Emigracja jest pożyteczna
Wiele pokoleń Polaków marzyło o tym, by miejsce urodzenia nie determinowało miejsca edukacji, pracy czy życia. Dzisiaj, gdy tak właśnie jest, politycy z emigrantów robią politycznych uchodźców.
22.02.2008 | aktual.: 22.02.2008 14:28
W reklamówkach przedwyborczych partii dzisiaj rządzącej przedstawiano młodych ludzi, którzy wyjechali za granicę, jako osoby szczególnie wrażliwe na złą sytuację w kraju. Jako osoby, które już dłużej na degrengoladę rządu bliźniaków nie mogły patrzeć i w ramach desperackiego kroku wzięły manatki i wyjechały. I w końcu jako osoby, które wrócą, jak tylko stworzy im się odpowiednie warunki. Jakie? Tu już był problem, bo w czasie jednej z debat telewizyjnych dzisiejszy premier, mówiący o stworzeniu drugiej Irlandii, nie był nawet w stanie powiedzieć, jak wygląda system podatkowy w tym kraju. W czasie swojej wizyty w Londynie Donald Tusk mówił: – Polacy wyjeżdżają z Polski, bo mają zachodnie ambicje i wschodnie rządy. W Polsce niestety ciągle rządzą socjaliści spod znaku wschodniego myślenia.
Nasza skrzynka kontaktowa
Polska zasługuje na wszystko, co najlepsze. Problem w tym, że kraj powinien się rozwijać w dobrym kierunku nie dla miliona emigrantów, tylko dla prawie 40 milionów tych, którzy tutaj zostali. Ten rozwój nie będzie możliwy, a na pewno będzie bardzo utrudniony, jeżeli młodzi ludzie nie będą wyjeżdżali „na nauki” za granicę. Nie tylko za zachodnią granicę. Także tę wschodnią. Niech się uczą języków, niech zdobywają doświadczenia, niech podpatrują dobre pomysły. Jeżeli chcą wrócić – chwała im za to. Jeżeli chcą resztę życia spędzić poza granicami kraju – też dobrze. Będą najlepszymi ambasadorami naszych spraw. Najlepszą „skrzynką kontaktową” czy „biurem matrymonialnym” kojarzącym biznesowe pary. W końcu najlepszą siłą nacisku na decyzje, których skutki jako kraj możemy odczuć.
Na to, co dzieje się w Polsce, ma wpływ nie tylko to, co stanowią rządy w Warszawie, ale także to, o czym dyskutuje się w Brukseli, Waszyngtonie czy jakiejkolwiek innej stolicy cywilizowanego świata. Jak wielką siłę może mieć diaspora za granicą, dobitnie pokazuje przykład wstępowania Polski do NATO. Naciski, jakie polska emigracja w USA wywierała na amerykańskich senatorów, były w historii naszego kraju bezprecedensowe. Oczywiście emigracja powojenna, albo ta z czasów stanu wojennego, jest zupełnie inna niż obecna. Ale czy z pozoru niezainteresowani bieżącymi polskimi sprawami młodzi ludzie w obliczu zagrożenia nie staną się odpowiedzialni i zdyscyplinowani? Taki scenariusz jest wielce prawdopodobny.
Nie żyjemy w próżni, tylko jesteśmy jednym z puzzli światowej gospodarki i polityki. Z punktu widzenia polskich interesów, im większa reprezentacja Polaków za granicą, tym lepiej. Oczywiście jest pewien procent tych, którzy wyjechali i nie chcą mieć ze swoim krajem nic wspólnego. Z tych osób Polska nie będzie miała pożytku. Ale czy miałaby, gdyby zostali w kraju?
