Trwa ładowanie...
24-03-2010 09:49

Erasmus to nie tylko imprezy, alkohol i seks

Wyjazd na stypendium zagraniczne jest marzeniem wielu studentów. - Podejście do Erasmusa jest bardzo indywidualne. Jedni studenci szukają wyzwania intelektualnego, inni życia towarzyskiego, jeszcze inni chcą poznać kraj, a reszta po prostu chce wyrwać się z domu. Ale cel jest zawsze podobny - zaliczenie semestru - mówi Piotrek, który był na Erasmusie na Maderze.

Erasmus to nie tylko imprezy, alkohol i seksŹródło: Jupiterimages
d2xstge
d2xstge

- Profesor tłumaczył nam, że we Francji do mowy potocznej weszło określenie "L'auberge espagnole", pochodzące z filmu o tym samym tytule (w Polsce "Smak Życia"). Mianem tym określa się we Francji dowolność - mówi Piotrek. A Erasmus dla wielu osób oznacza dowolność.

Wokół wyjazdów na stypendium zagraniczne powstało wiele mitów. Studenci opowiadają historie wielkich imprez, na których alkohol leje się strumieniami, a wszyscy uprawiają seks z przypadkowymi partnerami. Nawet Erasmusa zaczęło określać się mianem "orgasmusa".

Bułgarska wielka impreza

Ania jest na stypendium w Bułgarii. Dzień zaczyna około godziny 13. Czasami musi wstać o 9 lub 11, jeżeli ma zajęcia. - Później idziemy ze znajomymi na lunch, bo samemu smutno, a chętni na jedzenie zawsze się znajdą. Zresztą jak nie ma kuchni, to trzeba się integrować - opowiada. Popołudniowe zajęcia trwają 2-3 godziny. Po zajęciach trzeba odpocząć i uciąć popołudniową drzemkę. - Wieczorem chodzimy razem coś zjeść i oczywiście impreza. Imprezy mamy dosłownie codziennie. Każdy powód jest dobry do świętowania - mówi. Jednak imprezy nie są jedyną rozrywką studentów Erasmusa. - Czasami jeździmy na nartach, bo akurat mamy blisko, zwiedzamy, chodzimy do kina, czy teatru - dodaje Ania, dla której stypendium to również doskonała okazja do zwiedzania świata. - Dużo podróżujemy, ponieważ z Bułgarii mamy blisko w ciekawe miejsca, a wyjazdy są tanie - opowiada.

Bułgarię wybrała również Marzena. Spędziła tam rok. - Zajęć było mało i odbywały się w kameralnym gronie. Na zajęcia umawialiśmy się albo mejlowo albo smsowo - opowiada. Na zaliczenie trzeba było napisać esej lub wygłosić referat.

d2xstge

Na pytanie o imprezy Marzena odpowiada: - Imprezy są na Erasmusie zawsze i wszędzie. To jest jedna nieustająca impreza.

Na erasmusowych przyjęciach spotyka się z ludźmi z całego świata, wspólnie gotuje tradycyjne potrawy i degustuje się lokalne alkohole. Marzena opowiada, że w Bułgarii zabawne były zawieszane w akademiku informacje dla obcokrajowców. Przypominały one o spóźnionym z płatnością za najem. Najśmieszniejsze w tych informacjach było to ze brzmiały one "Dzisiaj jest ostatni termin płatności" i nie było podanej daty. Wykorzystywali to cwani Erazmusi i nie płacili w terminie.

Dla Marzeny Erasmus to nie tylko imprezy, ale jest to głównie poznawanie świata i innej kultury. Studentka zaznacza, że przez roku nauczyła się wielu rzeczy, zwiedziła wiele miejsc. - Przede wszystkim nauczyłam się samodzielności i przekonałam się, że dam sobie radę wszędzie - mówi. * Słoneczna Madera*

- Na naszym uniwerku niektórzy profesorowie nie radzili sobie najlepiej ze studentami zagranicznymi z powodu nieznajomości języka - opowiada Piotrek. Zajęcia na Maderze trwały 10-12 godzin w tygodniu. Na resztę trzeba było pisać prace zaliczeniowe. Od studentów z Polski lepiej radzili sobie Hiszpanie, Włosi i Francuzi, ponieważ ich języki są podobne do portugalskiego.

d2xstge

Na wyspie grupa Erasmusów liczyła nie więcej, niż 15-18 studentów, wiec ekipa była dość zgrana. - Z częścią osób miałem ograniczony kontakt, ponieważ słabo mówili po angielsku, a nie znałem hiszpańskiego ani portugalskiego - mówi.

