Formuła 1 - kosmiczny wyścig
Bolid Roberta Kubicy pali litr benzyny na kilometr. Dzięki swej konstrukcji, gdy rozpędzi się do 160 km na godzinę, mógłby jechać po suficie. Spadłby jednak, gdyby fotel kierowcy przesunąć choćby o dwa centymetry.
29.09.2006 07:54
Już zakręciło się wam w głowie? Nic dziwnego, a podobnych ciekawostek są setki. To dzięki nim Formuła 1 fascynuje miliony ludzi na świecie - od gospodyń domowych po profesorów renomowanych uczelni. U progu nieuchronnej Kubicomanii, która może przyćmić niedawny kult Małysza, warto poznać część tajemnic najszybszego sportu na świecie. Tu nie liczą się koszty - opłacalne jest wszystko, co czyni bolid jeszcze szybszym i bezpieczniejszym.
Rozwiązania wprowadzane dziś do F1 dopiero za dziesięć lat trafią do seryjnych samochodów - uważa Marcin Czachorski, rzecznik pierwszego Polaka wśród najszybszych kierowców świata. To określa podstawową rolę Formuły 1 - największego laboratorium doświadczalnego współczesnej motoryzacji.
Piekło w raju
Kółko z klaksonem pośrodku ma się do kierownicy bolidu jak cep do kombajnu. Sama instrukcja obsługi drążka sterowniczego wozu Kubicy liczy 30 stron tekstu. Dłonie kierowcy podczas jazdy spoczywają na urządzeniu wyposażonym w dziesiątki przycisków. Zwykły kierowca może tylko marzyć, by pod ręką mieć wszystkie funkcje auta - w F1 to konieczność, bo oderwanie palców od kierownicy przy astronomicznej prędkości grozi katastrofą.
Myli się jednak, kto uważa, że jazda bolidem to gratka. Szybkość i adrenalina podniecają wielu, ale mało kto potrafiłby sprostać takiemu wyzwaniu.
Podczas jazdy kierowca na sobie odczuwa szaleńczy pęd powietrza smagającego bolid, gdyż nie siedzi w kabinie osłoniętej szybą. Jedyną ochronę stanowi kask i kombinezon. Nie ma też żadnych wycieraczek, więc w czasie deszczu, jak podczas sierpniowego wyścigu o Grand Prix Węgier, widoczność jest bardzo ograniczona - dopowiada rzecznik Kubicy.
W aucie panuje też wysoka temperatura. Umieszczony za plecami kierowcy silnik chłodzony jest powietrzem, które uchodzi na zewnątrz tuż obok fotela. W efekcie podczas jazdy smaży się on w 60 stopniach Celsjusza.
W niedawnej Grand Prix Turcji było jeszcze gorzej. Awaria jednego z systemów zwiększyła temperaturę wewnątrz kabiny Kubicy do 80 stopni. I to przewidzieli jednak konstruktorzy teamu BMW Sauber, bo w Formule 1 myśli się o najdrobniejszych szczegółach. Kierowca może na bieżąco uzupełniać płyny w organizmie - bez odrywania rąk od kierownicy.
Zbiornik z napojem, przygotowanym przez fizjoterapeutę, połączony jest wężykiem z kaskiem kierowcy - informuje Marcin Czachorski. Żeby się napić, wystarczy wcisnąć odpowiedni klawisz na kierownicy. Mimo takich udogodnień jazda rozgrzanym bolidem przypomina wyprawę do piekła.
Mistrz intelektu ucieka
Żeby zostać gwiazdą F1, nie wystarczy wyzbyć się strachu przed prędkościami dochodzącymi do 350 km na godzinę. Bolid nafaszerowany jest niezliczonymi czujnikami, rejestrującymi wszelkie dane o pracy każdego elementu konstrukcji. Podczas jazdy kierowca otrzymuje setki informacji i musi je zinterpretować w ułamkach sekund.
Robert jest wyjątkowo wrażliwym kierowcą - podkreśla Marcin Czachorski. Jak mało kto, Kubica łączy świetną technikę jazdy z umiejętnością reagowania na "kaszlnięcia" bolidu. Właśnie ta cecha wyróżnia Polaka w stawce rywali. Zanim do jego uszu dotrze rada mechaników, którzy dzięki radiowym łączom wiedzą jak pracuje bolid, Robert sam dokonuje korekt, i wyciska z samochodu maksymalne osiągi. Nie oznacza to, że mechanicy są zbędni. Gdy trzeba, ich analizy pozwalają skorygować pracę silnika i to na odległość - bez sprowadzania samochodu do boksu. Skoro jednak decydują tysięczne części sekundy, kierowca-analityk to skarb. Dobre wyniki w Formule 1 osiąga się dziś intelektem. Pod tym względem Kubica dorównuje najlepszym - uważa Czachorski. Do góry nogami
Większość zespołów Formuły 1 ma dwuosobowe wyścigówki do wożenia VIP-ów i dziennikarzy. Taki pojazd prędkość stu kilometrów na godzinę osiąga w niespełna cztery sekundy, co powoduje, że pasażer, zwłaszcza gdy jest nowicjuszem, czuje w gardle bicie własnego serca. A trzeba pamiętać, że dwuosobowy bolid jest dużo wolniejszy od normalnego. Według przepisów wóz Formuły 1 wraz z kierowcą i paliwem nie może ważyć mniej niż 600 kg. Właśnie dlatego Robert Kubica został zdyskwalifikowany podczas swego pierwszego w życiu wyścigu na węgierskim Hungaroringu. Po przekroczeniu mety auto Polaka było o dwa kilogramy za lekkie, gdyż opony - przystosowane do jazdy po mokrym asfalcie - nadmiernie się zdarły, gdy tuż przed finiszem deszcz przestał padać.
Moc silnika bolidu (ok. 700 koni mechanicznych) jest tylko jednym z czynników, decydujących o jego prędkości. Równie istotny jest dobór opon, zaś najważniejsza tzw. przyczepność aerodynamiczna, czyli odpowiednie ustawienie spojlerów. Dzięki nim pęd powietrza dociska 600-kilogramowy pojazd do asfaltu z siłą kilku ton na każdej osi. Siła jest tak ogromna, że wóz po osiągnięciu prędkości 160 km/h mógłby jechać po suficie - dociskające go powietrze pokonałoby grawitację.
Ale przesunięcie fotela kierowcy o dwa centymetry zasadniczo zmienia poziom przyczepności bolidu. Dlatego siedzisko musi być zamontowane perfekcyjnie, w optymalnym punkcie, podobnie jak każda inna część wozu - podkreśla Marcin Czachorski. Nawet minimalna zmiana środka ciężkości zasadniczo wpływa na możliwości pojazdu.
McLaren na Marsie
Za Robertem Kubicą i Nickiem Heidfeldem, kierowcami teamu BMW Sauber, stoi sztab 800 inżynierów, technologów, speców od silników, zawieszeń, opon i aerodynamiki. Pod tym względem z Formułą 1 nie da się porównać żadnego innego sportu. Samochody są dopracowane pod każdym względem, a wszelkie innowacje, których w trakcie sezonu wprowadza się setki, poprzedzają żmudne testy w laboratoriach i wartych dziesiątki milionów euro tunelach aerodynamicznych. Koszty są ogromne, lecz efekty imponujące.
I nie ograniczają się tylko do motoryzacji. Niezwykłe osiągnięcie mają na koncie konstruktorzy teamu McLaren Mercedes. Zbudowane z włókien węglowych karoserie bolidów tego zespołu od lat należą do najlepszych w Formule 1. Kilka lat temu inżynierowie McLarena podjęli wyzwanie skonstruowania obudowy europejskiej sondy kosmicznej Bigl. Miała ona wylądować na Marsie, uderzając w powierzchnię planety z prędkością 70 km/h.
To nie lada kraksa, i żaden instytut badawczy nie potrafił opracować "karoserii" dla sondy. McLaren podjął wyzwanie i odniósł sukces - opowiada rzecznik Kubicy.
Nie wszystko w Formule 1 jest jednak wykonywane w kosmicznej technologii. Benzyna wlewana do bolidów nie różni się od dostępnej na normalnych stacjach. Wszystko po to, by rozwiązania stosowane w silnikach dały się z czasem przenieść do samochodów produkowanych seryjnie. Największy problem stanowi redukcja kosztów, nad którą po przetestowaniu danej innowacji głowią się setki inżynierów. Dzięki nim współczesne samochody są coraz szybsze i wciąż bezpieczniejsze. Bez Formuły 1 nie byłoby to możliwe.
Tomasz Gdula