Francuskie służby specjalne działają w Iraku
Porwanie w Iraku dwóch francuskich
dziennikarzy i ich trwająca prawie cztery miesiące niewola
skłoniły francuski wywiad do większego zaangażowania się w
działania operacyjne w Iraku - pisze dziennik "Le Monde".
15.12.2004 | aktual.: 15.12.2004 20:16
"Le Monde" zaznacza, że chodzi zarówno o znaczne zwiększenie liczby ludzi pracujących dla francuskich służb specjalnych, jak i wykorzystanych "środków technicznych".
Dzięki temu służby te zidentyfikowały co najmniej pięciu francuskich muzułmanów, którzy pojechali do Iraku brać udział w walkach przeciwko Amerykanom - dodaje "Le Monde". Trzech z tych bojowników już nie żyje, a jeden siedzi w syryjskim więzieniu.
Piąty francuski bojownik to Fawzi D., nazywany w artykule "emirem- dowódcą" około 20-osobowej grupy zbrojnej, wywodzącej się z Faludży.
"Le Monde" zaznacza, że chociaż takie wyjazdy z Francji do Iraku są zjawiskiem marginalnym, to komórki, których zadaniem jest rekrutacja chętnych do walki młodych muzułmanów, są we Francji dobrze zakorzenione. W Iraku czekają na nich z kolei przygotowane miejsca w domach i meczetach "wyspecjalizowanych" w przyjmowaniu zagranicznych bojowników.
Takim ośrodkiem, gdzie prowadzona jest swego rodzaju indoktrynacja muzułmanów, a potem duchowe przygotowanie go wyjazdu, ma być na przykład - pisze "Le Monde" - meczet Addawa w jednej z dzielnic Paryża, zamieszkanych przez emigrantów.
Jeden z cytowanych przez dziennik oficerów wywiadu powiedział, że liczba francuskich muzułmanów wyjeżdżających do Iraku jest stosunkowo niewielka, bo ci młodzi ludzie jadą tam na pewną śmierć.
W Iraku, w przeciwieństwie do Afganistanu z czasów talibów, nie ma obozów szkoleniowych. Chętny do dżihadu od razu trafia w sam środek morderczej wojny, nie mówiąc o samobójczych zamachach - powiedział oficer.
"Le Monde" pisze, że ogólna liczba zagranicznych bojowników walczących w Iraku jest trudna do oszacowania i wynosi od tysiąca do dwóch tysięcy. Większość z nich pochodzi z krajów arabskich: Jordanii, Arabii Saudyjskiej, Syrii, Jemenu i Kuwejtu.
Michał Kot