"Dziewcz z Pollski, młode pipki i Pszemek"
Norwegowie lubią się śmiać z cudzych i własnych pomyłek. Coraz częściej to Polacy dają im okazje do uśmiechu.
Co tydzień najpopularniejszy norweski serwis informacyjny "VG Nett" publikuje kilkanaście zdjęć zabawnych szyldów, reklam i ogłoszeń. Czytelnicy przesyłają fotki zarówno z Norwegii, jak i egzotycznych krajów, które odwiedzili. Niezwykłą radość budzą w nich duńskie, fińskie, a niekiedy azjatyckie nazwy przeróżnych lokali, które w tłumaczeniu na norweski brzmią jak "McDupa", "Salon pod Wielkim Członem" czy "Fryzjer Duże Cyce". Zdarza się, że "gwiazdami" przeglądu najśmieszniejszych zdjęć tygodnia są mieszkający w Norwegii Polacy. Można się domyślać, że twórcy ogłoszeń nie cieszą się z takiej reklamy, bowiem ich intencją wcale nie było rozbawienie potencjalnej klienteli.
Jak "nareparować" po norwesku
W Oslo jedna z firm oferująca pomoc przy przeprowadzkach rozwiesiła ogłoszenia na słupach. Deklarowała, że zapakuje i przeniesie meble, co trzeba zataszczy na górę, a usługi może wykonywać na terenie całej Norwegii. Wszystko dobrze i profesjonalnie z wyjątkiem tajemniczego pierwszego punktu ogłoszenia: "Uczymy się jeździć samochodem". Nie wiadomo, co autorzy mieli na myśli.
Również w okolicach Oslo pojawiło się ogłoszenie następującej treści: "Jestem młodą, uczciwą dziewcz z Pollski. My z radością żeby zająć się praca jak czyściciele".
Aż dwukrotnie w najśmieszniejszych szyldach tygodnia pojawił się samochód polskiej firmy z wymalowaną reklamą usług budowlanych. Fachowcy chcieli zapewne powiedzieć, że oferują malowanie, szpachlowanie i usługi stolarskie, ale pierwsze słowo wykaligrafowali z błędem, a kolejne stworzyli, co prawda zgodnie z zasadami norweskiej gramatyki, ale za to bez treści. Coś, co prawdopodobnie miało być "szpachlowaniem" zamieniło się w angielsko-norweskie "bąblowanie" czy też "gazowanie". Dla Norwegów okazało się to bardzo śmieszne, bo przypomniało im dobranockę "Reparatorene kommer!", w której jeden z bohaterów tworzył nieistniejące słowa jak "rezultatować", "rewoltować", "reparować".
Słynna stała się też fotografia metalowego wózka na zakupy z reklamą polskiego elektryka. Wózek wypełniony różnymi przyrządami wygląda jak przenośny warsztat pracy. Właściciel okleił go z każdej strony kolorowymi plakatami reklamując "pracę elektryka na czarno zgodnie z polskimi standardami".
Polak na górze, Norweg na dole
Polak stał się również jednym z bohaterów innego znanego w internecie zdjęcia. Na drzwiach mieszkania w bloku obywatel Turcji lub Iraku powiesił trzy kartki. "Jeśli jesteś Polakiem, to mieszkasz na górze!" głosi pierwsza i na wszelki wypadek wskazuje wyraźną strzałką, gdzie Polak powinien się udać. "Jesteś Norwegiem, to powinieneś iść na dół" - krzyczy druga, również wskazując właściwy kierunek. "Przestańcie walić do drzwi, tu mieszka HAYDAR!" - głosi trzecia. Norwegom spodobało się też ogłoszenie o sprzedaży jachtu z 2007 roku zamieszczone w najpopularniejszym portalu z anonsami. W rubryce "maksymalna prędkość" sprzedawca wpisał… jedynkę. Zalety łajby zachwalał następująco: "dobra łódź, może pływać od dziś". Problem w tym, że w norweskim słowo "pływać" odnosi się do tego, co ma ręce i nogi, łódź z żaglem może jedynie żeglować. Link do tego ogłoszenia pojawił się na kilku norweskich forach internetowych. Nikt nie zauważył, że może być żartem z umiejętności językowych Polaków. Ogłoszeniodawca został
podpisany, jako "Pszemek", a trudno sobie wyobrazić, że ktoś robi błąd ortograficzny we własnym imieniu. No, chyba, że po kilku głębszych.
Norweska kijanka po filipińsku
Norwegowie śmieją się nie tylko z Polaków. Wyłapują błędy językowe z całego świata, bardzo spodobały im się na przykład czeskie "domowo robione niedźwiedzie". Właściciel niewielkiego, czeskiego browaru miał zapewne na myśli piwo.
Prawdziwy festiwal uciechy dają Norwegom angielskie i norweskie tłumaczenia azjatyckich tablic informacyjnych przygotowywane przy użyciu internetowych tłumaczy. Na przykład w Chinach w regulaminie korzystania z hotelowego basenu można przeczytać, iż dzieciom zabrania się spania w suszonych owocach. Wielu Skandynawów chętnie odwiedza Filipiny, więc nic dziwnego, że uprzejmi miejscowi zaczęli mówić do nich po ichniemu. W recepcji pewnego hotelu pojawił się norweski napis: "Ty kijanko, zostaw płaszcz w recepcji!"
Najczęściej jednak Norwegowie śmieją się z samych siebie. 90% zabawnych zdjęć prezentuje setki sposobów na kaleczenie języka ojczystego. I tak w sklepie zamiast "krążków ananasa" można znaleźć "dzwoniącego ananasa", a zamiast "kawałków ananasa" ostrzeżenie, że "ananas gryzie". Na wyprzedażach można trafić "młode pipki", a na drzwiach sklepów pytania z podtekstem filozoficznym o treści "Wrócę za chwilę?".
Do grona ulubionych zabawnych zdjęć Norwegów trafiła też fotografia niepozornej, metalowej tabliczki powieszonej na jednym z budynków Oslo: "W tym miejscu 21 marca 1998 roku spotkali się Ingvild i Thomas. Teraz są małżeństwem". Co w tym śmiesznego? Dwa centymetry niżej wisi znacznie nowsza tabliczka, na której kunsztownie wygrawerowano: "Mimo, że w 2004 się rozwiedli, wciąż są szczęśliwi".
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad