Dziennikarze więzieni przez 14 godzin
Po prawie 14 godzinach przetrzymywana siłą ekipa Telewizji Polskiej opuściła teren zakładów mięsnych senatora Henryka Stokłosy "Farmutil" w Śmiłowie.
06.05.2004 | aktual.: 06.05.2004 10:46
Od godziny 11 przed południem w środę pięcioosobowa ekipa TVP była przetrzymywana przez ochroniarzy z zakładów Stokłosy. Dziennikarze, którzy przyjechali przygotować dokumentację do programu "Na Żywo", zostali zatrzymani przez ochronę zakładu.
"Jesteśmy zmęczeni, bardzo zmęczeni" - to słowa Sylwii Gadomskiej z ekipy Telewizji Polskiej tuż po opuszczeniu zakładów "Farmutil" senatora Henryka Stokłosy. Ona i czterech członków ekipy telewizyjnej przez czternaście godzin byli więzieni w zakładzie senatora. Jak mówili członkowie ekipy, przez wszystkie te godziny siedzieli w swym reporterskim wozie, pilnowani przez grupę czasami agresywnie zachowujących się pracowników "Farmutilu", a potem także przez policjantów.
Dziennikarze twierdzą, że na teren firmy wjechali drogą publiczną. Policja utrzymuje natomiast, że zatrzymani przez ochronę firmy wjechali na teren prywatny. "Wjechaliśmy publiczną drogą, przy której nie było żadnych znaków informujących, że jest to teren prywatny. Około 10 metrów za nieczynnym szlabanem, czarny ford zablokował nam drogę i zatrzymał nasz samochód" - relacjonowała telefonicznie Gadomska.
"Dziennikarze zostali zatrzymani na terenie prywatnym. Z uwagi na to, że jest to firma o podwyższonym ryzyku, obowiązują w niej specjalne przepisy sanitarne. Powiatowy Lekarz Weterynarii w Pile podjął decyzję, że cała ekipa musi poddać się procedurze odkażania, podobnie jak każdy pracownik firmy" - mówił komendant pilskiej policji - nadkom. Mirosław Wegner. Według niego, dopuszczenie do wyjazdu kogokolwiek poza zakład z pominięciem dezynfekcji, grozi właścicielowi nawet odebraniem koncesji na prowadzenie działalności gospodarczej.
"Nie mogliśmy wychodzić na zewnątrz. Nie mieliśmy ani wody, ani żywności, a wyjście do toalety odbywało się w asyście policji", mówiła reporterka.
Jednym z pierwszych i głównych warunków opuszczenia firmy senatora było poddanie się ekipy dezynfekcji - ponoć z powodu unijnych nakazów. Członkowie zespołu nie chcieli się jej poddać w sytuacji, gdy nie miałaby ona dotyczyć innych osób, które z nimi przebywały. Ostatecznie zgodzili się na odkażenie rąk, twarzy oraz butów. Wtedy mogli opuścić zakład senatora.
"Po dzisiejszych doświadczeniach mamy już wizję czwartkowego programu 'Na Żywo' ze Śmiłowa" - twierdzi ekipa Telewizji Polskiej.