…dzwonią dzwonki sań
Są tacy, którzy uważają słuchanie świeckiej muzyki w święta za niestosowne. Z myślą o nich wytwórnie i artyści co roku przygotowują dziesiątki wydawnictw z szopkami, bałwankami i śnieżynkami na okładkach.
Kolędy, pastorałki, śpiewogry z Gwiazdą Betlejemską w tle… Najczęściej słuchać się tego nie da, więc i opisywać nie trzeba. Jaką więc płytę puścić sobie w wigilijny wieczór, żeby świątecznej atmosfery artystycznym bluźnierstwem nie skalać? Obstawiam, że w tym roku wielu wybierze debiut płytowy The Priests (1), czyli trzech tenorów w koloratkach. Repertuar mają poważny, na miarę okoliczności – Schubert, Haydn, Vivaldi, Sibelius... – lecz podany z musicalową czy wręcz popową lekkością. Co nie dziwi, bo aranżacje są dziełem Sally Herbert (smyki w utworach połowy brytyjskich muzyków to jej dzieło), ale co, niestety, pociąga za sobą sporą dawkę lukru z tej samej cukierni, w której zaopatruje się Piotr Rubik. Zamiast trzech rzymskich kapłanów polecam więc Tony’ego Bennetta w towarzystwie Count Basie Big Band. „A Swingin’ Christmas” (2) to zgodnie z tytułem radośnie swingujące i zgodnie z okładką wielce smakowite pieśni, które dowodzą, że można świętować bez patosu. Równie udane święta czekają was przy „12 Songs Of
Christmas”, czyli wspólnym dziele Franka Sinatry, Binga Crosby’ego i Freda Waringa z 1964 roku. Nie szukajcie jednak tego tytułu w sklepach – reedycja płyty została bowiem dodana jako bonusowy krążek do składanki największych przebojów Franka Sinatry zatytułowanej „Nothing But The Best” (3). Lepiej być nie mogło – święta znów zbyt szybko miną, ale album nie będzie się kurzył na półce do grudnia 2009, bo „It Was A Very Good Year” czy „Strangers In The Night” warto słuchać choćby codziennie. Wiem, miało nie być o świeckiej muzyce, lecz nic na to nie poradzę. Przecież Frank miał głos jak anioł.
Jarek Szubrycht
+++ Różni wykonawcy „Szukamy stajenki”, Too Funky, 29,50 zł