PolskaFatalne skutki braku światła

Fatalne skutki braku światła

Zima sprzyja chorobom psychicznym. Blisko co dwudziesty Polak cierpi na tzw. depresję sezonową (ok. 3-4%), a co dziesiąty ma jej objawy. W gabinetach psychologicznych jest też więcej pacjentów niż zwykle. – To przede wszystkim efekt zmian kulturowych i cywilizacyjnych. Uprawiamy mniej ruchu, bardziej się stresujemy i zamiast na świeżym powietrzu, większość czasu spędzamy w miejscach klimatyzowanych przy sztucznym oświetleniu – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską psycholog Iwona Jędrusik.

Fatalne skutki braku światła
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

04.02.2010 | aktual.: 08.02.2010 16:38

WP: Anna Kalocińska: Czy depresja sezonowa to młodsza siostra depresji?

Iwona Jędrusik:– Są podobne, ale wywoływane przez inne czynniki. W przypadku tzw. depresji zimowej – zwanej inaczej sezonową – jest to brak światła słonecznego i jego wpływ na zegar biologiczny człowieka , skłonność genetyczna (są osoby, których zegar biologiczny potrzebuje większej intensywności światła słonecznego niż jest to możliwe w naturalnych warunkach zimowych) i stres. Depresja sezonowa wiąże się z porą roku (zwykle trwa od listopada do marca)
. Inaczej zwykła depresja, która jest od pór roku niezależna.

Jeśli zauważyliśmy u siebie znaczne obniżenie nastroju, brak energii, odczuwamy dyskomfort psychiczny i związane z nim cierpienie, dużo sypiamy, ale wciąż się nie wysypiamy, a do tego jesteśmy stale poirytowani, to może mieć to związek z depresją zimową. Wiele osób myli ten stan z innym pojęciem – chandry.

WP: Jak je odróżnić?

– Mało kto uświadamia sobie, że wszyscy mamy momenty zmęczenia i – również psychicznie – reagujemy na zmiany zachodzące w przyrodzie. Zwykle to w okresie letnim odczuwamy wzmożoną aktywność (mamy więcej energii, mało śpimy), ale tak nie jest – i wcale nie musi być – u wszystkich. Znam osoby, które mają lepsze samopoczucie zimą niż latem. Mówię również o tych sytuacjach, z którymi spotykamy się na co dzień. Przykładowo, ktoś akurat zimą zmienił pracę na lepszą, to wiadomo, że będzie odczuwał większą radość niż kilka miesięcy wcześniej. Faktycznie, nasze organizmy – podobnie jak zwierzęta czy rośliny – silnie reagują na bodźce pogodowe. Trzeba jednak odróżnić uwarunkowaną okresem zimowym wzmożoną potrzebę snu i pogorszony nastrój od stanu chorobowego, jakim jest tzw. depresja sezonowa.

O zaburzeniu możemy mówić wtedy, kiedy mamy do czynienia z cyklicznością depresji i towarzyszącymi jej objawami. W przypadku depresji zimowej chodzi o powtarzalność sezonową, każdego roku. Występują też objawy dla niej charakterystyczne: brak energii, spowolnienie, trudności w wykonywaniu podstawowych obowiązków, permanentna senność i niewyspanie, trudności z koncentracją, poirytowanie, izolacja od ludzi. Jak również nawracające, nihilistyczne myślenie o sobie. Powtarzanie, że „wszystko nie ma sensu”, intensyfikujące poczucie pustki, osamotnienia i beznadziei. Również gorsza sprawność fizyczna, niższa odporność, przez co i częstsza zachorowalność na infekcje. Pojawiają się objawy, które częściowo lub całkowicie uniemożliwiają normalne życie.

WP: Polacy bagatelizują te objawy?

– Faktycznie w okresie zimowym do gabinetów psychologicznych przychodzi więcej osób. Nie tyle nawet z depresją, ile z lękiem. Bo na przykład szef już zauważył, że pracownik zwolnił tempo, dzieje się z nim coś niepokojącego, i zagroził zwolnieniem. Są to objawy, których nie da się na dłuższą metę ignorować. Bo na przykład mamy kłopoty ze snem i nie możemy – nawet gdybyśmy bardzo chcieli – rano wstać.

U zdrowych osób jest tak, że nawet jeśli zimą nie chce im się wstać – a zwykle się nie chce, szczególnie jeśli za oknem jest ujemna temperatura, a muszą iść do pracy – to jeśli zmuszą się, zdyscyplinują i zawezmą, to wstaną. Inaczej u osób z depresją sezonową. Nawet jeśli pójdą spać już o 22, to mogą, na przykład, przespać tylko trzy godziny. W nocy budzą się kilka razy, za każdym razem nie mogąc ponownie zasnąć, a kiedy już im się to udaje, muszą wstać do pracy. Przez to mają poczucie ogromnego, permanentnego zmęczenia i niewyspania. Takim osobom bardzo trudno jest się dobudzić. WP: Depresję sezonową często określa się mianem „afektywnej choroby sezonowej o przebiegu jedno- lub dwubiegunowym”. O co chodzi?

– Jednobiegunowy znaczy tyle, że występuje tylko depresja. Depresja zimowa – w naszej strefie klimatycznej – od listopada do marca. Inaczej w przypadku dwubiegunowej, kiedy przeplatają się ze sobą dwa bieguny: najpierw depresji, występujący na jesieni i zimą, a potem manii – wiosną i latem. Mania jest odwrotnością depresji, czyli nadpobudliwością psychoruchową. Tym objawom często towarzyszy uczycie poirytowania i podenerwowania. Odwrotnie niż w depresji, gdzie mamy wzmożoną potrzebę snu, w manii praktycznie jej nie odczuwamy. Niektórym zdarza się spać – uwaga! – co 36 godzin.

Dla depresji zimowej charakterystyczny jest też wzmożony apetyt. Takie osoby spożywają wiele posiłków bardzo bogatych w węglowodany, przez co znacznie tyją. Nawet od kilkunastu do kilkudziesięciu kilogramów. Taką prawidłowość stwierdzono u 70% chorych.

WP: Polacy często cierpią na depresję sezonową?

– Schorzenie to, na szczęście, nie jest częste. Szacuje się, że na depresję zimową cierpi ok. 3-4% Polaków, z czego ok. 10% miewa objawy depresji sezonowej. Ale też nie wszystkie i nie w największym natężeniu.

Choroba ta została opisana tak naprawdę dopiero w XX wieku. Nigdy wcześniej ludzie nie przebywali, tak jak teraz, praktycznie całą dobę w zamkniętych, klimatyzowanych pomieszczeniach; i do tego przy sztucznym oświetleniu.

WP: To choroba głównie kobiet czy mężczyzn?

– Dotyka przede wszystkim ludzi młodych, do 30 roku życia. Pierwsze objawy choroby zwykle pojawiają się między 15 a 20 rokiem życia. U kobiet występowanie depresji zimowej jest 2-3 razy częstsze niż u mężczyzn. Najprawdopodobniej wiąże się to przede wszystkim z cyklicznym wydzielaniem żeńskich hormonów płciowych – estrogenu i progesteronu. Proporcje te ulegają zmianie w okresie menopauzy, kiedy zachorowalność kobiet jest identyczna jak u mężczyzn.

WP: Jak zwalczyć jesienno-zimowe przygnębienie?

– Przede wszystkim ważne jest prowadzenie aktywnego trybu życia. Jak również spędzanie jak największej ilości wolnego czasu na świeżym powietrzu. Może to być nawet zwykły spacer z psem, czy z pracy do domu. Również dbanie o higienę życiową, na przykład dobre relacje z ludźmi i odpowiednią dietę. Jogurty, owoce, zimne napoje – to nie jest dieta na zimę. Musimy jeść produkty energetyczne, rozgrzewające, pozwalające trzymać ciepło. Dobrym pomysłem jest również wypoczynek w ciepłych krajach. Dzięki takim metodom skraca nam się ten okres zimowy. Można też robić rzeczy, które nas cieszą, dają komfort, i które lubimy. Równie ważne jest zaakceptowanie tego, że w okresie zimowym mamy po prostu wolniejsze tempo życia.

Inaczej w przypadku depresji zimowej, którą zwykle leczy się na dwa sposoby. Za pomocą fototerapii, tzw. leczenia światłem. Zamiast kupować sprzęt w sklepie, najlepiej jest udać się do specjalistycznej przychodni czy lekarza, gdzie takie lampy są dostępne. Ważne, żebyśmy otrzymali odpowiednią dawkę takiego naświetlenia, odległość i czas. Druga metoda to leczenie farmakologiczne. Jednak w przypadku depresji sezonowej, która trwa stosunkowo krótko, bo zaledwie kilka miesięcy, jest ono mniej skuteczne. Na większość leków organizm reaguje bowiem dopiero po ośmiu tygodniach kuracji.

Jeśli zauważymy u siebie niepokojące, nawracające obniżenie nastroju, utrzymujące się zmęczenie, wzmożony apetyt i senność, to powinniśmy udać się do lekarza pierwszego kontaktu, psychiatry czy psychologa. Po to, by ustalić, czy powodem faktycznie jest depresja zimowa, i dopiero wdrożyć zalecone przez lekarza leczenie.

WP: Czy depresji sezonowej nie można po prostu przeczekać?

– Choroba jest czymś, co należy leczyć, bo przysparza nam cierpienia i sprawia, że jakość naszego życia bardzo się obniża – zarówno prywatnie, jak i zawodowo. Podobne objawy mogą dać też choroby somatyczne takie jak: zapalenie wątroby, zaburzenia hormonalne, cukrzyca, reumatoidalne zapalenie stawów i inne. Warto więc sprawdzić, co nam dolega.

Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska

Iwona Jędrusik jest psychologiem. Od przeszło jedenastu lat prowadzi gabinet terapeutyczny „Miejsce Mocy” i zajęcia warsztatowe dla dorosłych. Ukończyła program edukacyjno-treningowy "Pomost" Polskiego Towarzystwa Psychologii Transpersonalnej, Studium Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie Instytutu Psychologii Zdrowia oraz roczne Studium Psychologicznej Pracy z Grupami i Organizacjami: "Taniec z Olbrzymem" w Ośrodku "Poza Centrum" Polskiego Towarzystwa Psychologii Zorientowanej na Proces. Jej pasją są podróże. Strona prywatna: www.miejscemocy.com

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)