Fenomen Jarosława Kaczyńskiego
Pamiętam Piotra Tymochowicza, jak pokazywał człowieka z czarnym workiem na głowie mówiąc „... oto przyszły prezydent”. Przekonywał, że sam kandydat to nikt, że wszystkim jest marketing. Po serii porażek – na przykład nieudanej promocji bohaterskiej kasjerki z Biedronki, potem po efektach kampanii Marka Borowskiego, aż w końcu na skutek kompromitacji swego głównego podopiecznego – Andrzeja Leppera, Tymochowicz ulokował się raczej w świecie kabaretu niż polityki.
04.10.2007 | aktual.: 31.01.2008 14:50
Jednak obok politycznych znachorów i szarlatanów, działają spece od marketingu i analitycy. Ci, mając socjologiczne, psychologiczne i medialne oprzyrządowanie, chłodną analizą pracują na sukces partii i konkretnego polityka.
W fachowej literaturze, dotyczącej wprowadzania na rynek nowej rozgłośni radiowej podane są 4 kroki. Po pierwsze - znajdź grupę docelową. Zdecyduj, do kogo chcesz mówić – kto ma być twoim słuchaczem. W świecie tak zagęszczonego eteru, nie można już robić radia uniwersalnego, dla wszystkich (dla wszystkich, czyli dla nikogo). Jednym słowem - trzeba jasno określić swój target.
Drugi krok - zbadaj, co oni chcą - poznaj swojego potencjalnego odbiorcę. Dowiedz się o nim jak najwięcej - co lubi, a czego nie. Jakie ma tęsknoty, pragnienia. Sprawdź czego się obawia, czego na pewno nie akceptuje, z czym się nie zgadza. Teraz krok trzeci - daj mu to, co on chce, daj mu to, co trafia w jego potrzeby. A w końcu punkt czwarty i chyba najważniejszy: Wmawiaj mu, że dostał to czego chciał!
W Polsce jest grono osób, które zachowują się tak, jakby te same reguły obowiązywały świecie polityki. Są przekonani że wyborcy w kwestiach swoich preferencji podobni są słuchaczom radia. Ale czy stosując strategię handlarzy, można wprowadzić na „polityczny rynek” dowolny produkt tylko dzięki odpowiednio natężonej kampanii reklamowej?
Bo choć świat można opisywać językiem marketingu, to jednak rzeczywistość płata figle najtęższym analitykom. Wielu z nich od dłuższego czasu łamie sobie głowę nad zaskakującym zjawiskiem jakim jest w polskiej polityce Jarosław Kaczyński.
Mimo iż prezentowane badania pokazują zarówno w grupie ogólnej, jak i wśród internautów w ostatnich tygodniach 1- czy 2-procentowy spadek notowań premiera, to jednak widać, że pozostaje to bez wpływu na deklarowane poparcie dla PiS. Utrzymuje się ono, podobnie jak ocena premiera, w okolicach 30%. Czym innym jest oczywiście znaczna dysproporcja między wynikami w grupie ogólnej i wśród internautów, ale mówi to więcej o badanej grupie, niż o potencjalnym sukcesie ugrupowania. Rosnąca grupa niezadowolonych od 58 do 62% jest zjawiskiem, którego PiS nie może lekceważyć. Wszyscy pamiętają, że w Polsce elektorat negatywny jest bardzo zdeterminowany i w komplecie może stawić się przy urnach. A wtedy zyskają najgłośniejsi oponenci.
Trzydziestoprocentowe poparcie po dwóch latach rządów, po frontalnej, nie przebierającej w środkach krytyce rządu, krytyce naszej domowej i zagranicznej, to swoisty fenomen. Poparcie, które o dziwo utrzymuje się mimo niezrealizowanych obietnic, mimo wielu kiepskich pomysłów personalnych, odpływu zacnych i szanowanych polityków, fatalnych doświadczeń z fatalną koalicją.
Te relatywnie wysokie notowania nie są zasługą ani politycznych szarlatanów, ani profesjonalistów od marketingu i pijaru. W poparciu dla Jarosława Kaczyńskiego jest coś głębszego - jakaś pierwotna intuicja, którą wynosi się z atmosfery rodzinnego domu, z pierwszych lektur, ze środowiska, które kształtowało ludzką wrażliwość. (Chciałem się posłużyć zwrotem „wyssało się z mlekiem matki” ale przecież mówiono nam, że może być to tylko antysemityzm). Fenomen ten chyba najspójniej tłumaczy Zdzisław Krasnodębski. "Jarosław Kaczyński w swoim najgłębszym przekonaniu gra o Polskę. Jego punktem odniesienia jest Polska - i nic więcej. Tylko Polska. Dla wielu innych polityków jest ona ciężarem, garbem, lub co najwyżej trampoliną. Kaczyńskiemu Polska zupełnie wystarcza". Czy ludzie to czują? Myślę, że tak.
W tym upatruję powód niezmienności i lojalności sporej części wyborców. W zakwestionowaniu reguł obowiązujących przez osiemnastolecie, w widzeniu spraw Polski z jej historią, z jej miejscem w Europie - w tej wizji, którą zaproponował Kaczyński, część elektoratu rozpoznała siebie. A kto z nas nie chciałby być sobie wierny?
Jan Pospieszalski specjalnie dla Wirtualnej Polski