E-Sport na siedząco
World Cyber Games we Włoszech to olimpiada w świecie gier komputerowych. Jeśli ktoś je bagatelizuje, niech wie, że nasi zawodnicy wygrali tam po 50 tysięcy złotych na głowę. – To już profesjonalny sport – mówi Philipp Kasprowicz, menedżer ekipy Pentagram G-Shock.
28.10.2006 | aktual.: 28.10.2006 08:47
Polska drużyna zdobyła już mistrzostwo i wicemistrzostwo Europy, a w eliminacjach do tegorocznych WCG we Włoszech wygrała 12,5 tys. dolarów. – To nie tylko kwestia talentu – wyjaśnia Philipp Kasprowicz. – Głównie praca. Trenujemy po 4 godziny dziennie, analizujemy błędy i rozgryzamy taktykę. Może w przyszłym roku uda się zatrudnić zawodników na etacie jako graczy.
Na Zachodzie to powszechne działanie. – W Szwecji ludzie z tego żyją. Nie mówię nawet o Korei, gdzie jeden gracz ma w swoim fanklubie 800 tysięcy osób – opowiada Kasprowicz. – Wiem, że i w Polsce ludzie wysłali list do ministra sportu, by uznać gry komputerowe za sport. Miejmy nadzieję, że wkrótce tak się stanie. Przecież kierowca rajdowy też siedzi w fotelu – dodaje.
Dla chłopaków z Pentagram G-Shock gry to tymczasowe zajęcie. Mają od 18 do 22 lat i inne plany. – Uczę się w warszawskiej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania – mówi kapitan zespołu Wiktor TaZ Wojtas. – Przyjdzie taki wiek, jak u sportowców, kiedy trzeba odstawić myszkę na półkę. W Counter-Strike zaczął grać 7 lat temu. Gdy pytamy go o typowe wyobrażenie komputerowego gracza, śmieje się. – Nie jesteśmy chudzielcami z tłustymi włosami i bladą cerą. Żeby dobrze grać na komputerze, trzeba być wysportowanym. Inteligencji też nie można zaniedbywać – wyjaśnia. Dziewczyny nie ma, ale, jak sam mówi, jest na nią gotowy. On, Filip Neo Kubski, Łukasz Luq Wnęk, Jakub Kuben Gurczyński, Mariusz Ird Cybulski i rezerwowy Maciej Carlos Sochaczewski – to właśnie Pentagram G-Shock.
Wystarczy nam PZPN
Rozmowa dnia z dr. Janem Stasieńką, medioznawcą, członkiem Polskiego Towarzystwa Badania Gier.
•Do ministra sportu trafiło pismo, w którym 6000 osób domaga się, by gry komputerowe uznać za sport. Jest szansa, że tak się stanie?
– Nie wydaje mi się. Między innymi dlatego, że z mnóstwa gier komputerowych ciężko byłoby utworzyć dyscypliny. A poza tym duża część imituje rzeczywiste sporty.
• Na przykład piłkę nożną.
– Właśnie. To by było piłowanie gałęzi, na której się siedzi. Wiele dyscyplin doczekałoby się wirtualnych odpowiedników i tym samym konkurencji. Wydaje mi się, że tym ludziom chodzi o zwrócenie uwagi na popularność gier.
• Załóżmy jednak, że minister przychyla się do prośby. W szkołach zachęca się wtedy uczniów do grania w gry, tak jak do uprawiania biegów przełajowych?
– Tak musiałoby to wyglądać. Dla mnie jednak sport to w dużej mierze rozwój ciała. A jak gram, to raczej się nie ruszam.
• Bo siedzę i patrzę w monitor. Czy w związku z tym uznanie gier za sport nie pchnęłoby społeczeństwa w otchłań rzeczywistości wirtualnej?
– Tak. Proszę jednak pamiętać, że nawet te niekomputerowe potrafią człowieka uzależnić. Dlatego trzeba wiedzieć, kiedy z gry wyjść i pójść pogadać ze znajomymi. Zresztą gry nie są naszym jedynym problemem, jeśli chodzi o życie w rzeczywistości wirtualnej.
• Co jeszcze powinno nas martwić?
– To, że coraz większą część naszego życia spędzamy w rzeczywistości wirtualnej, która niekoniecznie jest grą komputerową. Dociera do nas mnóstwo informacji przez media. To nie jest rzeczywistość, to jest świat przefiltrowany przez umysły dziennikarzy, dostosowany do konwencji różnych programów. Częściowo przetworzony i przez to nie do końca prawdziwy.
• Czyli mamy teraz dwie alternatywne rzeczywistości. Na przykład ta z telewizora i ta z ulicy?
– Właśnie. Musimy więc nauczyć się z tym żyć. Nie grzęznąć w tej wirtualnej, a jednocześnie czerpać z niej korzyści.
• Ale o to, że obok PZPN-u będziemy mieli niedługo Polski Związek Gier Komputerowych nie ma co się martwić?
– Minister sportu ma i tak dużo kłopotów z rzeczywistością PZPN-u, by przysparzać sobie jeszcze problemów z rzeczywistością wirtualną.
Maciej Czujko