Gangsterzy nie strzelają w Zakopanem
Kraków i Małopolska były ziemią niczyją.
Zakopane terenem neutralnym. Między polskimi gangami nie było tu
rywalizacji. Bo tu przyjeżdżało się na wypoczynek. Gangsterzy
szanowali ten układ. Tak bardzo, że jednego z największych
kosztowało to życie - pisze "Gazeta Krakowska".
Środa, centrum Zakopanego. Parking przed supermarketem. Do wychodzącego ze sklepu podbiega czterech mężczyzn. Szamotanina. Srebrne audi taranuje słupki ogrodzeniowe i zaparkowane samochody i odjeżdża z piskiem opon. Słychać strzały. To zasadzka na łódzkiego gangstera poszukiwanego listem gończym, który, jak się okazało... prowadził w Zakopanem knajpę.
Co najciekawsze lubił wyróżniać się z tłumu. Jego samochód miał rejestrację z napisem "Joker". Gangsterowi udało się uciec. Porzucony samochód znaleziono w Kościelisku, ale pętla już się zacisnęła. Kilka godzin później na jednej z krakowskich ulic samochód przestępcy otoczony został przez policję. Już wcześniej był śledzony. Wykorzystano moment, gdy auto zatrzymało się przed światłami przy Zwierzynieckiej. Dariusz K. został zatrzymany. Wraz z nim dwóch zakopiańczyków powiązanych z grupą złodziei samochodów.
Dziś po polskich strukturach mafijnych zostały tylko resztki, ale nie ma się co łudzić, że taki stan będzie trwał wiecznie. Polskie gangi będą się odradzać. Będą próbowały zdobyć wpływy i pieniądze - stwierdza "GK". (PAP)