Piotrek wspomina, że erasmusi z Hiszpanii i Włoch mieszkali razem w domu, który wynajęli na rok i często robili spontaniczne kolacje albo imprezy. - Oni naprawdę czuli się tam doskonale. Raczej niewiele się uczyli, ale za to hodowali "roślinkę" z tyłu domu na własne potrzeby - mówi. Były erasmus wspomina, że na Maderze było mało nauki, dużo zabawy i jeszcze więcej studenckiego nicnierobienia.

Studenta z Polski zaskoczyło również to, że wielu południowców miało po 25-27 lat, czyli było starszych od niego o kilka lat. - To potwierdza ze w niektórych krajach "studiuje" się tak długo, jak można - dodaje Piotrek. Imprezowa Słowenia

d2xstge

- We wtorek spotykałem się z wykładowcami, którzy przedstawiali warunki zaliczenia przedmiotu - opowiada Adam, który wyjechał na stypendium do Słowenii. Pozostałe dni tygodnia spędzał opalając się na balkonie, pijąc piwo i imprezując. - Wiadomo że jak zbliżał się termin zaliczeń trzeba było troszkę się pouczyć i zrobić prace zaliczeniowe, ale prawie każdego dnia była okazja żeby się napić - opowiada. Erasmusa nazywa jedną wielką imprezą. - Bawiliśmy się bardzo często i nawet teraz z perspektywy czasu żałuję że nie więcej - dodaje.

Mimo tego, iż wyjazd nie nauczył go zbyt wielu rzeczy związanych z kierunkiem studiów, to przyniósł mu więcej korzyści, niż studiowanie w kraju. - Na Erasmusie człowiek otrzymuje inną naukę. Naukę życia, radzenia sobie z problemami i przede wszystkim języka - mówi Adam.

Włoskie "la dolce vita"

Jednak dla Arlette czas spędzony na stypendium na włoskiej uczelni nie jest długimi wakacjami. - Mam sporo zajęć, a wolne mam tylko w czwartkowe i piątkowe popołudnia -; opowiada. Na uczelni, na której studiuje, trzeba chodzić na zajęcia, ponieważ sprawdzana jest lista obecności. Jednak nie wszyscy stypendyści spędzają czas na uczelni. - Erasmusi z Wielkiej Brytanii, którzy studiują język włoski nie robią nic poza codziennymi imprezami. Nie muszą nawet chodzić na zajęcia - dodaje Arlette.

d2xstge

Erasmus nie jest tylko czasem wypełnionym zabawą. - Owszem imprez jest dużo, ale jak przychodzi sesja to wszyscy się uczą bo wcześniej nic nie robili - opowiada Arlette. Ilość nauki i trudność zaliczenia egzaminów zależy od kraju, do którego jedzie się na wymianę. - Łatwiej jest zdawać egzaminy w języku angielskim, niż w języku ojczystym wykładowcy - zaznacza.

Erasmus to też czas wielkiej przygody. - Dwoje Portugalczyków wybrało się pociągiem nad Lago Maggiore, ale zasnęli i nie wysiedli na swojej stacji. Obudził ich celnik, jak przekroczyli granicę ze Szwajcarią - opowiada Arlette.

Marta swój pobyt w słonecznej Italii wspomina jako czas wypełniony imprezami i trudnymi egzaminami. - Musiałam zdawać je po włosku mimo, iż wykładowcy wiedzieli, że moja znajomość tego języka nie jest doskonała - opowiada.

d2xstge

Zapytana o śmieszną historię dziewczyna opowiada o Maruchi - kurczaku, którego Hiszpanie hodowali na balkonie. - Po trzech tygodniach kurczak zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach - mówi.

Rumuński luz blues

Olka zajęcia miała trzy razy w tygodniu. Poza tym luz blues. Imprezy - raczej domówki, u niej w domu. Wynajmowała go z dwójką Włochów, Hiszpanką, Francuzką i Francuzem. - Całe towarzystwo schodziło się do nas. To akurat były imprezy kulturalne - mało picia, dużo śmiechu, żadnego seksu, często wspólne gotowanie - opowiada. Czas w Rumunii upływał jej na szwendaniu się po ulicach, rozmowach z mieszkańcami, gotowaniu, wykłócaniu się z właścicielem mieszkania i wygrażaniu, że pójdą na skargę do ratusza.

Akademik kosztował, jak na Rumunię, majątek - 175 euro miesięcznie. - Pierwszego dnia kolega Włoch otworzył szafkę z pościelą, a tam.... mnóstwo karaluchów - mówi Olka. Trzeciego dnia skończyła się ciepła woda, ponieważ sprzątaczka stłukła rurę podczas sprzątania. - Ciepła woda wróciła po trzech tygodniach, ponieważ ostro domagaliśmy się obniżki opłaty - zaznacza. Kilkanaście osób miało do dyspozycji jedną kuchnię, więc po powrocie z zajęć odbywał się wyścig do garnków.

d2xstge

Mieszkańcy akademika musieli kupić swoje garnki, ponieważ informacja o pełnym wyposażeniu kuchni okazała się bujdą. I z tymi garnkami była ciekawa historia. - Przychodzę rano zagrzać wodę na yerbę, a w moim garnku gotuje się mleko. W garnku koleżanki z Hiszpanii - krochmal. To sprzątaczki urzędują - opowiada studentka.

Akademik był za drogi, więc w sześć osób uciekli do wynajmowanego domku. Mieli do dyspozycji część parteru i pierwsze piętro.- Właścicielem był tchórzliwy Włoch pod 70., znający po rumuńsku trzy słowa: płacić, jutro, pieniądze - opowiada Olka.

Znajomi Olki, pomimo częstych imprez i problemów mieszkaniowych, znajdowali czas na naukę. - Moi współlokatorzy do nauki się przykładali, bo studiowali to, co ich interesuje. Nawet jeśli bywało, że opuszczaliśmy zajęcia. Ja się też trochę uczyłam, bo przedmioty miałam ciekawe, a chciałam jak najbardziej podciągnąć się językowo - zaznacza. Kulturalna Praga

- Nie ma porównania pomiędzy wysiłkiem włożonym w studiowanie w Polsce a pobytem na Erasmusie - mówi Piotrek, który jest na stypendium w Pradze. Na Uniwersytecie Warszawskim przedmioty kursowe warte są 1-3 ECTS i musisz się napracować, by zaliczyć rok. W Pradze anglojęzyczny przedmiot kosztuje średnio 6 ECTS, więc wystarczy, że w półroczu chodzisz na pięć zajęć i masz z głowy semestr. Semestr zimowy kończy się często przed Bożym Narodzeniem, co daje prawie dwa miesiące wolnego. - Pozostaje więc dużo czasu na aktywności pozauczelniane - mówi.

A w Pradze na brak aktywności pozauczelnianych nie można narzekać. - Na wieczorne spotkania ze znajomymi w pubach wychodzę 2-4 razy w tygodniu. Raz na tydzień idę do klubu - mówi Piotrek. W Pradze bywa również na pokazach filmów, czy festiwalach. - Studencki bilet do opery kosztuje 50 koron (ok. 8 zł), więc odświeżam też znajomość klasyki - mówi.

Piotrek zaznacza, że wyjazd na Erasmusa nie jest przeniesieniem się w kompletnie inną rzeczywistość, w której spędza się czas na niekończących się imprezach. - Jest przyjemnie, sporo imprezujesz. Chodzisz na małą liczbę zajęć, uczelnia traktuje cię po partnersku. Poznajesz ludzi, zdobywasz jakieś nowe doświadczenia. Ale przede wszystkim jest normalnie - mówi.

Duńskie życie, jak w Madrycie

Nauczanie w Danii jest na wysokim poziomie. System znacznie różni się od polskiego. Na studiach magisterskich możesz wybrać zajęcia, na które chcesz chodzić. Nie spędza się dużo czasu na uczelni, ale dużo czasu trzeba poświęcić na czytanie lektur. - Zajęcia są nieobowiązkowe, nikt nie sprawdza list - mówi Asia, która studiuje w Kopenhadze.

- Jest bardzo międzynarodowo, międzykulturowo. Czuję się w takim towarzystwie fantastycznie - mówi Asia. Erasmus jest dla niej wielkim socjalnym wydarzeniem. - Wspaniałe jest to, że możesz usiąść przy jednym stole z Francuzem, Brazylijczykiem, Koreańczykiem, Duńczykiem, Australijczykiem, Włochem, Kanadyjczykiem i smakując międzynarodowe potrawy, rozmawiać na każdy możliwy temat - opowiada. Uczestnicy takich spotkań często zapominają, że pochodzą z różnych miejsc świata, ale również porównują sytuacje panującą w swoich krajach.

Dla Asi Erasmus jest również szansą na poznanie, sprawdzenie siebie w wielu różnych sytuacjach. - Podczas pobytu za granicą można spojrzeć na swoje życie z boku, z dystansem. Zobaczyć jak wiele jest przed nami możliwości, a świat tak naprawdę jest mały i w zasięgu ręki - mówi.

Długie wakacje na Malcie?

Tydzień na stypendium to pasmo niespodzianek - mówi Bartek, który wyjechał na Erasmusa na Maltę. Imprezy najczęściej zaczynają się przy basenie lub w pubie, a później przenoszą się do klubów. Nie brakuje też spontanicznych wypadów na plażę i hucznego świętowania urodzin. - Tradycją stało się wrzucanie jubilata do basenu o północy - mówi.

