Firmy będą podbierać dobrych urzędników
Czterech najlepszych pracowników z wydziału integracji europejskiej stracił właśnie gorzowski magistrat. To oni ściągnęli dla miasta milionowe dotacje z UE. Ale kiepsko zarabiali. Czy to samo czeka inne urzędy? - zastanawia się "Gazeta Lubuska".
28.04.2006 01:45
"Co tu kryć, prywatne firmy drenują nam kadry" - przyznaje sekretarz Ryszard Kneć. Jego zdaniem wkrótce tak samo może być w innych urzędach, bo specjalistów od funduszy nie ma w regionie za wielu.
Dziś z gorzowskiego wydziału integracji odchodzi naczelnik Paweł Kochanowski. To specjalista od funduszy europejskich. Razem ze swoimi ludźmi w ciągu ostatnich dwóch lat zdobył dla do miasta kilkadziesiąt mln euro dotacji. Sami pisali projekty, wyuczyli się szczegółowych procedur, poznali zasady przyznawania pieniędzy. Bez ich pomocy miasto nie wyremontowałoby dróg, nie dałoby rady ruszyć z przebudową mostu Staromiejskiego czy nadbrzeża Warty.
Jednak za taką fachową pracę naczelnik dostawał nieco ponad 2 tys. zł na rękę. Jego podwładni jeszcze mniej: po 1,4 tys. zł. Z sześcioosobowego zespołu najpierw odeszli właśnie oni. W ciągu ostatnich miesięcy aż trzy osoby. Teraz znika naczelnik. Wygrał konkurs na menedżera w dużej zachodniej firmie. Jego talent do zdobywania pieniędzy był wielkim atutem. Nową pracę zaczyna od maja.
Magistrat nie miał jak walczyć o swoich ludzi. "Nie mogę im podnieść pensji, bo określają je stawki zaszeregowania. Trzymam za nich kciuki, choć mi żal" - przyznaje sekretarz Kneć. Jest przekonany, że firmy coraz częściej będą przetrzebiać urzędy w poszukiwaniu fachowców, bo w 2007 r. rozpoczynają się nowe programy pomocowe UE. Do wzięcia będą miliardy euro.
"A do tego potrzeba specjalistów, którzy coś z tego tortu wykroją" - tłumaczy Kneć. Potwierdza to sekretarz Zielonej Góry Ewa Trzcińska. "Nasi urzędnicy to łakome kąski. Na razie nie ma jednak masowych odejść" - mówi "Gazecie Lubuskiej".