PolskaEfekty eksperymentów ministerstwa na 6-latkach

Efekty eksperymentów ministerstwa na 6‑latkach

Siedmiolatki drugi raz uczą się w szkole literek. To efekt reformy, zaserwowanej przez ministerstwo

24.09.2009 | aktual.: 25.09.2009 11:02

Nauczyciele z wrocławskich podstawówek rozkładają ręce. Sześciolatki, które od tego roku mogą uczyć się w pierwszej klasie, nie nadążają za starszymi o rok kolegami. Z kolei siedmiolatki, zamiast uczyć się pisania, są zmuszone powtarzać program z zerówki, więc się nudzą.

To efekt reformy Ministerstwa Edukacji Narodowej. Eksperyment z posyłaniem sześciolatków do pierwszej klasy resort prowadzi od początku września. W tym roku nauka jest dla takich dzieci dobrowolna (we Wrocławiu rodzice wysłali do szkoły 142 maluchy). Za trzy lata dzieci w tym wieku miałyby uczyć się już w szkołach obowiązkowo.

Justyna Domagała, mama sześcioletniego Kuby, który chodzi do SP nr 50 przy ul. Obornickiej jest rozczarowana.
- Mój syn od trzeciego roku życia chodził do przedszkola, więc myślałam, że ze szkołą spokojnie sobie poradzi. Tymczasem ma problemy. Program zupełnie nie jest dostosowany do jego umiejętności, więc muszę mu poświęcać o wiele więcej czasu i uczyć go najpierw literek, a potem czytania i pisania. Czyli tego, co siedmiolatki już potrafią - opowiada Justyna Domagała.

W tej samej szkole z młodszymi o rok dziećmi uczy się siedmioletnia Natalka Gołębiowska. Jej mama, Ewa, nie kryje, że córka w szkole się nudzi. - Musi od nowa uczyć się, jak wyglądają cyfry i litery - mówi Ewa Gołębiowska. - Staram się pracować z nią jeszcze wieczorami, żeby nie straciła zapału do nauki. Czytamy bardzo dużo książek.

Psychologowie podkreślają, że właśnie w tym wieku dziecko najszybciej i najwięcej się uczy. Tymczasem reforma MEN spowodowała, że wszystkie pierwszaki w szkołach podstawowych mają obniżony program nauczania i to bez względu na to, czy w swoich klasach mają młodszych kolegów, czy nie. Bo program wszędzie dostosowano tak, by pasował do umiejętności sześciolatków.

Anna Marczewska-Stręk, psycholog z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 5 przy ul. Czajkowskiego we Wrocławiu, nie ma wątpliwości, że sposób wprowadzenia reformy jest zły. Dlaczego?

- Bo większość dzieci starszych traci czas - przekonuje. Podpowiada przy tym, że to rodzice powinni teraz zadbać o prawidłowy rozwój uczniów. Jak? Choćby zapisać je na lekcje języka obcego, taniec czy na szachy. W szkole niewiele da się już robić. Program, który narzuciło ministerstwo, trzeba realizować.
Radosław Sieczka, ojciec siedmioletniego Artura, też z SP nr 50, uważa, że największy obowiązek spoczywa jednak na nauczycielu, który powinien dostosować program do umiejętności dziecka. Z tym może być jednak problem, bo w klasach uczy się nawet trzydzieścioro dzieci.

Nauczyciele starają się jak mogą. Jolanta Gawlik, która jest wychowawczynią w pierwszej klasy w szkole przy ul. Obornickiej, przyznaje, że z najmłodszymi dziećmi jest problem. - Ciężko im usiedzieć przez całą lekcję w ławkach i trudno im się skoncentrować na zadaniach - wskazuje.

Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes/Wrocław: Pierwszaki nudzą się na lekcjach jak mopsy

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)