Fałszywe głosy poparcia na listach wyborczych
Do prokuratur na terenie Polski trafiają
zawiadomienia o sfałszowaniu podpisów poparcia na listach
wyborczych. Ale kandydat z podejrzanej listy i tak może startować
do Sejmu i Senatu - pisze "Życie Warszawy".
Aby zarejestrować kandydata do Sejmu, komitet wyborczy musi zebrać 5 tys. podpisów. Okazuje się, że na wielu listach w całym kraju podpisy są fałszowane. Podejrzeń jest więcej niż w poprzedniej kampanii parlamentarnej - ocenia Krzysztof Lorenc z Państwowej Komisji Wyborczej.
Według Ministerstwa Sprawiedliwości niemal każda prokuratura okręgowa dostała zawiadomienia w tej sprawie. Wysyłają je okręgowe komisje wyborcze, które weryfikują podpisy.
Najwięcej zawiadomień o fałszowaniu podpisów dotyczy komitetu wyborczego Polskiej Partii Narodowej (partii Leszka Bubla). Podejrzane podpisy pojawiają się też na listach komitetu Samoobrony RP, komitetu Ogólnopolskiej Koalicji Obywatelskiej oraz komitetu Janusza Korwina-Mikkego.
Jednak podejrzenie o fałszowaniu podpisów nie zamyka kandydatowi drogi do parlamentu. Ordynacja wyborcza zezwala bowiem na rejestrację listy, na której widnieją podrobione podpisy.
Zdaniem Ryszarda Płokarza, dyrektora Krajowego Biura Wyborczego w Częstochowie, prokuratury rzadko wykrywają sprawców fałszerstw. Bo w komitetach bardzo trudno ustalić winnych - wyjaśnia. Komitety tłumaczą np., że podpisy spływają do nich pocztą na formularzach wydrukowanych w prasie. Dlatego zdaniem Grażyny Kopińskiej z Fundacji im. Stefana Batorego trzeba zmienić przepisy i nie rejestrować list, na których ponad 5% podpisów jest podejrzanych. (PAP)