Zastrzyk młodej krwi
Dzisiaj nie sposób wyobrazić sobie jakichkolwiek rozwiązań prawnych, które ograniczyłyby emigrację. Nikt o zdrowych zmysłach tego nie zrobi. Ale poważnym zaniedbaniem jest niedocenianie Polaków, którzy przebywają za granicą. Te osoby nie wyjechały tam z powodów politycznych, tylko finansowych. Tak przynajmniej mówią w przeprowadzanych ankietach. To bardzo często w pozytywnym tego słowa znaczeniu „niespokojne dusze”, które gdy mogą wziąć sprawy w swoje ręce, robią to. Ich wyjazd z polską polityką nie miał nic wspólnego. W badaniach przeprowadzonych pod koniec 2007 roku przez Centrum Stosunków Międzynarodowych, niewiele ponad połowa pytanych emigrantów deklarowała chęć powrotu do Polski. Jeżeli wierzyć w niepewne statystki, które mówią, że dzisiaj za granicą pracuje od 1 do 2 mln Polaków, oznacza to, że w ciągu kilku lat nasza gospodarka dostanie potężny zastrzyk „młodej krwi”. Nie chodzi o wiek, oczywiście, ale o świeże doświadczenia. Warto przy tej okazji podkreślić, że wszyscy, którzy wrócą, będą cenni. Nie
tylko ci, którzy za granicą wyuczyli się na doskonałych ekspertów i po powrocie zasiądą w ławach wyższej administracji rządowej czy radach nadzorczych dużych przedsiębiorstw. Doceniać należy także tych, którzy chcą za zarobione za granicą pieniądze utworzyć firmę w Polsce. Dzisiaj te osoby w Irlandii, Hiszpanii, czy jeszcze gdzie indziej, być może wykonują pracę fizyczną poniżej swoich kwalifikacji. Ale te osoby w Polsce będą kołem zamachowym naszego rozwoju. Ich powrót w globalnym rozrachunku z pewnością będzie miał bardziej pozytywny wpływ na naszą gospodarkę niż powrót garstki ekspertów z najwyższej półki.
Zostańcie jak najdłużej
Z polskiego punktu widzenia lepiej, żeby ci, którzy teraz zarabiają za granicą, byli emigrantami jak najdłużej. Polski rząd powinien więcej wysiłku wkładać w to, żeby wykorzystać swoich emigrantów za granicą, niż w to, żeby ich do Polski ściągnąć. Zamiast wołać: „przyjeżdżajcie!”, premier powinien wołać: „cieszę się, że tam jesteście, zostańcie tam jak najdłużej i wiedzcie, że zawsze powitamy was z otwartymi rękami”.
Czytając wycinki wywiadów prasowych z czasów wyborczej gorączki w Polsce, można odnieść wrażenie, że niektórzy politycy uważają emigrowanie za zło w czystej formie, a przynajmniej smutną konieczność. Emigrowanie to dzisiaj rzeczywiście konieczność, ale bynajmniej nie smutna. I szansa. Zarówno dla emigrujących, jak i dla kraju, z którego pochodzą. Tę szansę bezbłędnie wykorzystują ci, którzy już wyjechali. Niestety, tej szansy nie wykorzystują polskie władze. A przykładów, jak to robić, jest wiele. Chociażby inicjatywa „GlobalScot”, w ramach której utrzymywana jest „gorąca linia” pomiędzy władzami Szkocji a 900 wpływowymi szkockimi emigrantami na całym świecie. To najlepsi lobbyści i najbardziej wiarygodni eksperci. Swój sukces zawdzięczają odwadze, uporowi i ciężkiej pracy. Wyjechali, ale służą szkockiej sprawie.
I ostatnia analogia. W Polsce ma powstać druga Irlandia. Ale ta pierwsza, ze stolicą w Dublinie, ma się tak dobrze w dużej mierze dzięki emigracji właśnie. W USA żyje 40 mln ludzi, którzy przyznają, że są Irlandczykami albo mają irlandzkie korzenie. To dziesięć razy więcej, niż żyje dzisiaj w Irlandii. Sukces ich kraju rodzinnego był możliwy dzięki ich pracy i pomocy. Powinniśmy o tym pamiętać.
Tomasz Rożek
Autor tekstu jest fizykiem. Przez cztery lata mieszkał na Zachodzie, gdzie pracował w instytucie naukowym