ŚwiatEsbecy na medal

Esbecy na medal



Każdy system totalitarny kocha wybitnych sportowców. Dzięki ich sukcesom można odwrócić uwagę społeczeństwa od codziennych problemów. W przypadku olimpiady w Montrealu w 1976 r. ta zależność była aż nadto widoczna.

Wspaniałe sukcesy polskich olimpijczyków, grad medali, w tym aż siedem złotych. Kapitalne występy w najpopularniejszych dyscyplinach sportowych, takich jak siatkówka, piłka nożna, lekkoatletyka, kolarstwo, boks. Najlepszy w historii zmagań olimpijskich występ polskich sportowców przyszedł dla reżimu niemal na zamówienie. Olimpiada była w lipcu. Miesiąc wcześniej miały miejsce dramatyczne wydarzenia czerwca 1976 r.

Olimpiada w Montrealu była najważniejszym wydarzeniem sportowym czterolecia i bezpieka PRL przygotowywała się do niej z zaangażowaniem odpowiednim do rangi tego wydarzenia. SB obawiała się prób pozostania na Zachodzie polskich sportowców, ich kontaktów z obcokrajowcami i Polonią kanadyjską. Bezpiekę niepokoiła również zapowiadana na igrzyskach obecność dziennikarzy Radia Wolna Europa, którzy po raz pierwszy uzyskali oficjalne akredytacje olimpijskie, oraz aktywność „reakcyjnego kleru”. Przejawem tej reakcyjności było „domaganie się przedstawicieli kleru zgody na rozbicie namiotu przy wiosce olimpijskiej, który stanowiłby rodzaj kaplicy dla ekipy polskiej”. Stąd decyzja o wszczęciu sprawy obiektowej o kryptonimie Olympicus. Informacje do tej sprawy były zbierane przez bezpiekę na ponad rok przed rozpoczęciem igrzysk.

Służba Bezpieczeństwa bardzo uważnie przyglądała się działalności polonijnego Komitetu Przyjęcia Polskich Olimpijczyków. Według bezpieki była to organizacja ściśle współpracująca z RCMP (Royal Canadian Mounted Police), czyli kanadyjską policją. Na jej czele stał Franciszek Krakowski, lat około 70, przedwojenny prokurator. Bezpieka chciała widzieć w nim starego agenta belgijskiego, francuskiego, a w danej chwili kanadyjskiego. Głównym celem komitetu miało być nakłanianie Kanadyjczyków polskiego pochodzenia do wysyłania indywidualnych zaproszeń do polskich obywateli. Zaproszeni – zdaniem bezpieki – mogli trafiać do osób negatywnie nastawionych do PRL i odpracowywać koszta poniesione przez zapraszających bądź też świadczyć tajemnicze „usługi innego rodzaju”. SB obawiała się kaperowania ich do współpracy przez wywiady państw kapitalistycznych.

Kolejnym zagrożeniem był personel, który miał obsługiwać ekipy krajów socjalistycznych. Według wiedzy SB rekrutować miał się z uciekinierów wrogo nastawionych do tych krajów. Jego głównym zadaniem miało być rzekomo namawianie członków ekip krajów socjalistycznych do pozostania na Zachodzie. Władze kanadyjskie ponoć starannie dobierały personel mający stanowić obsługę polskiej ekipy. „W tym celu wyselekcjonowano 33 kobiety władające językiem polskim oraz nieznaną ilość funkcjonariuszy policji, z których część znała język polski”.

