PolskaEksperci ostrożnie o skuteczności ścigania za zwrot "polski obóz"

Eksperci ostrożnie o skuteczności ścigania za zwrot "polski obóz"

• Prof. Ćwiąkalski: realne możliwości ścigania mogą okazać są niewielkie
• Zdaniem prof. Dudka może być to kosztowne i obarczone ryzykiem
• - Zapis może działać odstraszająco - wskazuje mecenas Wąsowski

Eksperci ostrożnie o skuteczności ścigania za zwrot "polski obóz"
Źródło zdjęć: © freeimages.com | Michael Mingucci

15.02.2016 | aktual.: 15.02.2016 18:23

Eksperci ostrożnie wypowiadają się o skuteczności wytaczania spraw sądowych za używanie zwrotu typu "polski obóz", bo realne możliwości ścigania sprawców mogą okazać są niewielkie. Jednak, według niektórych opinii, zapis może mieć znaczenie psychologiczne i działać odstraszająco.

Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało projekt umożliwiający wytaczanie spraw karnych i cywilnych za używanie zwrotu typu "polski obóz". Byłoby to przestępstwo zagrożone karą do 5 lat więzienia.

- Nie sądzę, żeby to miało jakieś wielkie praktyczne znaczenie. Bardziej jest to sprawa prestiżowa niż związana z realnymi możliwościami ścigania tych sprawców. Tym bardziej, że sprawcami tego przestępstwa nie są Polacy, tylko cudzoziemcy i tego typu określenia pojawiają się za granicą - powiedział PAP prof. Zbigniew Ćwiąkalski, karnista, b. minister sprawiedliwości.

"Brak wiedzy"

Jak podkreślił, bardzo często tego typu określenia nie wynikają ze złej woli, tylko z braku wiedzy. - W związku z tym, jeżeli to będzie przestępstwo umyślne, to trzeba by najpierw wykazać, że ktoś miał zamiar użycia tego określenia, mimo że miał świadomość, iż jest to nieprawdą - powiedział profesor.

Zdaniem Ćwiąkalskiego zaproponowane przez resort sprawiedliwości zmiany prawne nie doprowadzą do zablokowania na świecie możliwości posługiwania się określeniami typu "polski obóz". Przypomniał, że polskie placówki dyplomatyczne od lat w tego typu przypadkach od razu interweniują.

- Oczywiście kodeks karny daje możliwość ścigania także cudzoziemców za przestępstwa popełnione przeciwko interesom RP, ale nie sądzę żeby praktyczna skuteczność była wielka - powiedział Ćwiąkalski.

B. minister sprawiedliwości przypomniał, że przepisy przewidują ściganie za tzw. "kłamstwo oświęcimskie", zwane inaczej negacjonizmem. To twierdzenie, że powszechnie przyjęta interpretacja holokaustu jest wyolbrzymiona lub też zupełnie zafałszowana. Jest ono ścigane w wielu krajach z urzędu przez państwo jako czyn karalny.

"Kosztowne i obarczone ryzykiem"

- Jestem sceptyczny wobec penalizowania wszystkich kwestii historycznych, nawet tak obraźliwych dla Polaków jak tzw. "polskie obozy" - powiedział historyk prof. Antoni Dudek. - Należy temu przeciwdziałać, ale nie drogą prawno-sądową, bo to jest przeciwskuteczne i może być kosztowne i obarczone ryzykiem - dodał.

Według profesora skoro takie słowa padają głównie poza Polskę, to pozywać trzeba byłoby głównie za granicą, gdzie "jest różny stosunek do rozstrzygania sądowego sporów historycznych". Ocenił, że wszystko można różnie interpretować, np. zwrot o pomawianiu "narodu polskiego".

W ocenie Dudka nie można wykluczyć, że mogłoby też dojść do próby używania przepisu karnego do ograniczania wolności badań naukowych, czy głoszenia poglądów. Jak zwrócił uwagę, są historycy opisujący zbrodnie, jakie poszczególni obywatele polscy popełniali w czasie wojny na innych obywatelach narodowości żydowskiej. - Nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że nie było przypadków zabijania Żydów przez Polaków w czasie wojny; nawiasem mówiąc - odwrotnie też, spór dotyczy skali tego zjawiska - oświadczył.

"Może wywrzeć psychologiczne wrażenie"

Z kolei zdaniem mecenasa Krzysztofa Wąsowskiego proponowane rozwiązania mogą działać jako pewien element odstraszający. Jak zaznaczył, będzie podstawa prawna do wyciągnięcia odpowiedzialności przed polskim sądem. - Do tej pory naruszyciele czuli się zupełnie bezkarni - podkreślił mecenas.

Dopytywany jak w praktyce mogłoby to wyglądać, biorąc pod uwagę, że większość tego typu spraw dotyczy cudzoziemców, mecenas podkreślił, że "są procedury międzynarodowe", które to umożliwiają. - Myślę, że żaden szanujący się wydawca, szanującego się pisma, czy mediów, nie chciałby sobie pozwolić na tego typu zagrożenie działaniem władz Polski. To może wywrzeć psychologiczne wrażenia - powiedział.

Zdaniem mecenasa ochrona dobrego imienia Polski była potrzebna. Wskazał, że skuteczność tego typu narzędzi widać choćby w przypadku pozwów przeciwko stronie polskiej, składanych np. przez środowiska żydowskie w Stanach Zjednoczonych.

- Teoretycznie pozwy te dla polskiego wymiaru sprawiedliwości mogą nie mieć specjalnego znaczenia, ale jednak są uznawane jako silnie oddziaływujące i są brane pod uwagę. Przykładowo spółki czy podmioty gospodarcze, które nabywają nieruchomości objęte takim roszczeniem biorą to pod uwagę i stanowi to dla nich poważne ryzyko prawne - wskazał.

Proces Ratajczaka

Ustawa o IPN przewiduje karę do 3 lat więzienia dla tego, kto "publicznie i wbrew faktom" zaprzecza zbrodniom nazistowskim i komunistycznym, ściganym przez pion śledczy IPN. W Polsce najgłośniejszą taką sprawą był proces Dariusza Ratajczaka, umorzony w 2001 r. przez opolski sąd z powodu "nieznacznej szkodliwości społecznej czynu".

W 1999 r. wykładowca Uniwersytetu Opolskiego dr Ratajczak wydał książkę "Tematy niebezpieczne", gdzie były tezy zaprzeczające używaniu gazu w niemieckim obozie Auschwitz-Birkenau do mordowania Żydów. Według autora, gaz ten służył jedynie do dezynfekcji więźniów.

Po nagłośnieniu sprawy przez media rektor uniwersytetu zawiesił Ratajczaka w prawach nauczyciela akademickiego, a prokuratura postawiła mu zarzut "kłamstwa oświęcimskiego". W 2010 r. Ratajczaka znaleziono martwego; prawdopodobnie popełnił samobójstwo.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (35)