Francja i Belgia radzą obywatelom, by opuścili Mali
Francja i Belgia zaleciły swoim obywatelom, by opuścili Mali, gdzie pod koniec marca doszło do wojskowego zamachu stanu. Nowe władze Mali nie kontrolują północy kraju, gdzie sytuację po puczu wykorzystują rebelianci z plemienia Tuaregów.
02.04.2012 13:19
Na swojej stronie internetowej francuskie MSZ radzi obywatelom, których obecność w Mali nie jest niezbędna, by tymczasowo opuścili kraj w związku z "niestabilną sytuacją". Podobny apel pojawił się na stronie belgijskiego resortu dyplomacji. - W związku z zagrożeniem terrorystycznym w regionie żadne miejsce nie może być uznawane za bezpieczne. Nie można też całkowicie wykluczyć możliwości porwania i zamachu - podkreśla MSZ.
Kapitan Amadou Sanogo, szef junty wojskowej, która obaliła prezydenta Amadou Toumani Tourego, w niedzielę zgodził się na przywrócenie konstytucji Mali z 1992 roku i poinformował, że w kraju zostaną przeprowadzone wybory. Sanogo dodał, że ich zorganizowaniem zajmie się rząd przejściowy. Dowódca junty nie powiedział jednak, kiedy miałby on zostać powołany; nie podał też daty wyborów.
Była to najpewniej odpowiedź na postawione Mali ultimatum, którego termin mija w poniedziałek. Sąsiedzi Mali ostrzegali, że wprowadzą sankcje, jeśli junta nie przywróci konstytucji. Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS), która groziła wstrzymaniem wymiany handlowej z Mali, izolacją dyplomatyczną i zamrożeniem funduszy z regionalnego banku centralnego, nie zareagowała na niedzielną zapowiedź Sanogo.
Według prawników deklaracja Sanogo jest sprzeczna. Przywrócenie konstytucji z 1992 roku powinno oznaczać, że szefem państwa znowu zostanie obalony prezydent - powiedział profesor prawa z Uniwersytetu w Bamako Malick Sarr, cytowany przez agencję Associated Press.
Tymczasem trwa rebelia zbuntowanego plemienia Tuaregów. W piątek zajęli oni miasto Kidal, oddalone o ok. 1300 km od stołecznego Bamako. W sobotę z kolei w ich ręce trafiło największe miasto na północy, Gao. Mieszkaniec Timbuktu powiedział, że w niedzielę po zaciętych walkach rebelianci weszli też do tego historycznego miasta w środkowej części kraju.
Kryzys w Mali rozpoczął się 21 marca, gdy w bazie wojskowej w Kati, ok. 10 km od pałacu prezydenckiego, doszło do buntu żołnierzy. Protestowali przeciwko niedostatecznym działaniom rządu w obliczu rebelii Tuaregów na północy. Około 30-letni kapitan Sanogo, mający za sobą szkolenie w USA, był jednym z niewielu oficerów, który nie uciekł z obozu, gdy wybuchł bunt. Wkrótce stał się przywódcą puczu.
W wyniku zamachu stanu obalony został demokratycznie wybrany prezydent Toure. W środę zapewnił, że pozostaje w kraju, jest wolny, cały i zdrowy. Toure miał ustąpić po wyborach prezydenckich, planowanych na koniec kwietnia.
Na północy Mali w ostatnich tygodniach doszło do nasilenia działań tuareskich rebeliantów. W trwającej od dwóch miesięcy rebelii uczestniczy Narodowy Ruch Wyzwolenia Azawad (MNLA), ruch polityczno-militarny powstały w końcu 2011 roku z połączenia różnych ugrupowań tuareskich, a także dobrze uzbrojeni i doświadczeni tuarescy żołnierze byłych wojsk libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego.