Egipt żyje wyborami - kto zostanie prezydentem?
Rozpoczynające się w środę dwudniowe wybory prezydenckie w Egipcie stanowią główny temat rozmów na kairskich ulicach. Który kandydat na urząd głowy państwa jest nazywany przez Egipcjan "kołem zapasowym", a czyjej wygranej najbardziej obawiają się zwolennicy rewolucji?
22.05.2012 | aktual.: 23.05.2012 12:15
Internetowy współorganizator egipskiej rewolucji Wael Ghonim zwykł mówić, że polityka go nie interesuje. W swojej książce "Rewolucja 2.0" napisał, że jest to typowe stanowisko większości Egipcjan.
Jednak teraz, dzień przed rozpoczęciem się wyborów na prezydenta, na ulicach słychać głównie rozmowy, w których przewijają się nazwiska kolejnych kandydatów. - Mursi to koło zapasowe, jak możesz go popierać? - wyśmiewa sprzedawca gotowanego bobu swego stałego klienta.
Mohamed Mursi, kandydat Bractwa Muzułmańskiego, zyskał sobie przydomek koła zapasowego, gdyż nominowano go jako kandydata rezerwowego. Stał się oficjalnym kandydatem, gdy główny strateg Bractwa Chairat el-Szater został w połowie kwietnia zdyskwalifikowany przez komisję nadzorującą wybory.
Według sondaży, Mursi powinien przejść do drugiej tury. Silna, dobrze zorganizowana struktura Bractwa, sięgająca do odległych prowincji Egiptu, zapewni mu wiele głosów. Grono przywódcze Ihwan (po arabsku bractwo) skupia religijnych lekarzy, prawników, inżynierów, ludzi biznesu i innych przedstawicieli klasy średniej, którzy w swoich miejscowościach cieszą się autorytetem.
W Egipcie mówi się, że każdy jest tutaj religijny, tylko w różnym stopniu. Inny stopień religijności odzwierciedla kampania niezależnego kandydata Abdela Moneima Abula Fotuha, który zerwał z Bractwem Muzułmańskim w zeszłym roku.
Jedni uważają go za kandydata umiarkowanie religijnego, reprezentującego postępowy nurt islamu. Inspiruje go podobno tunezyjski duchowny Raszid el-Ganuszi, który wierzy, że islam i demokracja mogą współistnieć. Inni uważają, że jego zerwanie z Bractwem to tylko gra i że w rzeczywistości nic go nie różni od Ihwan.
W Egipcie na każdego, kto nie jest islamistą, mówi się liberał. Ta szeroka grupa, do której zaliczają się także lewicowi aktywiści z będącego kolebką rewolucji kairskiego placu Tahrir, nerwowo zastanawia się, na kogo głosować.
Ahmed Fajed - ateista, psychiatra i działacz lewicowy - jest gotów oddać głos na Fotuha. - Nikt mnie nie reprezentuje, ale jeśli ma rządzić nami islamista, to wolę Fotuha od Mursiego. Może być kandydatem opartym o szeroki społeczny kompromis - powiedział PAP.
Znajomi Ahmeda denerwują się, że nie chce głosować na Hamdina Sabahiego, lewicowego kandydata - naserystę. Najważniejszą zaletę Sabaha stanowi to, że nie jest ani islamistą, ani felul (człowiekiem byłego reżimu).
- Nie chcemy stworzyć politycznego spektrum, na które będą składały się wyłącznie różne odcienie islamizmu. Hamdin Sabahi jest jedynym kandydatem, który ma szansę poszerzyć to spektrum o opcję świecką. Może liczyć na sięgające głęboko poparcie na egipskiej prowincji, na wsi i wśród niższych klas w miastach - tłumaczy dziennikarz i bloger Usema Dieb.
Dla wszystkich zwolenników rewolucji najczarniejszym scenariuszem jest zwycięstwo kandydata, związanego ze starym reżimem. Według najnowszych sondaży, wzrosło poparcie dla ostatniego premiera z czasów Mubaraka, byłego wojskowego Ahmeda Szafika. Powszechnie uważany za człowieka rządzącej krajem Najwyższej Rady Wojskowej, ma wsparcie ludzi związanych ze starym reżimem oraz Egipcjan zmęczonych porewolucyjnym chaosem.
- Głównym punktem jego programu wyborczego jest przywrócenie bezpieczeństwa i porządku na ulicach - powiedziała politolog z Uniwersytetu Amerykańskiego w Kairze, prof. Nadine Sika.
Szafik może także liczyć na głosy egipskich chrześcijan, obawiających się o swoją sytuację w kraju rządzonym przez islamistów. Ajman, kelner w restauracji w centrum Kairu, mówi, że w kościele ksiądz kazał głosować na Szafika.
Obok Szafika, drugi najważniejszy kandydat związany z poprzednim reżimem to Amr Musa, były szef Ligii Arabskiej i były minister spraw zagranicznych w rządzie obalonego prezydenta Hosniego Mubaraka. Wśród Egipcjan cieszy się opinią najbardziej doświadczonego polityka, obytego w świecie technokraty.
- Musa jest dla wielu człowiekiem byłego reżimu, był najdłużej sprawującym swój urząd ministrem spraw zagranicznych. Przed rewolucją mówił, że jest gotowy głosować w następnych wyborach na Mubaraka. Ludzie mu to pamiętają. Z drugiej strony, w 1999 roku został zdymisjonowany, i dla tych, którzy będą na niego głosować, było to zerwanie z reżimem. Zwolennicy Musy widzą w nim kandydata promującego zmiany i bezpieczeństwo - powiedziała prof. Sika.
Egipcjanie, tak bardzo zjednoczeni podczas rewolucji, dziś są podzieleni przede wszystkim w kwestiach islamizmu i związków ze starym reżimem. O protestach na placu Tahrir mówią z nostalgią, że to była realizacja utopii. - Idealiści wszystkich opcji politycznych, wszystkich klas, grup religijnych zebrali się na Tahrir. Dzisiaj są rozczarowani, bo myśleli, że ta utopia stanie się częścią codziennego życia - powiedział Ahmed Fajed.
Utopia, o której mówi Fajed, trochę przypomina koncepcję "państwa cywilnego". - W naukach politycznych ten termin nie istnieje. Idea państwa cywilnego powstała w porewolucyjnym Egipcie i oznacza państwo, które nie jest rządzone ani przez wojskowych, ani przez islamistów. Zwycięstwo islamisty albo felul będzie oznaczać, że w ponad rok po rewolucji państwo cywilne nie jest priorytetem większości Egipcjan - tłumaczy prof. Sika.
Z Kairu Ala Qandil