MSW planowało zabezpieczenie igrzysk olimpijskich poprzez delegowanie do Montrealu pracowników operacyjnych. Kierownikiem grupy operacyjnej SB był ppłk Paweł Lewandowski z Dep. I MSW. Jego podwładnymi byli: tajemniczy Tylski – pracownik rezydentury w Ottawie, mjr Andrzej Kwiatkowski z Dep. III MSW oraz towarzysze Sikora, Kapkowski i Kabaciński z Dep. II i III MSW. Ich zadaniem było kontrwywiadowcze zabezpieczenie polskiej ekipy olimpijskiej oraz przyjmowanie raportów od tajnych współpracowników znajdujących się w ekipie i wśród uczestników turystycznych wycieczek zorganizowanych przez biuro podróży Almatur. Trzeba przyznać, że w kwestii osobowych źródeł informacji resort przygotował się do olimpiady bardzo starannie. Wśród 420 osób tworzących polską ekipę (sportowcy, trenerzy, sędziowie, dziennikarze i działacze) bezpieka przewidywała, że będzie ich miała 58. Niemal co siódmy członek ekipy miał być zatem tajnym współpracownikiem SB.

Oficerowie SB wysłani na olimpiadę mieli spotykać się z osobowymi źródłami informacji tylko w miejscach wykluczających podsłuch. Ustalono z tajnymi współpracownikami sposób wywoływania na spotkania. Bezpieka przyjęła zasadę odbierania informacji ustnych. Ważne informacje mogły być sporządzane na piśmie jedynie po konsultacji z kierownictwem.

Kanadyjski kontrwywiad domagał się od SB podania nazwiska oficera MSW odpowiedzialnego za bezpieczeństwo polskiej ekipy olimpijskiej. Bezpieka odmówiła, naiwnie licząc, że w ten sposób strona kanadyjska uwierzy, że żaden oficer polskiej bezpieki na olimpiadę się nie wybrał.

Przed rozpoczęciem olimpiady przedstawiciel polskiej bezpieki został wezwany do Moskwy. Udał się tam ppłk Lewandowski. Po powrocie podkreślał co prawda „niezwykłą gościnność towarzyszy radzieckich i szczerą troskę o jego dobre samopoczucie”, ale musiał też wysłuchać i później zastosować się do życzeń KGB. Towarzysze sowieccy przedstawili mu skład ich grupy operacyjnej. Liczyła 15 osób. Jej szefem był gen. Abramow. W skład kierownictwa wchodzili także płk Guk oraz płk Zimin. Lewandowski przyjaciołom z KGB przedstawił skład osobowy polskiej grupy operacyjnej i dowiedział się, że oficerowie KGB potraktowali jako jawną obrazę rzekome żądania władz kanadyjskich, by członkowie ich ekipy nie poruszali się po mieście w strojach wskazujących na ich przynależność narodową. Oburzony był również Lewandowski. Rosjanie żądania władz kanadyjskich potraktowali jako „próbę zastraszenia i izolacji ob. radzieckich, którzy traktują olimpiadę jako demonstrację kultury fizycznej, duchowej, osiągnięć technicznych, politycznych i
ekonomicznych i z tych to względów nie zrezygnują z pokazania się w Montrealu”.

Gen. Abramow zaproponował też reguły łączności między ekipami polskiej bezpieki a KGB. Sowietom zależało, żeby zachować maksymalną konspirację pracowników obu grup. Warunek ten był podyktowany „uprzedzeniem kanadyjskiej służby bezpieczeństwa, że przyjmą i ułatwią działania ochronne pracownikowi KGB, który został oficjalnie zaprezentowany i z którym pozostaną w ścisłym kontakcie, natomiast wydalać będą z Kanady tych wszystkich pracowników naszych służb, których nazwiska nie zostały ujawnione”.

W związku z tymi utrudnieniami Rosjanie przekonywali Lewandowskiego, że trzeba brać udział we wszystkich przyjęciach organizowanych przez różne ekipy olimpijskie. Podsumowując spotkanie gen. Abramow poprosił ppłk. Lewandowskiego, żeby natychmiast po przybyciu do Montrealu strona polska nawiązała kontakt z płk. Ziminem. O przebiegu igrzysk olimpijskich w Montrealu z perspektywy SB można dowiedzieć się z raportu ppłk. Lewandowskiego i mjr. Kwiatkowskiego. Napisano w nim, że grupa operacyjna pracowała w wyjątkowo ciężkich warunkach stworzonych przez gospodarzy igrzysk. Kanadyjskie siły porządkowe, liczące 35 tys. osób, miały być kierowane na wszystkich szczeblach przez oficerów kontrwywiadu i wywiadu. Podczas igrzysk pojawiło się – zdaniem autorów raportu – wielu oficerów służb specjalnych USA i pozostałych państw NATO.

