Ekspert od upadłości
Czy mecenas Nowaczyk uwikłana rodzinnie w kompromitujące dochodzenia prawne powinna być ekspertem w Komisji ds. Orlenu?
11.07.2005 | aktual.: 11.07.2005 20:39
Prof. Lech Gardocki okazał się najbardziej dalekowzrocznym prawnikiem w Polsce: zabronił sędziom Sądu Najwyższego występowania w roli ekspertów w sejmowej Komisji Śledczej ds. Rywina. Już wtedy prof. Gardocki trafnie przewidział, że dla szanującego się prawnika ta praca może oznaczać tylko kompromitację.
Choć świat prawniczy (może poza dr. Kochanowskim) z osłupieniem obserwuje to, co dzieje się w orlenowskiej komisji śledczej, jej eksperci z podziwu godną konsekwencją pełnią misję wiernego towarzyszenia posłom prawicowym. Każdy, nawet najbardziej kosmiczny wniosek posła Giertycha czy najdalej poza zakres prac komisji wychodzący wniosek posła Wassermanna ubiorą w szaty poprawności prawnej i ustawowej dopuszczalności.
Gdy był pośród nich desygnowany przez SLD Jerzy Kucharenko, który próbował się temu przeciwstawiać, to przy pierwszej okazji go wykluczono. Okazję taką dał marszałek Sejmu upominający komisję w związku z jej wydatkami pieniężnymi. W ramach oszczędności usunęli więc Kucharenkę. Na nim oszczędzanie się skończyło. Kucharenko niechętnie o tym mówi, ale przecież nawet ślepy dostrzegłby polityczny podtekst takiego usunięcia.
Różański – panu dziękujemy!
W tych dniach życie przyniosło kolejny, ściśle z ekspertami związany skandal. Oto jedna z nich, pani mecenas Emilia Nowaczyk, poskarżyła się, że w trakcie prac nad wnioskiem adwokata Józefa Oleksego o wykluczenie z obrad członka komisji Konstantego Miodowicza i eksperta gen. Bogdana Libery poseł SLD Andrzej Różański usiłował wymóc na niej zgodę na ten wniosek. Choć brak obiektywizmu akurat tych dwóch wysokich oficerów służb specjalnych, zaplątanych w przeszłości w skonstruowanie afery „Olina”, był oczywisty, poseł Różański popełnił grubą nieostrożność, próbując w tak wrogim środowisku załatwić coś poza kamerami i mikrofonami.
Interesujące w tym przypadku jest jednak co innego. Mianowicie tupet mecenas Nowaczyk, która tak bohatersko zapobiegła próbie zamachu na jej niezawisłość. Pani mecenas ma bowiem dość słabe powody do tego, by w sprawie swej bezstronności rozdzierać szaty. Właściwie tylko takie, które tkwią w definicji słowa ekspert. To ktoś, kto powodując się wyłącznie najlepszą wiedzą, w sposób całkowicie obiektywny i niezależny daje świadectwo prawdzie. Ekspert to ktoś w najmniejszym nawet stopniu niezainteresowany rozstrzygnięciem, które ma zapaść przy jego udziale. Ekspert, krótko mówiąc, powinien być poza wszelkimi podejrzeniami.
W przypadku pani mecenas Nowaczyk można się zastanawiać, czy spełnia ona wszystkie te kryteria. Jest bowiem uwikłana rodzinnie w kompromitujące dochodzenia prawne, prowadzone w związku z upadłością poznańskich zakładów mięsnych Pozmeat SA. Liczne prokuratury wyjaśniają, czy bliska rodzina pani mecenas, zarządzając Pozmeatem, swym być może umyślnym działaniem nie doprowadziła do upadku firmy. Postępowania dotyczą: wykorzystania polskiego systemu bankowego do czegoś, co zwykło się nazywać praniem brudnych pieniędzy, wyłudzeń na szkodę Pozmeatu, fałszowania dokumentów oraz kłamstw zapisanych w dokumentach składanych w Komisji Papierów Wartościowych.
Pierwszy raz niejasności co do roli pani mecenas w aferze Pozmeatu pojawiły się w grudniu ub.r. Wówczas, za zamkniętymi drzwiami, złożyła ona wyjaśnienia, które komisja przyjęła do wiadomości. Nie wiemy, co mówiła. Dziś klęskę ekonomiczną Pozmeatu zwala na BRE Bank – współudziałowca, który ostatecznie, po głębokiej wpadce finansowej, przejął kontrolę nad przedsiębiorstwem. I podkreśla („Trybuna” nr 157/05), że w stosunku do niej nie toczy się żadne postępowanie prokuratorskie.
Rodzina, ach rodzina...
