Epidemia szkolnych fobii
Lawinowo przybywa w Łodzi uczniów, którzy nie chodzą do szkoły, bo cierpią na... szkolne fobie. Strach przed szkołą sprawia, że nauczyciele muszą te dzieci uczyć w domach, pisze "Express Ilustrowany".
Tylko w łódzkich gimnazjach takich uczniów jest teraz 79, a będzie jeszcze więcej. Rok temu w tym samym czasie było ich 72, choć w gimnazjach uczyło się o ponad 850 osób więcej niż obecnie.
Z orzeczeń wydawanych przez poradnie psychologiczne wynika, że nastąpiła eskalacja zaburzeń emocjonalnych wśród młodzieży. W dodatku dolegliwości te dotyczą niemal zawsze chłopców, mówi Ewa Firaza, kierownik oddziału szkół gimnazjalnych Wydziału Edukacji UMŁ. - Sławek, Adam, Marcin... wszyscy nie mogą chodzić do szkoły, bo za bardzo się denerwują.
Urzędnicy mówią wprost, że wzrost zapotrzebowania na domowe lekcje jest wynikiem starań nadopiekuńczych mam. - Wiele razy mamy poważne wątpliwości co do zasadności decyzji, jednak nie mamy uprawnień, by je obalić, mówi Barbara Suchara, kierownik oddziału szkół ponadgimnazjalnych. - Nie zmienia to jednak faktu, że spoglądamy z przymrużeniem oka na kolejne zaświadczenia stwierdzające szkolną fobię...
Kolejną przyczyną wysyłania nauczycieli na domowe lekcje do uczniów jest nadpobudliwość psychoruchowa tych drugich. Tutaj dochodzi do wręcz kuriozalnych sytuacji. W Gimnazjum nr 14 jedna z uczennic porusza się o kulach, a mimo to chodzi do szkoły. Tymczasem prywatne lekcje ma 14-latek z dwoma wyrokami za rozbój (jeden za napad na staruszkę). Dyrektorka gimnazjum, sprzeciwiła się udzielaniu mu indywidualnych lekcji, ale mama gimnazjalisty odwołała się do kuratora i postawiła na swoim. - Chłopak ma orzeczoną nadpobudliwość... (PAP)