Bartek zaznacza, że jest duża różnica między poziomem studiów w Polsce, a na Malcie. Nie ma ćwiczeń, a studenci muszą chodzić tylko na wykłady. - Na niektórych wykładach można usnąć po pięciu minutach ale niektóre obfitują we wpadki profesorów, typu "Mój kolega z Czechosłowacji..." lub "wybuch elektrowni jądrowej w Czarnobylu w Bułgarii" - opowiada. Jednak Erasmus na Malcie to nie są długie wakacje. Bartek zaznacza, że trzeba spędzić sporo czasu na nauce do egzaminów. - Na egzaminie kilka osób pilnuje, aby nikt nie ściągał - dodaje.

Niemcy - Erasmus to nie tylko imprezy

Rafał opowiada, że na początku jego pobytu w Niemczech, studiowanie składało się z samych imprez i spotkań na mieście. Zmieniło się to po rozpoczęciu zajęć. - W dodatku spora część erasmusów mniej więcej po miesiącu zauważyła, że pieniądze się kończą i trzeba trochę zacisnąć pasa - mówi.

- Akurat jestem w trakcie sesji, więc pytanie czy na Erasmusie się tylko imprezuje brzmi jak bluźnierstwo, bo praktycznie większość czasu spędzam na pisaniu esejów - mówi Rafał. Chłopak twierdzi, że w Niemczech imprezuje się więcej niż w Polsce, ale nauka nie schodzi wcale na dalszy plan.

Poziom studiów, łatwość egzaminów i ilość nauki zależy od miejsca, w którym się studiuje. - W Monachium na politologii erasmusi nie są traktowani o wiele lepiej niż Niemcy - mówi. Erasmus - orgasmus, czyli miłość na stypendium

Mieszkanie daleko od domu, częste imprezy i przeświadczenie, że nikt nie dowie się o naszych wybrykach sprawia, że dla wielu stypendystów wyjazd jest doskonałą okazją do zdrady i seksu bez ograniczeń. - Na niektórych dyskotekach daje się zauważyć, że niektórzy przyszli na imprezę nie tylko potańczyć - mówi Rafał. To, że single szaleją na Erasmusie nie jest niczym dziwnym. Nieco ciekawszą kwestią są eramsusowe związki. - Mój ma się dobrze, zresztą, ale znam dwie osoby, których związki się rozpadły. Niektórzy rozstali się przed Erasmusem, lub zrobili sobie "przerwę" - zauważa Rafał.

Rafał zna osoby, które poznały się już na stypendium i wcale nie są spisane na straty. - Właśnie kończą studia licencjackie i po Erasmusie chcą studiować w tym samym mieście w Anglii - mówi.

Niestety nawet wspólny wyjazd na stypendium nie daje gwarancji na udany związek. "Znam ludzi którzy wyjechali na Erazmusa razem i wspólny pobyt w Madrycie im nie wyszedł" - pisze na forum dla studentów Marcin.

Michał, który był na stypendium we Włoszech, mówi, że zdrada na Erasmusie jest rzeczą względną, ale "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal". "Zaręczona koleżanka postanowiła sobie trochę poużywać przed ślubem więc wyjechała na Orgasmusa. Gdy jej chłopak przyjeżdżał do niej w odwiedziny wszyscy kryli jej romansik" - opowiada Marcin.

Olka zauważa, że wszystko zależy od charakteru osoby, która wyjechała na stypendium. - Moja współlokatorka, Francuzka, po czterech miesiącach pobytu za granicą zostawiła chłopaka, z którym była ponad cztery lata. Zaczęła pić, palić i wciągać facetów do łóżka. O ile oni chcieli - mówi.

Piotrek twierdzi, że południowa atmosfera, jaka panowała na Maderze na pewno sprzyjała większej swobodzie. Jego koleżanka nie została jednak uwiedziona przez erasmusowych kolegów, ponieważ miała w Polsce partnera. - Ja z kolei nie miałem na tyle inicjatywy, żeby poderwać jakąś Portugalkę, słabo mówiły po angielsku - opowiada.

Według Adama Słowenia jest krajem, który nie sprzyja zdradzie, ponieważ mieszkańcy i Erasmusi byli pod względem seksu "nieudani". - No, ale co poradzić? - mówi.

Depresja poerasmusowa

Powrót ze stypendium jest trudny. "Wróciłam do Polski prawie dwa miesiące temu. Na początku było bardzo ciężko, nie mogłam się odnaleźć" - pisze na forum Magda, która była w Brukseli. Emi pisze, że po roku od powrotu nadal robi jej się smutno, jak przypomni sobie o Erasmusie.

Wszyscy moi rozmówcy zgodnie twierdzą, że Erasmus zmienił ich życie. Dla wielu stypendystów Erasmus nie jest ich ostatnim takim wyjazdem. Część osób planuje praktyki zawodowe za granicą, niektórzy wyjechali z Polski na stałe.

Paulina Matysiak, Wirtualna Polska

d2xstge
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2xstge
Więcej tematów