Zarzutu narażania Pozmeatu na wielką stratę finansową – 40 mln zł – i prania brudnych pieniędzy rzeczywiście nie postawiono mecenas Emilii Nowaczyk. Postawiono go m.in. Włodzimierzowi Nowaczykowi i Elżbiecie Zbierskiej. Mimo zaskarżenia do sądu zarzut został utrzymany w mocy – podejrzani musieli wpłacić kaucję i oddać paszporty. W odrębnym postępowaniu Danuta Nowaczyk podejrzana jest z kolei o wyłudzenie z Pozmeatu 50 tys. zł. Mówi się też o innych grzeszkach, składających się na następne kilkadziesiąt tysięcy. Elżbieta Zbierska podejrzana jest natomiast o ułatwienie Danucie Nowaczyk dokonania owych nadużyć. Podobnie Włodzimierz Nowaczyk. Włodzimierz Nowaczyk był członkiem zarządu i przewodniczącym rady nadzorczej firmy, Elżbieta Zbierska była wiceprezesem zarządu. Pani Danuta Nowaczyk natomiast zatrudniona tam była (z sutym wynagrodzeniem) na stanowisku specjalisty ds. eksportu. Szkopuł w tym, że pieniądze brała, lecz pracy nie świadczyła.
Sprawa zarówno tej lipnej pracy, jak i krętactw wokół dokumentów jest już w Sądzie Rejonowym w Poznaniu (sygn. XXIII K 1321/04). Najpoważniejszy przypadek dotyczy jednak owych 40 mln, bo tej wielkości straty pogrzebały spółkę na amen – została wycofana z giełdy i jest w stanie upadłości.
Co z tym wspólnego ma pani mecenas Emilia Nowaczyk? Otóż pani Emilia, pani Elżbieta Zbierska i pan Włodzimierz Nowaczyk są rodzeństwem. Pani Danuta Nowaczyk zaś to żona pana Włodzimierza, czyli szwagierka pani Elżbiety i pani mecenas Emilii. Trudno mi uwierzyć, że pani mecenas nie miała bladego pojęcia o tym, co się dzieje w Pozmeacie. Tym bardziej że utrzymywała z tą firmą nie tylko stosunki rodzinne, lecz także służbowo-biznesowe.
Jej kancelaria adwokacka doradzała Pozmeatowi, a spółce, której Pozmeat był stuprocentowym właścicielem, w swojej kancelarii wynajmowała lokal na siedzibę. Po usunięciu jej rodziny z władz Pozmeatu pani mecenas jest do dziś członkiem rady nadzorczej firmy i walczy z BRE Bankiem – obecnie, po Nowaczykach, większościowym udziałowcem – starając się wszelkimi siłami bronić rodzeństwa i szwagierki.
Myślę, że to wystarczająco dużo powodów, by pani mecenas, przynajmniej do czasu ostatecznego rozstrzygnięcia tych spraw, nie ubierała się w szaty absolutnie bezstronnej ekspertki prawnej sejmowej komisji. Osobę mającą takie kłopoty rodzinne za plecami zawsze można zasadnie podejrzewać, że jej postawa w komisji może być dyktowana prywatnym interesem. Wspieranie swymi orzeczeniami być może przyszłych wysokich urzędników wymiaru sprawiedliwości, mogłoby być interpretowane jako podszyte osobistymi intencjami.
Pani mecenas, walcząc o swą pozycję eksperta orlenowskiej komisji, zamiast samoodsunąć się od jej prac, wpisuje się w jej bardzo złą tradycję.
Mecenas Jan Widacki: – To, co robią tzw. eksperci komisji, jest obrazą prawa i zwykłej ludzkiej inteligencji. Już nie mówię o tym horrendum, którym było przeprowadzone bezwstydnie, na oczach całej Polski, pozbawienie mojego klienta prawa do obrońcy. Ale przecież gdy mnie przesłuchiwano, zadawano mi najdziksze pytania, podszyte najbardziej niewybrednymi sugestiami, o lata świetlne oddalonymi od przedmiotu zainteresowań komisji, zakreślonego uchwałą sejmową.
Eksperci, także pani Nowaczyk, na moje protesty niezmiennie odpowiadali, że to nie ja oceniam prawne granice przesłuchania, i niezmiennie przyznawali komisji prawo do absolutnie dowolnego i oderwanego od materii przesłuchiwania mnie. Dlatego gdy jestem pytany o ocenę ekspertów, mówię: ze znajomości prawa - pała, z lojalności politycznej – celujący.
Sejm jednak jest od początku całkowicie ślepy na najbardziej nawet oczywiste skandale, których dopuszczają się dwaj, było nie było, prawnicy, jeden etnograf, jeden historyk, jeden wspomagający ich ochoczo wiejski dyskdżokej oraz współpracujący z nimi ręka w rękę „eksperci”: mecenasi i byli oficerowie UOP. Przyzwoitość jest na szarym końcu. Jeśli oni w ogóle wiedzą, co to jest przyzwoitość.
Marek Barański