Lewandowski i Kwiatkowski umieścili w raporcie informację, że „oficerowie RCMP przeprowadzili rozmowy z członkami kanadyjskiego kleru, głównie pochodzenia polskiego, domagając się i zobowiązując ich do przekazywania informacji zdobytych od ob. polskich w czasie spowiedzi”. Zlecenia te miały mieć oczywiście charakter wywiadowczy.

Autorzy raportu za największy zgrzyt związany z pobytem polskiej ekipy na olimpiadzie uznali wyczyn członka ścisłego kierownictwa polskiej ekipy, zastępcy kierownika wydziału KC PZPR towarzysza Janusza Kubasiewicza. Został on zatrzymany nocą 18 lipca na ulicach Montrealu przez policję kanadyjską pod zarzutem ekshibicjonizmu. Najpierw przebywał przez 3 godziny na komisariacie, a następnie pod groźbą publicznego procesu strona kanadyjska zażądała natychmiastowego powrotu delikwenta do kraju. Oficerowie SB wspominali o możliwej prowokacji, ale niechętnie przyznawali, że „trzykrotna rozmowa z Kubasiewiczem nie pozwoliła nam wyjaśnić powodu jego obecności w miejscu, w którym został zatrzymany, a wersja policji choć nieprzyjemna była jednoznaczna”.

W dalszej części raportu autorzy uskarżali się, że Kanadyjczycy bardzo utrudniali im zadania operacyjne. Dużą przeszkodą w kontaktach z tajnymi współpracownikami był nowatorski dla esbeków system kontroli policyjnej oparty na specjalnych kartach identyfikacyjnych. W takich warunkach wszelkie spotkania z osobowymi źródłami informacji przebiegały jakoby pod obserwacją, a bardzo często w asyście policji. Z tego względu większość spotkań odbywano w mieście lub w czasie organizowanych przyjęć.

Oficerowie SB ocenili postawę Polonii generalnie bardzo pozytywnie. Wyjątkiem była organizacja Polonez. Lewandowski i Kwiatkowski reagowali na nią alergicznie, bo zaproponowała drużynie polskich siatkarzy pozostanie w Kanadzie. Byłoby to wydarzenie bez precedensu. Siatkarze podczas igrzysk stali się największymi gwiazdami polskiej ekipy. Co prawda złotych medali nie brakowało, ale legendarna już dziś drużyna Huberta Wagnera zdobyła w Montrealu pierwsze i jedyne jak na razie złoto olimpijskie w historii polskich startów na olimpiadach w tej dyscyplinie. Polscy siatkarze po wielu pasjonujących meczach w turnieju w finale olimpijskim zmierzyli się z drużyną ZSRR. Polacy wygrali po dramatycznym meczu w pięciu setach. Pozostanie choćby jednego zawodnika ze złotej drużyny w Kanadzie byłoby potężnym policzkiem wymierzonym reżimowi. Dlatego funkcjonariusze bezpieki byli szczególnie wyczuleni na taką możliwość.

Oficerowie grupy operacyjnej obecnej na olimpiadzie w Montrealu wykazali się, we własnym przekonaniu, dużym sprytem w kwestii studzenia zapału członków polskiej ekipy olimpijskiej myślących o pozostaniu w Kanadzie na dłużej. Umiejętnie przeredagowali komunikaty władz kanadyjskich dotyczące udzielania azylów politycznych. Podkreślali te elementy komunikatów radiowych, w których mowa była o tym, że Kanada nie będzie udzielać azylów przedstawicielom krajów socjalistycznych, ponieważ istniała groźba, że kraje te mogą w ten sposób nasyłać szpiegów do Kanady. Dumni z siebie esbecy napisali w raporcie, że działania te były skuteczne na tyle, że zarówno ekipa sportowa, jak i turyści w komplecie wrócili do kraju.

