Ewangelicy: przedwcześnie ujawniono, że bp Jagucki współpracował z SB
Przedstawiciele władz Kościoła ewangelicko-augsburskiego w Polsce oceniają, że publikacja prasowa nt.
informacji o kontaktach Służby Bezpieczeństwa z obecnym
zwierzchnikiem tego Kościoła ks. bp. Januszem Jaguckim - nie
powinna była się ukazać przed końcem prac komisji historycznej w
tej sprawie.
28.09.2008 | aktual.: 28.09.2008 16:54
O tym, że zgromadzone w IPN materiały SB wskazują, że bp Jagucki był od 1973 do 1990 r. zarejestrowany jako tajny współpracownik o pseudonimie "Janusz", napisała sobotnia "Rzeczpospolita" - powołując się na ustalenia zajmującej się lustracją luterańskiej komisji historycznej.
Gazeta zamieściła też rozmowę z biskupem, który odniósł się do informacji z teczek - zaprzeczając współpracy z SB, a potwierdzając tylko fakt swoich spotkań z dwoma z czterech wymienionych w dokumentach oficerów. Bp Jagucki podkreślił też, że nikogo nie skrzywdził i na pewno nie zaszkodził w niczym Kościołowi.
Jesteśmy zdziwieni, że ten materiał pojawił się w prasie zanim jeszcze pracę w tej sprawie zakończyła komisja historyczna - powiedział biskup diecezji katowickiej Kościoła ewangelicko-augsburskiego Tadeusz Szurman podczas uroczystości 150- lecia katowickiej parafii ewangelickiej z udziałem m.in. bp. Jaguckiego.
Ewangeliccy duchowni deklarowali tego dnia pełne zaufanie do biskupa i jego wyjaśnień na łamach "Rz". Wskazywali, że nie zdążył jeszcze pisemnie ustosunkować się do materiałów z teczek. Sam bp Jagucki powiedział "Rz", że jest w trakcie pisania wyjaśnień dla komisji, którą zresztą sam powołał, a także z początku stanął na jej czele, rezygnując po tym, gdy dowiedział się, że w IPN znajdują się obszerne materiały na jego temat.
Według ustaleń gazety, teczka bp. Jaguckiego liczy ponad 1 tys. stron. Sam biskup zaznaczył, że podana w nich liczba ok. 100 jego kontaktów z oficerami SB jest "dużą przesadą", a z powodu odbytych w rzeczywistości spotkań "nie ma żadnych wyrzutów sumienia". Jest mu natomiast "przykro, że trzeba było się spotykać z takimi amoralnymi ludźmi".
Jak przyznaje w rozmowie z gazetą, pierwsze kontakty SB próbowała z nim nawiązać w 1966 r., gdy studiował w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Chylicach. Początkowo miał wówczas odpowiadać na pytania oficerów o życie uczelni, potem zaczął unikać oficerów. Jak wyjaśnił gazecie, posłuchał rady ojca, powiadomił o sprawie rektora i odmówił kontaktów.
W 1970 r. służby ponownie zaczęły się z nim kontaktować, gdy jako świeżo ordynowany duchowny trafił do parafii w Giżycku, gdzie spędził następne 30 lat. Pod koniec 1973 r. bp Jagucki miał zgodzić się na kontakt z jednym z oficerem milicji - nie podpisał zobowiązania do współpracy. Oficerowie SB nie musieli wówczas stosować tego formalnego wymogu wobec księży.
Notatki w teczce bp. Jaguckiego dotyczą m.in. jego podróży do Wielkiej Brytanii, parafian, a także odwiedzających Giżycko cudzoziemców. Biskup w rozmowie z "Rz" wskazał, że swoją postawę w rozmowach z oficerem uzgadniał z przełożonymi, podkreślił też, że część rzekomo jego informacji, m.in. na temat innych duchownych i przełożonych, została zmyślona.
Duchowny zaprzeczył m.in., by podawał SB informacje nt. mieszkającego w Anglii brata - ewangelickiego księdza, opiekującego się tamtejszą Polonią. Według materiałów, TW "Janusz" miał być organizatorem rejsu żaglówką, podczas którego SB zamierzała nawiązać kontakt z Walterem Jaguckim. Biskup podkreślił, że okoliczności rejsu były inne, a on sam ostrzegł wówczas brata.
Bp Jagucki powiedział też "Rz", że nigdy nie podpisywał żadnych dokumentów - poza dwoma pokwitowaniami zwrotu kosztów podróży do miejsc, do których został wezwany. Nie otrzymywał też wynagrodzenia ani prezentów, na które w teczkach są rachunki. Ocenił, że nie ma powodów, dla których ktoś mógłby wnioskować o jego dymisję.