Dziennikarze szukając sławy narażają się na niebezpieczeństwo
Niezależni dziennikarze - freelancerzy - pracujący w Iraku, są bardziej skłonni do podejmowania większego ryzyka, niż pracujący na etacie dziennikarze, mający już własny dorobek, starsi i mający rodziny. Porwany w nocy z czwartku na piątek w Basrze 23-letni brytyjski dziennikarz "The Sunday Telegraph" James Brandon jest jednym z wielu młodych reporterów, którzy pojechali do Iraku szukać sławy - pisze w sobotę dziennik "The Daily Telegraph", dla którego niedzielnego tygodnika pracuje Brandon.
14.08.2004 | aktual.: 14.08.2004 13:17
Wielu z takich reporterów dopiero skończyło studia i jadą do ogarniętych wojną rejonów bez właściwego zabezpieczenia, jak kamizelki kuloodporne, czy wsparcia finansowego redakcji, na jakie mogą liczyć etatowi dziennikarze. Nie mając stałej pensji, są gotowi jechać w niebezpieczne okolice Basry czy Faludży, by znaleźć ciekawy temat.
Ambitny i chętny do pracy dziennikarz, szczególnie ze znajomością języka arabskiego - jak Brandon - może liczyć na materiał na czołówkę w ciągu kilku dni, podczas gdy w kraju być może musiałby czekać na to przez lata. Sam Brandon w wypowiedziach cytowanych przez brytyjskie media mówił, że pojechał do Iraku, żeby zrobić karierę.
Dla niektórych gazet, szczególnie amerykańskich, takie osoby to łakomy kąsek, jako że ubezpieczenie etatowego dziennikarza w Iraku może kosztować tysiące dolarów na tydzień - pisze dziennik.
Nocne porwanie Brandona z hotelowego pokoju wskazuje, że poziom bezpieczeństwa w Basrze obniżył się i inni dziennikarze na pewno pomyślą dwa razy, zanim pojadą tam pracować. Choć ryzyko porwania jest bardzo niepokojące, Irak jest teraz najważniejszym celem w przewodniku dziennikarza z aspiracjami - podsumowuje "The Daily Telegraph" w redakcyjnym komentarzu.
Brandon został w piątek uwolniony po interwencji współpracowników radykalnego szyickiego duchownego Muktady al-Sadra. Wcześniej porywacze grozili, że go zabiją, jeśli w ciągu 24 godzin nie zostanie wstrzymana ofensywa na pozycje sadrystów w Nadżafie. Dziennikarz nie odniósł poważniejszych obrażeń.