Mimo wysiłków podejmowanych przez opiekunów z SB w celu utrzymania dyscypliny, w ekipie olimpijskiej miało dojść do pewnych uchybień. Irena Szewińska, najwybitniejsza w historii polska sports-menka, naraziła się oficerom bezpieki, bo na ceremonii dekoracji złotym medalem nie wystąpiła w dresie z napisem POLSKA. Rozmowę wyjaśniającą przeprowadził z nią Bolesław Kapitan (szef Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki, czyli odpowiednika dzisiejszego Ministerstwa Sportu)
. Szewińska wybrnęła z kłopotliwych pytań twierdząc, „że dres, w którym wyszła do dekoracji, przynosi jej szczęście – złote medale – i to było motywem jej działania”.

Inny złoty medalista olimpijski, pięcioboista Janusz Peciak nie chciał opuścić sali Balu Polonijnego. Po ostrej rozmowie wyszedł, lecz „prowadził jeszcze około 10-minutowy przetarg z Marianem Renke (szef misji) przed wejściem do samochodu. Po naradzie w kierownictwie postanowiono go odesłać z pierwszą grupą do kraju, mimo że miał pierwotnie pozostać do końca igrzysk jako złoty medalista”.

Opiekunowie z SB ocenili, że igrzyska były w sumie dobrze przygotowane, mimo że przed wyjazdem rodziły się różne wątpliwości. Zachowanie ekipy polskiej na olimpiadzie uznali za pozytywne. Co prawda zdarzały się rzadkie nieodpowiedzialne wybryki członków ekipy, ale z reguły zdecydowanie reagowało kierownictwo.

Z tej części raportu można się również dowiedzieć o kontaktach podczas igrzysk polskiej bezpieki z KGB. Autorzy raportu utyskiwali, że były one bardzo utrudnione nadzorem policyjnym. W rezultacie spotkanie z płk. Gukiem, zainstalowanym na statku pasażerskim „Kalinin”, ppłk Lewandowski odbył tylko dwukrotnie.

Z kolei mjr Kwiatkowski mógł częściej kontaktować się z płk. Ziminem z KGB, ponieważ obaj mieszkali w wiosce olimpijskiej. Sytuacja ekipy sowieckiej według esbeków była szczególna, ponieważ w dniu 24 lipca, w czasie galowego przyjęcia na statku „Puszkin”, które wydał wicepremier Nowikow, podobno o mały włos nie doszło do tragedii. Na statek został ponoć przemycony z żywnością duży ładunek wybuchowy, którego aparatura nastawiona miała być na czas przyjęcia. 20 minut przed eksplozją ładunek rozbrojono. Ta informacja pochodziła z ambasady sowieckiej.

Podsumowując całe przedsięwzięcie, autorzy raportu stwierdzili, że wcześniejsze delegowanie pracowników resortu na podobne imprezy sportowe jest konieczne, a „rozpoznanie środowiska na obcym terenie przed rozpoczęciem imprezy ma podstawowe znaczenie dla bezpieczeństwa naszych obywateli”. Podkreślali też celowość lokowania przedstawiciela MSW w kierownictwie ekipy. Miało to być bardzo pomocne przy „podejmowaniu szybkich przeciwdziałań merytorycznych i profilaktycznych”.

Esbecy uznali, że w przyszłości na imprezach sportowych dużej rangi oficer SB powinien być incognito ulokowany również w ekipach dziennikarskich. Środowisko to wymagało zdaniem bezpieki większej uwagi.

Postanowienie o zakończeniu i przekazaniu sprawy obiektowej o kryptonimie Olympicus do archiwum zostało sporządzone 20 maja 1977 r.

Autor jest historykiem BUiAD IPN i dziennikarzem redakcji sportowej Programu III Polskiego Radia. Pełny tekst artykułu ukaże się w wydawnictwie IPN „Aparat represji w Polsce Ludowej w latach 1944–1989” t. 6.

Krzysztof Łoniewski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)