Fundacja zaklinowana w windzie
Bezduszne procedury urzędnicze doprowadziły do tego, że będziemy musieli zawiesić działalność - skarży się Teresa Jednoróg, szefowa Fundacji Dom Rodzinnej Rehabilitacji Dzieci z Porażeniem Mózgowym w Opolu.
24.08.2004 | aktual.: 24.08.2004 10:08
Państwo Jednorogowie sami są sobie winni, bo nie dopełnili formalności, choć byli ich w pełni świadomi - mówi Tomasz Szurmak, dyrektor Wydziału polityki społecznej urzędu wojewódzkiego. Chodzi o Zakład Aktywności Zawodowej (ZAZ), który otwarto uroczyście w Opolu na początku czerwca. W świetle prawa nie powinno w ogóle dojść do jego uruchomienia, bo w tym momencie ZAZ nie miał już statusu zakładu aktywności zawodowej. Nikt - ani Teresa i Kazimierz Jednorogowie, twórcy ośrodka, ani wojewoda, ani urząd marszałkowski - nie zwrócił wtedy uwagi na to, że ZAZ, choć fizycznie stał już na twardym gruncie, formalnie był bytem niedookreślonym. 4 czerwca, w dniu otwarcia ośrodka, odbyła się wielka feta, wieńcząca kilkuletnią ciężką pracę szefów fundacji. Ośrodek zbudowali Jednorogowie za pieniądze zebrane od darczyńców. Ośrodek jako jedyny taki w województwie daje zatrudnienie 32 osobom niepełnosprawnym o znacznym stopniu upośledzenia (i 22 innym pracownikom).
Teraz okazało się, że od 31 maja do 19 lipca działał nielegalnie, więc musi zwrócić urzędowi marszałkowskiemu 90 tys. zł. Bo to urząd daje pieniądze na bieżącą działalność ZAZ-u. Fundacja Jednorogów, która prowadzi Zakład Aktywności Zawodowej nie ma tych pieniędzy, bo zostały one wydane na bieżącą działalność zakładu: na pensje pracowników i utrzymanie budynków.
Jednorogowie plują sobie w brodę, bo sami przedobrzyli sprawę. Zdecydowali się na budowę windy w nowym obiekcie, chociaż nie była ona niezbędna: wszyscy niepełnosprawni pracują na parterze i nie mają potrzeby bywania na piętrze, gdzie mieści się tylko administracja. - Jednak chcieliśmy, żeby niepełnosprawna osoba, w razie potrzeby, nie musiała dzwonić po pracownika biura, żeby ten zszedł do niego na dół, lecz by sama mogła się do niego udać - opowiada Kazimierz Jednoróg. - Budowa windy spowodowała, że oddanie obiektu do użytku przedłużyło się. I odroczyło w czasie dopuszczenie go do eksploatacji. Mieliśmy już spory poślizg, bo w pierwszej wersji ośrodek miał być oddany do użytku 1 stycznia 2004 roku. Dlatego już w kwietniu, mimo że nie mieliśmy jeszcze dogranych wszystkich spraw technicznych, złożyliśmy wniosek o nadanie nam statusu awansem. Złożyliśmy więc w urzędzie wojewódzkim oświadczenie, że zakończymy proces formalnych pozwoleń do 31 maja. No i szef wydziału polityki społecznej wydał nam warunkowo taką
decyzję...
Niestety, w tym czasie z windą wynikły różne komplikacje: cały obiekt jest ze szkła, więc szyb windy też musiał być taki sam. W maju okazało się, że niewłaściwie obliczono wytrzymałość szkła i duża tafla pękła pod naprężeniami. Trzeba było przerobić projekt szybu, zamówić nową taflę.
- W nawale tych i innych zajęć - mieliśmy jeszcze na głowach rozruch ZAZ-u, przenosiny warsztatów terapii zajęciowej z ul. Szymanowskiego do nowego obiektu, zakup wyposażenia, nabór pracowników - zapomnieliśmy, że skończył się termin ważności statusu - tłumaczy Kazimierz Jednoróg. - Dopiero 20 lipca podnośnik razem z szybem został dopuszczony do użytkowania.
I w tym momencie zaczął się dramat. Gdy Jednorogowie wystąpili pod koniec lipca do wydziału polityki społecznej UW o przedłużenie statusu ZAZ-u, dostali do rąk decyzję o jego utracie z dniem 1 czerwca z powodu niespełnienia w oznaczonym terminie (tj. do 31 maja) wymogu dostosowania miejsc pracy do potrzeb zatrudnionych osób niepełnosprawnych. W ten sposób powstała prawie dwumiesięczna luka prawna, w której funkcjonował opolski zakład. Sytuacji nie zmieniła druga pozytywna już decyzja, przyznająca ZAZ-owi status od 29 lipca.
- Proszę nam wierzyć, że byliśmy przekonani, że dotrzymamy terminu 31 maja - mówi Teresa Jednoróg. - Mogliśmy w tym oświadczeniu podać datę 31 sierpnia 2004 i prawdopodobnie ten termin zostałby też zaakceptowany. Mąż nie przewidział, że dyrektor wydziału polityki społecznej będzie żądał stanowiska Państwowej Inspekcji Pracy, i że z kolei PIP uzależni swoje stanowisko od gotowości windy do użytku. Zarzut Jednorogów o urzędniczej bezduszności stawiany Tomaszowi Szurmakowi, dyrektorowi wydziału polityki społecznej w urzędzie wojewódzkim, jest według niego oburzający.
- Trzeba oddzielić dwie kwestie: życzliwość władz rządowych wobec państwa Jednorogów i respektowanie przepisów prawa - mówi Szurmak. - My jesteśmy po to, żeby stać na straży przestrzegania prawa. Ja nie mogę wystawić żadnego dokumentu z datą wsteczną, a do tego sprowadzałoby się spełnienie prośby wystosowanej w lipcu przez szefów fundacji o „przedłużenie decyzji” wydanej w kwietniu. Co to znaczy przedłużenie decyzji? W prawie administracyjnym nie ma takiej procedury: wygasła decyzja, musi być ponowna rejestracja. Jednorogowie mogli przyjść do mnie z prośbą o wydanie nowej decyzji pod koniec maja. Wtedy nie byłoby sprawy. Ale na miłość boską, gdy w grę wchodzą publiczne pieniądze, nie może być mowy o cofaniu procedury! Moim zdaniem, Jednorogowie zaniedbali sprawę...
Teresa i Kazimierz Jednorogowie przyznają, że cała sytuacja zaistniała jakby na ich zamówienie. Ale, według nich, jest jeszcze coś takiego jak wyższe racje społeczne. Twierdzą, że wyręczają państwo z jego roli. Od 15 lat pracują społecznie, zapewniając opiekę, rehabilitację i zatrudnienie osobom niepełnosprawnym. W sumie ze wsparcia fundacji korzysta 928 rodzin. Choćby z tego powodu oczekiwali od urzędników państwowych więcej zrozumienia i przychylności.
- Nie pozostało nam nic innego, jak napisać prośbę do ministra polityki społecznej o uchylenie w całości decyzji dotyczącej utraty statusu zakładu aktywności zawodowej i zmiany terminu przyznania go na dzień 1 czerwca. Mamy nadzieję, że minister rozpatrzy naszą sprawę pozytywnie - mówi Teresa Jednoróg.
Joanna Jakubowska