Fałszywy alarm bombowy zakłócił Camerimage
Łódzcy policjanci zapowiadają, że staną na głowie, a znajdą dowcipnisia, który informacją o podłożeniu bomby w Teatrze Wielkim przerwał sobotnią galę festiwalu Camerimage. Ewakuowano 2 tysiące gości! Po trwającym ponad 3 godziny przeszukaniu teatru żadnego ładunku wybuchowego, który miał być ukryty w zielonej reklamówce, nie znaleziono.
06.12.2004 | aktual.: 06.12.2004 08:18
Alarm wywołał nieznany dotąd mężczyzna, który o godz. 14.50 zatelefonował na policję. Powiedział, że w Teatrze Wielkim jest podłożona bomba i rozłączył się. Dzwonił z ulicznego automatu. Zdaniem policji brzmienie jego głosu wskazywało, że to człowiek w średnim wieku.
Na pl. Dąbrowskiego natychmiast wysłano policjantów. Wieść o zagrożeniu przekazali organizatorom Camerimage w chwili, gdy w teatralnym foyer pełno już było gości przybyłych na uroczystość rozdania nagród. Dyrektor festiwalu postanowił ogłosić ewakuację. Prośbę o opuszczenie budynku nadano przez głośniki, po całym gmachu roznieśli ją także pracownicy obsługi Camerimage.
Alarm nie wywołał jednak paniki. Wielu gości nie kryło wręcz rozbawienia sytuacją. W tym czasie pod teatr zjeżdżała już straż pożarna, straż miejska, pogotowie, służby inżyniera miasta i in. Cały pl. Dąbrowskiego wyłączono z ruchu, co spowodowało spore kłopoty w komunikacji miejskiej.
Olbrzymi gmach przeczesywało kilkudziesięciu policjantów, w tym antyterroryści, pirotechnicy oraz dwa psy. Sprawdzanie obiektu nie przyniosło żadnego rezulatu. Nie znaleziono nic niepokojącego, więc Camerimage i jego uczestnicy wrócili do teatru. Gala wręczenia nagród, choć z opóźnieniem, odbyła się bez dalszych niespodzianek.
– Najważniejsze, że nic złego się nie stało – skomentował sobotnie wydarzenia Marcin Tercjak, rzecznik Camerimage.
– Złapiemy tego kawalarza. Nie powinno mu to ujść na sucho, choćby ze względu na koszt akcji, który można szacować na kilkadziesiąt tysięcy złotych – powiedział podinspektor Witold Kozicki, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.