interesuje.

Igor gra co prawda na giełdzie, ale zastrzega, że nie nazwałby tego pracą. – Po prostu zdobywam pieniądze na pielęgnowanie mojego hobby, jakim jest zbieranie luksusowych zegarków – mówi skromnie. Rodzice nie chcą jednak finansować aż tak drogiego hobby. Nie żałują za to pieniędzy na edukację syna. Semestr studiów na Koźmińskim kosztuje ich cztery tysiące złotych. To i tak mniej niż Społeczne Liceum Ogólnokształcące w Milanówku, które skończył Igor.

Czas dobry dla wszystkich

Dziś właściwie każdy student z wymienionych wcześniej gatunków, który właśnie kończy naukę, może bez większych problemów znaleźć pracę. Profesor Wiesława Kozek, dyrektor Instytutu Socjologii na Uniwersytecie Warszawskim, zauważa, że rynek jest obecnie przyjazny wszystkim osobom z wyższym wykształceniem. Zmalała stopa bezrobocia, dużo osób wyjechało za granicę. Pracodawcy czekają z otwartymi ramionami na młodych wykształconych ludzi. Jednak we wcale nieodległej przyszłości sytuacja może się zmienić. Coraz częściej poszukiwani są bowiem wyuczeni specjaliści, a do nich nie można zaliczyć balangowiczów, którzy ledwo zaliczają kolejny rok, a to, czego się nauczą, i tak zapominają.

Lepsze czasy przyjdą dla pszczółek. Bo choć dotychczas pracodawcy nikogo nie pytali o stopnie w indeksie, powoli się to zmienia. W dużych korporacjach, takich jak PriceWaterhouseCooper, już podczas wypełniania aplikacji trzeba się pochwalić stopniem z dyplomu. Niebawem może stać się to wymogiem w każdej szanującej się firmie. Niezależnie od wszystkiego i tak najlepiej zawsze będzie się wiodło absolwentom z doświadczeniem. Tak jest teraz i tak będzie. – Najlepiej jeśli świeży magister wykonywał już jakieś poważne zajęcie, ale jeśli pracował w McDonaldzie, też ma duży plus. Taka praca uczy bowiem dyscypliny, odpowiedzialności, czyli cech, które są niezwykle ważne – podkreśla Adam Ambrozik z Konfederacji Pracodawców Polskich.

Kasa łączy

W tym roku po powrocie z wakacji żacy mieszkający w dużych miastach zorientowali się, że ceny za wynajem mieszkań skoczyły o 20–30 procent. Rozpoczęli więc internetowy protest. Strona z ogłoszeniami została zasypana postami typu: „Dołączam się do protestu. Wynajmującym już zupełnie odbiło we Wrocławiu. Oferują nędzny standard i żądają horrendalnych opłat. Pytam się za co???”.

Studentów poparli rektorzy, którzy apelowali do właścicieli mieszkań, by obniżyli ceny. Sprawa została nagłośniona w mediach i... tyle. Wiele się nie zmieniło, ale studenci nareszcie sobie przypomnieli, że chociaż są zróżnicowaną grupą, czasem jadą na tym samym wózku. Ale jednoczą się tylko wtedy, gdy chodzi o pieniądze.

Katarzyna Jaroszyńska

d3omtl8
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3omtl8
Więcej tematów