Dziki dom pomocy społecznej czy pensjonat?
15 staruszków z całego Śląska mieszka w
ośmiopokojowym domu w Koszęcinie koło Lublińca. Według "Dziennika
Zachodniego" o placówce tej nic nie wie śląski Urząd Wojewódzki.
25.05.2006 | aktual.: 25.05.2006 00:40
To nie jest dom pomocy społecznej. Tu mieszkają zwykli lokatorzy. Syn wynajmuje im pokoje - zapewnia Krystyna Machoń, która wraz z synem prowadzi działalność gospodarczą "Gosposia". W domu tym przebywają ludzie starsi, którzy nie mogą sami mieszkać. Rodziny są z takiego rozwiązania bardzo zadowolone. Na święta dostaliśmy sto kart z życzeniami - dodaje.
Według szefowej "Gosposi", placówka, którą prowadzi ona wspólnie z synem, nie jest domem pomocy społecznej, dlatego nie musi jej nigdzie rejestrować. Taki dom z prawdziwego zdarzenia dopiero budujemy. Jak będzie gotowy, to go zarejestrujemy - mówi gazecie.
"Gosposia", jak wynika z ewidencji działalności gospodarczej w urzędzie gminy Koszęcin, zajmuje się sprzątaniem, czyszczeniem wyrobów futrzarskich, ale także - działalnością paramedyczną, poradnictwem psychologiczno-pedagogicznym oraz pomocą społeczną osobom bez zakwaterowania.
Były w sprawie tej placówki różne skargi, ale nie mam uprawnień do kontrolowania takich domów. Zresztą pani Machoń przekonywała mnie, że ma wszystkie wymagane zezwolenia - mówi dziennikowi wójt Michał Staszyński.
Wśród interweniujących był m.in. ks. Jan Matla z parafii Trójcy Świętej. Ksiądz ten - jak mówi - od 2002 roku musiał pochować aż 12 lokatorów "Gosposi". A podczas ostatniego pogrzebu, który odbył się kilka tygodni temu, usłyszał, że będą kolejne pogrzeby, bo cztery osoby są w stanie agonalnym.
Wydział Spraw Społecznych śląskiego Urzędu Wojewódzkiego o istnieniu placówki opiekuńczej w Koszęcinie dowiedział się dopiero od "Dziennika Zachodniego". Niepokój urzędników wzbudziła przede wszystkim informacja dotycząca umieralności lokatorów "Gosposi". Urzędnicy zapowiedzieli kontrolę w tej placówce. (PAP)