ŚwiatEgipt-Etiopia, czyli wojna o tamę na Nilu

Egipt-Etiopia, czyli wojna o tamę na Nilu

Dwa afrykańskie mocarstwa Egipt i Etiopia wojują o wody Nilu. Etiopia chce przegrodzić rzekę tamą, by postawić tam największą w Afryce elektrownię wodną. Egipt oskarża Etiopię o kradzież wody i odgraża się, że nigdy się na to nie zgodzi. Kair nie wyklucza nawet użycia siły.

Egipt-Etiopia, czyli wojna o tamę na Nilu
Źródło zdjęć: © AFP | William Lloyd-George

12.06.2013 | aktual.: 12.06.2013 15:28

- Nie damy sobie odebrać ani kropli wody z Nilu - zagroził w tym tygodniu egipski minister dyplomacji Mohammed Kamal Amr, a prezydent Mohammed Mursi dodał w poniedziałek, że choć Egipt nie chce wojny, to "rozważy wszystkie sposoby", by bronić swoich życiodajnych wodnych zasobów.

Tama zagrożeniem?

Według Egipcjan zagraża im gigantyczna Tama Wielkiego Odrodzenia, jaką na Błękitnym Nilu chcą zbudować Etiopczycy, by urządzić tam elektrownię wodną, i jako energetyczna potęga sprzedać z zyskiem prąd całej Afryce.

Etiopia zaczęła ją stawiać już dwa lata temu, kiedy to udało się jej podbuntować państwa z basenu Nilu - Demokratyczną Republikę Konga, Kenię, Ugandę, Tanzanię, Burundi i Rwandę - przeciwko obowiązującym jeszcze od czasów kolonialnych umowom, dającym Egiptowi i Sudanowi monopol na wody Nilu. Układy z 1929 i 1959 roku przewidują, że z 84 mld m3 wody, która płynie co roku Nilem, Egipt ma prawo aż do 55 mld m3, a 18,5 mld m3 przypada Sudanowi (10 mld m3 przewidziano na straty). Kiedy umowy były zawierane, Kongo, Kenia, Uganda, Tanzania, Burundi i Rwanda jeszcze nie istniały jako państwa.

Nowa umowa, nowe projekty

Dopiero w 2010 roku w wyniku starań Etiopii, gdzie bierze początek Błękitny Nil (Biały wypływa z Jeziora Wiktorii, a oba łączą się w jeden w Chartumie) państwa regionu podpisały umowę o "zgodnym wykorzystywaniu wód" liczącego prawie 7 tys. km długości Nilu, drugiej obok Amazonki, najdłuższej rzeki świata.

Etiopia natychmiast przystąpiła do dzieła. Górzysty kraj, niegdyś symbol nędzy, tyranii i klęsk suszy i głodu, stał się regionalnym mocarstwem, którego rząd umyślił sobie, że podstawą jego gospodarczej potęgi będą hydroelektrownie, a największą z nich ma stać się Tama Wielkiego Odrodzenia, budowana za 5 mld dolarów na Błękitnym Nilu w regionie Benishangul-Gumuz, 40 km od granicy z Sudanem.

Tama ma być gotowa w 2017 r., a w zeszłym tygodniu robotnicy zaczęli prace, by o pół kilometra przesunąć na czas budowy naturalne koryto Nilu. I dopiero wieści o przekierowaniu Nilu wywołały protesty w Kairze.

Egipt nie chce tamy

Etiopczycy zapewniają, że tama, ani tymczasowe przekierowanie Nilu nie wyrządzą nikomu żadnych szkód. Po napełnieniu tamy woda popłynie jak dawniej, napędzając jedynie turbiny, a Etiopia nie pobierze choćby litra dla irygacji ziemi.

Egipt, dla którego woda z Nilu jest źródłem życia i sam postawił na nim wiele własnych tam z Asuańską na czele, obawia się, że zanim etiopska zapora zapełni się wodą, mniejszy poziom rzeki przemieni w pustynię nadrzeczne uprawy. Hydrolodzy przyznają, że przez 3-4 lata, gdy zapora się będzie zapełniała, do Egiptu docierać będzie o jedną piątą wody mniej niż zwykle. Dodatkowo, nowe sztuczne jezioro sprawi, że co roku Nil będzie tracił więcej wody w wyniku zwiększonego parowania.

Narastająca z każdym dniem wojowniczość wypowiedzi egipskich i etiopskich polityków wywołała już dyplomatyczny skandal, gdy w jednej z kairskich telewizji czołowi politycy zastanawiali się, czy rząd powinien posłać dywersantów, by wysadzili etiopską tamę, czy może raczej wspierać etiopską opozycję, by ta obaliła rząd w Addis Abebie. Akurat w tych dniach w Addis Abebie doszło do pierwszej od lat wielotysięcznej demonstracji przeciwko policyjnemu państwu, jakim od lat pozostaje Etiopia.

Wojsko pręży muskuły

Powołując się na swoje "historyczne prawa" do Nilu przywódcy Egiptu, szczególnie wojskowi dyktatorzy Anwar Sadat i Hosni Mubarak, nieraz wspierali rebelianckie ugrupowania w Etiopii, by szantażować władze w Addis Abebie, ilekroć zamierzały one głębiej czerpać z wód Nilu.

Na żądania egipskich przywódców, by natychmiast wstrzymać budowę tamy, Etiopczycy odpowiadają, że nie dadzą się zastraszyć, ale choć mowy nie ma o rezygnacji z budowy tamy, to gotowi są rozmawiać o obawach półpustynnych sąsiadów o ich wodne bezpieczeństwo.

- Ani myślimy tkwić po uszy w biedzie, jeśli możemy wykorzystać skarby, które się nam należą - mówi szef etiopskiej dyplomacji Tedros Adhanom, zapraszając na rozmowy do Addis Abeby prezydenta Mursiego i jego ministra spraw zagranicznych. - Pojedziemy, mamy plan - zapowiada minister Muhammed Kamal Amr. - Porozmawiamy z Etiopczykami, a potem zobaczymy co dalej.

Wykorzystali rewolucję w Egipcie

Egipcjanie uważają, że w całej sprawie Etiopczycy zachowali się zdradziecko dwa razy. Raz - gdy zabrali się za budowę tamy nie troszcząc się o interesy i obawy sąsiadów i dwa - zabierając się za to, gdy Egipt zajęty był bez reszty uliczną rewolucją i obalaniem prezydenta Mubaraka.

Mursi, następca Mubaraka, został postawiony przed faktem dokonanym i pod murem zarazem. Po arabskiej wiośnie z 2011 r. Egiptem wciąż co rusz wstrząsają nowe rozruchy, a Mursi musi odpierać ataki politycznych wrogów.

Jeśli w sporze z Etiopczykami okaże się ustępliwy, nieprzyjaciele oskarżą go o słabość i rzucą mu się do gardła. Ale awantura o Nil z Etiopią może też wydać się samemu Mursiemu kuszącą okazją, by zjednoczyć kraj przeciwko wspólnemu wrogowi i odwrócić uwagę rodaków od domowych problemów.

PAP, Wojciech Jagielski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)