Gang seksualnych szantażystów
Co najmniej kilkuset łodzian, w tym wielu VIP-ów, może spodziewać się w najbliższych dniach "wizyty" przedstawicieli prawa. Dwa dni temu policjanci z łódzkiego Zarządu Centralnego Biura Śledczego zlikwidowali gang stręczycieli, który przez dwa lata zastawiał pułapki na znanych łódzkich biznesmenów, lekarzy, adwokatów, nauczycieli.
"Bank danych"
Do dziewięciu mieszkań w Łodzi, trzech w Warszawie i jednego w Łasku policjanci wtargnęli w środę punktualnie o godz. 6. Wszyscy podejrzani byli tak zaskoczeni, że nikt nie stawiał oporu.
W trzech mieszkaniach w Łodzi i w jednym w Brzezinach wynajmowanych przez gang dla własnych potrzeb znaleziono w licznych skrytkach kilkaset kaset wideo ze spotkań ofiar z prostytutkami, zdjęcia zrobione z filmów oraz kartotekę szantażowanych osób. Amatorzy płatnego seksu z damskimi i męskimi prostytutkami zwabiani byli do wynajętych mieszkań, w których ukryte kamery i mikrofony rejestrowały ich miłosne igraszki. Gdy klienci prostytutek już zapomnieli o chwili słabości, po miesiącu, dwóch zgłaszał się do nich nieznany mężczyzna i pokazywał kasetę, bądź zdjęcia.
Za nieujawnianie kompromitujących nagrań żądał nawet 100 tys. zł. W przypadku odmowy groził, że pokaże taśmę rodzinie lub kolegom z pracy.
Mózg z tekstylnej branży
Do wczoraj zatrzymano 13 osób w wieku od 25 do 47 lat, w tym jedną kobietę. Prokuratoer wystąpił o aresztowanie 10 z nich, w tym szefa grupy. Gangiem dowodził 39-letni Sylwester F., biznesmen z branży tekstylnej. Wszystkim zarzucono udział w zorganizowanej grupie przestępczej i wymuszenia rozbójnicze. Za to grozi 10 lat paki.
Przez blisko dwa lata działalności gang Sylwestra F. zdążył zaszantażować kilkaset osób. Większość z nich zapłaciła haracz. Kupowali milczenie szantażystów najczęściej za 30 do 60 tys. zł.
Ale to nie koniec – zapowiadają policjanci. Niedługo za kratki ma trafić kolejnych kilkudziesięciu podejrzanych. – Cała grupa była głęboko zakonspirowana, a przestępcy mieli ściśle określony podział ról – mówi podinspektor Witold Kozicki, rzecznik prasowy KWP w Łodzi. – Jedni wybierali starannie swoje ofiary. Inni zbierali informacje o ich statusie majątkowym, a jeszcze inni zwabiali pokrzywdzonych do wynajmowanych mieszkań.
Mózg gangu – Sylwester F., oficjalnie prowadził firmę, która handlowała tkaninami z Dalekiego Wschodu. Na początku jego ofiarami byli przedsiębiorcy i handlarze z Głuchowa czy Tuszyna. Później zabrał się za poważniejszych biznesmenów.
Sylwester F. miał w grupie trzech zaufanych ludzi przez których wydawał polecenia: Piotra P. – nauczyciela WF w jednej z łódzkich szkół, Tomasza C. – przedsiębiorcę z Łasku i Wojciecha G. – łódzkiego przedsiębiorcę, prowadzącego m. in. studio tatuażu. Cała trójka to koledzy ze studiów na AWF.
Bojówki i dziewczyny z agencji
Przy gangu działały również dwie tzw. grupy bojowe. Jedna, którą dowodził Łukasz G. pochodzi z Warszawy i jest powiązana z gangiem mokotowskim.
Druga "bojówka", na czele której stał Rafał S. łączona jest z tzw. łódzkim młodym miastem. Główną rolę odgrywał w niej instruktor wojskowych sztuk walki. Spotykali się w jednym z klubów przy al. Kościuszki, gdzie razem trenowali.
Bojówkarze wchodzili do akcji, gdy szantażowany nie chciał płacić. W najbliższych dniach na "wycieczki do lasu" mieli zabrać kolejnych trzech łódzkich przedsiębiorców.
– Jednego lekarza chcieli zrobić na tzw. wydrę – wspomina policjant biorący udział w akcji. – Wezwali go do mieszkania na zwykłą wizytę. Ponieważ nie skusiły go wdzięki prostytutki, zarejestrowano jedynie jak ją badał. Materiał filmowy zmontowano i w ten sposób próbowano go zmusić do płacenia. W większości przypadków jednak dochodziło do stosunków seksualnych między ofiarami, a podstawionymi kobietami.
– Jeżeli ofiary na przykład były pijane, to nagrania preparowano tak, by wyglądały na kompromitujące – dodaje inny funkcjonariusz. Prostytutki z łódzkich agencji towarzyskich działały świadomie. Jedne były na pensji (2 tys. zł miesięcznie), a inne wynajmowały się dorywczo (500–600 zł za godzinę).
47-letni mężczyzna, którego podstawiał gang jako męską prostytutkę ukończył prawo. Za "numer" brał 1–2 tys. zł. Mieszkania zaś, w których filmowano ofiary zmieniane były co miesiąc. Wynajmowano je na fałszywe dokumenty. Były to zarówno luksusowe apartamentowce, jak i zwykłe "M" w wieżowcach.
W akcji pod kryptonimem "Hollywood" wzięło udział ponad 100 funkcjonariuszy CBŚ z Łodzi, Warszawy, Częstochowy i Kielc oraz Samodzielny Pododdział Antyterrorystyczny (SPAT), a także z wydziału kryminalnego KWP z Łodzi.
Do tej pory policji udało się ustalić kilkanaście osób pokrzywdzonych. Z zabezpieczonego materiału dowodowego wynika jednak, że ofiar może być kilkaset.
(dg)