Doradca burmistrza Mariupola Petro Andruszczenko poinformował wieczorem na swoim kanale na Telegramie, że "coś" wleciało do budynku w miejscowości Respublika w obwodzie donieckim, w którym przebywało wielu rosyjskich żołnierzy. Doszło do silnej eksplozji.
Na miejsce eksplozji natychmiast wysłano ponad 20 karetek pogotowia. Według doradcy mera Mariupola w wyniku eksplozji mogło zginąć nawet 50 rosyjskich żołnierzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Pilot Mi-8 nie miał szans. Moment zestrzelenia rosyjskiego śmigłowca
Andruszczenko twierdzi, że Rosjanie skarżą się, że miejscowi informują ruch oporu o miejscach, gdzie gromadzą się żołnierze armii Putina. "Mariupol i cały ten region to Ukraina. Okupanci nie są tu mile widziani" - zaznaczył.
Rosjanie twierdzą, że nie było ofiar
Oficjalnie przedstawiciele władz okupacyjnych twierdzą, że doszło do eksplozji w budynku "rady wiejskiej". Budynek miał zostać całkowicie zniszczony, ale nie było żadnych ofiar "wśród cywilów". Ranny miał zostać lekko jeden z rolników, który był w tym czasie na miejscu wybuchu.
Przeczytaj także: