"FAS" o terytorialsach i strzelcach: Polacy tęsknią za mundurem
Terytorialsi i organizacje paramilitarne cieszą się w Polsce rosnącą popularnością – pisze publicysta "FAS" i opisuje swoje obserwacje WOT. "Podczas musztry jeden patrzy przed siebie, inny na prawo, a trzeci w lewo. Jedna z kobiet maszeruje tak zamaszyście, jakby tańczyła" – czytamy.
17.07.2022 | aktual.: 17.07.2022 10:32
Polscy "terytorialsi", jak nazywa się żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, są przejawem zwrotu w podejściu do kwestii bezpieczeństwa, jaki dokonał się na wschodzie Europy po zajęciu w 2014 roku Krymu przez Rosję – pisze Gerhard Gnauck we "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" (FAS).
Od tej chwili w całej Europie wschodniej, nie tylko w Polsce, kwestie bezpieczeństwa znalazły się w centrum uwagi. Autor przypomina, że po zwycięstwie w 2015 roku Prawa i Sprawiedliwości (PiS), zapadła decyzja o wzmocnieniu sił zbrojnych. Powstały Wojska Obrony Terytorialnej, które obecnie liczą 32 tys. mężczyzn i kobiet. Władze planują zwiększenie ich liczebności do 50 tys.
Terytorialsi: wysocy i niscy, grubi i szczupli
Autor wykorzystał niedawne rocznicowe obchody utworzenia 5. Mazowieckiej Brygady WOT w Ciechanowie do przedstawienia zmian w Polsce w podejściu do kwestii obronności.
Gnauck zwraca uwagę, że oddziały "terytorialsów" nie składają się z młodych rosłych chłopaków, którzy do perfekcji opanowali rozkaz "Na prawo patrz", lecz ze zwykłych obywateli – "wysokich i niskich, grubych i chudych, ciemnowłosych i szpakowatych". "Podczas musztry jeden patrzy przed siebie, inny na prawo, a trzeci w lewo. Jedna z kobiet maszeruje tak zamaszyście, jakby tańczyła" – pisze dziennikarz "FAS".
"FAS" przedstawia jednego z żołnierzy – Marka Tabakę. 46-letni informatyk z Kadzidła pracuje na codzień jako ochroniarz w dużym koncernie energetycznym. Działalność w brygadzie to moja pasja – mówi mężczyzna. Przyjemność sprawiają mu strzelanie, taktyczne gry w lesie i udzielanie pierwszej pomocy. Członkowie brygady dostają żołd w wysokości ok. 100 euro miesięcznie i diety za ćwiczenia. "Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał strzelać do ludzkich istot" – wyznał niemieckiemu dziennikarzowi.
Nie tylko WOT
Artur Zybała jest dowódcą jednostki strzeleckiej – formacji paramilitarnej dostępnej także dla młodzieży szkolnej. Po służbie w misjach w Iraku i Afganistanie 52-latek osiadł w Uniecku. Gnauck wyjaśnia, że organizacja nawiązuje do oddziałów strzeleckich z czasów przed I wojną światową.
Ten, kto jest za młody do służby wojskowej lub ma inne zobowiązania, może zaangażować się w działalność takiego oddziału będącego czymś pośrednim między harcerstwem, związkiem rezerwistów i stowarzyszeniem pielęgnującym tradycje. W zajęciach strzelców może uczestniczyć każdy od piątej klasy szkoły podstawowej. Nie ma górnej granicy wieku.
Strzelcy – szkoła patriotyzmu i strzelania
"W oddziałach strzeleckich młodzież uczy się patriotyzmu, który jest zaniedbywany w szkołach" – tłumaczy komendant. Starosta funduje strzelcom plecaki czy namioty, a Ochotnicza Straż Pożarna udostępnia lokal do spotkań. Zybała podkreśla, że ministerstwo obrony finansuje projekty i pozwala na korzystanie z poligonów. "Podczas ćwiczeń strzelamy także ostrą amunicją" - dodaje żona Zybury pełniąca w stowarzyszeniu funkcję "szefa sztabu". Na jesieni do polskich szkół ma wrócić przysposobienie obronne.
Gnauck podkreśla, że Zybałowie pracują społecznie. "Nie sprawiają wrażenia fanatycznych militarystów z prawicowego marginesu" – zaznacza, że stowarzyszenie bierze udział w charytatywnych akcjach Jurka Owsiaka, ostro krytykowanego przez prawicowy rząd i Kościół katolicki. "Musimy być apolityczni, bo co stałoby się z naszą organizacją, gdyby zmieniła się władza?" – mówi Zybała.
"W ten sposób Polska się zbroi. Wojsko cieszy się szacunkiem, a od 24 lutego, w przeciwieństwie do czasów po zakończeniu zimnej wojny, niewielu Polaków uważa armię za zbyteczną" – podsumowuje Gnauck.