Egipt to "socjoekonomiczna bomba z opóźnionym zapłonem". Pogrąży się w konflikcie?
Niezależnie od tego, czy obalenie prezydenta Egiptu zostanie ostatecznie uznane za pucz wojskowy, czy też akt obrony demokracji, niedawne wydarzenia wydają się źle rokować dla stabilności tego kraju. Politycznym języczkiem u wagi stali się islamscy radykałowie.
Jeśli na tym etapie rozwoju wydarzeń w Egipcie można wyciągać z nich jakieś wnioski, to szczególnie ważny jest ten, że awangardą islamskich ruchów politycznych oraz języczkiem u politycznej wagi stali się ultrakonserwatywni, radykalni salafici - pisze prestiżowy magazyn "Foreign Affairs". Również "New York Times" podkreśla, że ich polityczne ramię, Partia Nur, stało się arbitrem, który może przesądzić o możliwości utworzenia i przetrwania rządu.
Egipt stacza się w konflikt?
Kuriozalny sojusz ultrakonserwatywnych islamistów z armią i grupami liberalnymi nie będzie trwały - oceniają eksperci. Szef amerykańskiej Rady Stosunków Międzynarodowych (CRF) Richard Haas uważa wprawdzie, że jeśli opozycja, która obaliła prezydenta Mohammeda Murskiego zdoła się skonsolidować, to kraj wyjdzie z tych wydarzeń obronną ręką, ale niektórzy politolodzy obawiają się, że Egipt stacza się w jakiś poważny konflikt.
Odsunięcie od władzy wywodzącego się z Bractwa Muzułmańskiego prezydenta Mursiego i utrata wpływów tej formacji stworzyły miejsce na scenie politycznej dla salafitów. A to oznaczać może radykalizację ruchów islamistycznych i wzrost wpływów organizacji ekstremistycznych związanych z salafitami - ostrzega "FA".
Nie wróży to rychłego scementowania egipskiego społeczeństwa, podzielonego na prozachodnie, liberalne elity i konserwatystów marzących o wprowadzeniu szariatu, na sunnicką większość oraz chrześcijańskie i szyickie mniejszości.
Zadowoleni ultrakonserwatyści
"Zapewne żaden salafita nie jest tak zadowolony z obrotu zdarzeń w Egipcie jak Ajman al-Zawahiri, lider al-Kaidy", który od dawna twierdził, że zaangażowanie Bractwa Muzułmańskiego w politykę umacnia przeciwników państwa islamskiego - pisze "FA".
Partia Nur, drugie co do wielkości ugrupowanie egipskich islamistów, zręcznie rozegrała polityczne napięcia i społeczne protesty, które doprowadziły do quasi-przewrotu w Egipcie. Salafici stanęli po stronie wojska, niejako legitymizując odsunięcie od władzy Mursiego i pomagając armii stworzyć wrażenie, że nie przeprowadziła ona antyislamskiego zamachu stanu.
Ale ten alians między armią i ultrakonserwatywnymi islamistami nie wróży pokoju. "To, co wyłoni się z tej sytuacji, może się wszystkim nie spodobać" - konkluduje "Foreign Affairs", przypominając, że odsunięte od władzy Bractwo Muzułmańskie nie zrezygnuje z walki, ale może powrócić z tej politycznej banicji jako ruch znacznie bardziej radykalny.
Tymczasem, choć przywódcy Nur twierdzą, że chcą w egipskim społeczeństwie "budować mosty", to jednak liberalni politycy są przekonani, że salafici umocnią raczej podziały - pisze "NYT".
Partia Nur, od swego powstania dwa lata temu, zabiega o wprowadzenie prawa islamskiego i jest tak dalece konserwatywna, że inne formacje polityczne ochrzciły ją "neandertalczykami", którzy nie są skłonni do żadnych ustępstw.
Armia będzie chciała rządzić?
Nie tylko wzrost znaczenia Nur źle wróży stabilności Egiptu. "Oczywiste jest, że klucze do władzy dzierży armia (...), a różnorodna mieszanka liberalnych, świeckich i islamistycznych partii, którą dotąd jednoczyła wola obalenia Mursiego, ma niewielkie szanse na pozostanie spójną (siłą polityczną)" - zwraca uwagę ośrodek Stratfor.
"Jak długo potrwa romans między armią a tłumem z placu Tahrir?" - zastanawia się "The New Yorker". "Zapewne do czasu, gdy wojskowi zechcą otwarcie rządzić" - przewiduje nowojorski magazyn, przypominając, że opozycja, która wyszła na ulice miast broni armii przed zarzutami o przeprowadzanie puczu. Ale istnieje obawa, że nie tylko rozpadną się szybko te kruche sojusze, ale też "Egipcjanie zwrócą się przeciw sobie".
Jest to niewykluczone. Jeden z przywódców salafitów - cytowany przez "NYT" - powiedział, że każdy, kto sądzi, że Nur da się odsunąć od władzy będzie rozczarowany, bo zwolennicy tej partii są gotowi na śmierć.
Socjoekonomiczna bomba
Do dalszej destabilizacji kraju przyczyni się sytuacja gospodarcza, która sprawia, że Egipt "jest socjoekonomiczną bombą z opóźnionym zapłonem" - jak piszą eksperci IISS, międzynarodowego think tanku specjalizującego się w badaniu Bliskiego Wschodu.
Do napięć politycznych, religijnych i społecznych dołoży się frustracja bezrobociem i rozpacz wywołana nędzą; jeden na czterech Egipcjan żyje poniżej progu nędzy, czyli za mniej niż 2 dol. dziennie - ostrzega IISS.
Ani ośrodki badawcze ani media nie chcą pokusić się o odpowiedź na pytanie, czy Egiptowi grozi wojna domowa. Trudno jednak o optymistyczne oceny tej sytuacji.
Cokolwiek jednak zdarzy się w Egipcie, będzie miało implikacje dla całego regionu, a kryzys raczkującej demokracji będzie złym sygnałem dla krajów, przez które przeszła Arabska Wiosna - przewiduje tygodnik "The Economist".
Marta Fita - Czuchnowska, PAP