Dzisiejsze decyzje określą losy świata
Kiedy w 1931 roku Japończycy wkroczyli do Mandżurii, a potem - w 1937 po sprowokowanym konflikcie granicznym, do Chin (choć wszyscy oczekiwali, że uderzą w Związek Sowiecki) na kilkadziesiąt lat określono losy świata. Upadły Chiny republikańskie. Związek Sowiecki, który nie przetrwałby na pewno równoczesnej wojny z Japonią i Niemcami, przez lata okupował Europę Środkową. Ale czy nasz naród przetrwałby okupację niemiecką i czy Zachód wygrałby bez frontu wschodniego?
W końcówce Zimnej Wojny (pierwsza połowa lat 80. ubiegłego wieku) politycy moskiewscy prowadzili bardzo złożoną grę z Zachodem i z własnym sztabem generalnym. W związku z błędnym odczytywaniem wzajemnych sygnałów ważyły się losy Europy. Wojskowi sowieccy naciskali na przeprowadzenie manewru „obrony przez atak”. Przełomem był 1984 – zmiana doktryny militarnej ZSRR, a następnie negocjacje na temat pokojowego wycofania się z Moskwy z „zewnętrznego imperium”. Dla Moskwy stawką była – oczekiwana - modernizacja „imperium wewnętrznego”: zamiast tego doszło do rozpadu. Zachód uniknął konfrontacji zbrojnej, a u nas skończył się komunizm. W tej – jak to określano – „gorącej końcówce Zimnej Wojny” politycy moskiewscy najbardziej obawiali się prowokacji w wykonaniu „nielojalnego sojusznika” – na przykład Kubańczyków (kryzys w Angoli), czy – Niemców Wschodnich.
W tej chwili znajdujemy się moim zdaniem w kolejnym momencie zwrotnym, być może o wadze tych poprzednich. I Rosja, ale i Gruzja przelicytowały i zabrnęły w sytuację dla obu niebezpieczną. Ale w tle – w końcówce rządów Busha – mamy bardzo niepokojący bilans: korozję prawa międzynarodowego po Kosowie i próby izolacji Chin (pakt Australia-Japonia inspirowany przez USA), a następnie zwrot i postawienie na sojusz z Chinami, a izolowanie Rosji. I to zarówno w Azji, jak i w relacjach z Unią Europejską. Już w tej chwili produkt UE w skali roku to 14 bln USD (po amerykańsku – trylionów), gdy USA – 13. Rosja jest niesamowitym zasobem geoekonomicznym ze względu na surowce energetyczne. Radykalne zbliżenie z Europą to szansa i Rosji i UE. Teraz już to nie wydaje się możliwe. Powstrzymanie odruchów imperialnych Rosji wymaga otwarcia drogi do NATO dla Ukrainy. Gdyby też dla Gruzji – to nie do końca kontrolowani watażkowie mogliby odpalić rakiety na Tibilisi – i cały świat zostałby wciągnięty w wojnę. A przecież mamy w tym
rejonie także wojnę z terroryzmem: niedawne obalenie Musharaffa w Pakistanie (posiadającym broń nuklearną) to wielka pokusa dla ofensywy terrorystów. Także w Ameryce Łacińskiej, kraj po kraju, wygrywają partie stawiające tamę kapitałowi amerykańskiemu.
W tej sytuacji – i takie głosy się pojawiają – w interesie USA leży utrudnienie ekspansji Europy poprzez europeizację Rosji. Konflikt wokół Gruzji (i ona będzie, w każdym wariancie, główną ofiarą) taką europejską ekspansję powstrzyma.
Dlatego dzisiejsze milczenie (tylko medialne) Europy to także znak powagi, a nie znak słabości, i poważne narady gabinetowe odbywają się już bez nas. Geopolityczne moralizowanie prezydenta Kaczyńskiego jest szlachetne, ale – bez wyczucia dramatyzmu sytuacji – dla świata, a nie tylko Europy Wschodniej. Bo decyzje jakie podejmie się dziś, w sprawie Gruzji, Ukrainy i Rosji na lata określą losy świata.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski