ŚwiatDziennikarze zagraniczni, choć wystraszeni, chcą pozostać w Iraku

Dziennikarze zagraniczni, choć wystraszeni, chcą pozostać w Iraku

Porwanie włoskiej dziennikarki Giuliany Sgreny było nowym szokiem dla dziennikarzy zagranicznych w Iraku, którzy, mimo nieukrywanych obaw i drastycznych ograniczeń w poruszaniu się po kraju, są jednak zdecydowani tu pozostać - pisze z Bagdadu korespondent AFP.

Boimy się wychodzić z domu, nie z lęku przed bombami, lecz dlatego, że nie wiemy już, komu można ufać - wyjaśnia Luc Walpot, szef biura niemieckiej telewizji ZDF w Bagdadzie.

Blisko dwa lata po obaleniu reżimu Saddama Husajna, nie można mieć pewności, które dzielnice są bezpieczne. W czasach dawnego reżimu mogliśmy poruszać się niemal bez ograniczeń. Dzisiaj jesteśmy ograniczeni do biura i kilku miejsc w Bagdadzie - dodaje niemiecki dziennikarz, który za dwa tygodnie ma opuścić Irak.

Niektórzy korespondenci, wysłani tu na wybory 30 stycznia, liczą dni do wyjazdu. Mimo że spotyka mnie gorące przyjęcie, kiedy ludzie dowiadują się, że jestem Niemką, żyję w strachu i nie wychodzę już z hotelu - wyznaje Christine Buck z niemieckiego dziennika "Die Welt".

Nie wszyscy podzielają to uczucie. Mam wrażenie, że nie jestem tu mile widziana - mówi niezależna włoska dziennikarka Barbara Schiavulli, która mieszkała w jednym pokoju z Giulianą Sgreną. Mimo otaczającej ją ksenofobii, ma jednak nadzieję, że Irakijczycy zrozumieją, iż zagraniczni dziennikarze są tu naprawdę po to, by opisywać codzienne życie mieszkańców, a nie gloryfikować obcych żołnierzy.

Naszym zadaniem jest informowanie o wydarzeniach, szczęśliwych jak i smutnych. Jesteśmy tu po to, by opisywać cierpienia Irakijczyków, opowiadać ich historie, a nie być aktorami historii - tłumaczy Schiavulli.

W ubiegły piątek Giuliana Sgrena, specjalna wysłanniczka lewicowego dziennika "Il Manifesto", została uprowadzona w czasie przygotowywania reportażu o uchodźcach z Faludży, żyjących w namiotach pod meczetem na Uniwersytecie w Bagdadzie. Do porwania przyznała się zbrojna grupa islamska, grożąc zabiciem zakładniczki, jeśli Włochy nie wycofają 3 tys. swoich żołnierzy z Iraku.

Koledzy porwanej dziennikarki wątpią, by jej kraj ugiął się przed groźbami. Nie sądzę, by porwanie Giuliany zmieniło politykę Rzymu. Nawet lewica, do której należy dziennik Giuliany, odrzuca szantaż i zastraszanie - mówi Roberto DiCaro z tygodnika "L'Espresso".

Jego zdaniem, porywacze chcieli zemścić się za zniewagę, jaką był dla nich wysoki udział Irakijczyków w wyborach 30 stycznia. Wybory były klęską polityczną dla rebeliantów. Porwali oni Giulianę, by zemścić się na mediach, które pokazywały, co naprawdę się wydarzyło - dodaje DiCaro.

Niektórzy dziennikarze próbują zmieniać swój wygląd. Noszę wąsy i nakładam na twarz chustę, kiedy wychodzę z moim kierowcą - wyznaje Luciano Gulli z "Il Giornale".

Gwoli ograniczenia ryzyka, inne media korzystają wyłącznie z usług lokalnego personelu. Od kwietnia, kiedy terroryści zaczęli polowanie na dziennikarzy, zdajemy się całkowicie na miejscowych kamerzystów - mówi Fabio Chivocconi z włoskiej telewizji RAI2.

Obóz uchodźców z Faludży stał się "czerwoną strefą". Dwa tygodnie temu pewien zachodni dziennikarz, który opublikował reportaż o tym miejscu, cudem uniknął porwania. 5 stycznia, po wizycie w obozie, znikła francuska dziennikarka Florence Aubenas razem ze swoim tłumaczem Husajnem Hanunem.

Franco Pagetti, włoski fotoreporter pracujący dla amerykańskiego magazynu "Time" był tu w ubiegły piątek razem z Giulianą Sgreną. Wszyscy byli dla mnie mili. Byłem tu kilka razy i znam miejscowego szejka, który jest bardzo gościnny. Nie wiem, co się stało z Giulianą - mówi.

Pagetti odmówił w piątek przyjęcia zaproszenia tamże na obiad, gdyż jego ochrona poradziła mu opuścić to miejsce.

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)