"Dzisiaj Rzeszów, jutro cała Polska"? Co dla opozycji oznacza wygrana Konrada Fijołka
Zwycięstwo Konrada Fijołka w Rzeszowie to sygnał mobilizacyjny dla opozycji, która odebrała premię za jedność. Nie jest to jednak "początek końca PiS-u". - Do pokonania PiS-u jeszcze sporo brakuje, ale każdy po stronie opozycji dostał jasny sygnał, czego oczekują wyborcy - komentuje w Wirtualnej Polsce Cezary Tomczyk z Platformy Obywatelskiej. - Jedność daje zwycięstwo, ale nie może się odbywać na zasadzie partyjnego kolonizowania - dodaje Krzysztof Śmiszek z Lewicy.
"Opozycjo. Nie zmarnuj tej jaskółki odnowy", "Dzisiaj Rzeszów, jutro cała Polska", "Kruszy się PiS-owski beton". Tak wczoraj wieczorem wyglądała większość komentarzy polskiej opozycji, pisanych na gorąco po ogłoszeniu wyników exit poll w wyborach na prezydenta stolicy Podkarpacia. Co zrozumiałe, zwycięstwo Konrada Fijołka już w pierwszej turze miało wagę wykraczającą poza kontekst lokalny.
Wybory w Rzeszowie. Na ile lokalne, na ile ogólnopolskie?
Przy słabym wyniku wspieranej przez PiS wojewody Ewy Leniart oraz ostatnim miejscu promowanego przez Solidarną Polskę i namaszczonego przez byłego prezydenta Tadeusza Ferenca Marcina Warchoła - wniosek wydawał się prosty. Zjednoczona Prawica przy wewnętrznych podziałach nie jest w stanie podjąć konkurencji z częściowo zjednoczoną opozycją. Specyfika wyborów samorządowych nie jest jednak tak prosta, a Rzeszów nie był w prostej linii starciem PiS-u z anty-PiS-em.
- Nie chcę wplątywać Fijołka w ogólnopolską politykę, bo mówimy o wyborach na prezydenta miasta, a nie kraju, ale polityka ogólnopolska mogła mieć przełożenie na Rzeszów. W dużych ośrodkach nie da się od niej zupełnie uciekać - komentuje dla WP Krzysztof Śmiszek z Lewicy.
Faktycznie, wybory prezydenckie w większych miastach - mimo nieznacznego zwycięstwa Andrzeja Dudy nad Rafałem Trzaskowskim w Rzeszowie - od lat stanowią naturalne zaplecze polityków opozycyjnych w stosunku do Zjednoczonej Prawicy, ale nie zawsze jednoznacznie partyjnych. Lokalność okazuje się siłą w starciu z kandydatami promowanymi przez największe ugrupowania, o czym już wcześniej przekonał się zarówno PiS jak i PO w wyborach uzupełniających w Stargardzie w 2017 roku. To właśnie tam, po śmierci urzędującego prezydenta, zwyciężył jego zastępca Rafał Zając, zdobywając niespełna 90 proc. głosów oraz deklasując kandydata wspieranego przez ówczesną premier Beatę Szydło oraz kandydatkę Platformy, od zawsze silnej w województwie zachodniopomorskim.
"Premia za jedność"?
W tym sensie trudno przesądzić, na ile zwycięstwo Konrada Fijołka jest "premią za jedność" opozycji, a na ile niechęcią do promowanych "z Warszawy" kandydatów PiS-u i Solidarnej Polski, którzy nie potrafili nawiązać równej walki z byłym już radnym, który urodził się w Rzeszowie i angażuje się w lokalną politykę. Ten konflikt między ogólnopolskością a lokalnością było widać nawet na wieczorze wyborczym kandydata. "Konrad Fijołek mówi, że nie brakuje mu dziś tu obecności liderów opozycji, bo to zwycięstwo rzeszowian. Kilka minut później… pojawia się nagle szef PO. Przyjechał nieproszony. Pozował na ściance z nazwiskiem kandydata. Entuzjazmu sztabowców nie wzbudził" - pisała na Twitterze dziennikarka TVN24 Agata Adamek.
Czy tak było zapytaliśmy Cezarego Tomczyka. - Czy Borys Budka nie był mile widziany? Przewodniczący był na miejscu, żeby pogratulować zwycięstwa. Od początku byliśmy w kampanii Fijołka, sam byłem w Rzeszowie kilka razy rozdając ulotki i zachęcając do głosowania, podobnie jak Borys Budka czy Rafał Trzaskowski oraz inni liderzy opozycji. Sprawa jest wspólna, bo każdy dołożył swoją cegiełkę - przekonuje polityk PO.
Bez względu na sytuację w mieście po ogłoszeniu wyników, opozycja powinna wyciągnąć z nich kilka ogólnych wniosków. - To jest spora rysa na wizerunku Zjednoczonej Prawicy, bo nawet jeśli na PiS na Podkarpaciu głosowało w ostatnich wyborach parlamentarnych około 60 proc. wyborców, a w Rzeszowie 40 proc., to równie słabe wyniki kandydatów Zjednoczonej Prawicy pokazują, że coś się dzieje. Mit niezwyciężonego PiS-u zaczyna padać, to pierwsza jaskółka zmiany - przekonuje Krzysztof Śmiszek.
Zwycięska strategia
- Po Rzeszowie jak na dłoni widać, jaka strategia się sprawdza. Łączenie i szukanie wspólnych priorytetów sprawdziło się w boju. Rzeszów to jedno z największych zwycięstw opozycji w ostatnich latach, podobnie cieszyliśmy się ostatnio, gdy Rafał Trzaskowski zwyciężył w Warszawie. To może być sygnał, że zmierzamy w kierunku nowej politycznej rzeczywistości. W piłce mówi, że jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. Zjednoczona opozycja ten mecz wygrała - dodaje Tomczyk.
Kluczem do wygrania tego meczu w kolejnych odsłonach jest jednak chłodna analiza podstaw zwycięstwa Konrada Fijołka. W jakich proporcjach stoi za nim osobista praca oraz wsparcie opozycji, a w jakich pęknięcie w Zjednoczonej Prawicy, nieprzekonywująca Ewa Leniart i Marcin Warchoł, któremu nie pomogły nawet koncerty disco polo i rozdawanie czeków z Funduszu Sprawiedliwości. Uwagę na konieczność głębszego przeanalizowania sytuacji opozycji zwraca polityk Lewicy.
- Opozycja może zwyciężać, jeśli proponuje coś partnerskiego, współpracę na sensownych zasadach, a nie wzajemne kolonizowanie. Fijołek jest stamtąd, zna ludzi, to oni go wybrali, ma program. Jeśli opozycja ma wygrywać, to nie na zasadzie zawłaszczania się i pokazywania, kto jest najważniejszy, tylko przy poszanowaniu różnorodności i mądrej ofercie programowej. Bez partyjnych gierek, których Polacy mają dość - tłumaczy Śmiszek. Czy taki wariant uda się powtórzyć parlamentarnie? Na to pytanie Rzeszów mimo wszystko nie może udzielić odpowiedzi. To dwa różne boiska i dwie różne stawki. Niemniej, opozycja ma pierwszy od dawna powód do optymizmu.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości