Dziennikarstwo śledcze na codzień
Konieczność dokładnej weryfikacji źródeł
informacji, ich absolutna ochrona oraz zachowanie staranności i
rzetelności w zbieraniu i wykorzystywaniu materiałów powinny być
standardami pracy dziennikarskiej - apelowali uczestnicy
debaty "Dziennikarstwo śledcze - prowokacja - rzetelność",
zorganizowanej przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.
Głównym wątkiem spotkania była dyskusja nad publikacjami, które ukazały się w ub. tygodniu w "Gazecie Wyborczej" o rzekomej współpracy funkcjonariuszy KGP z gangsterami napadającymi na tiry.
Informacjom "GW" zaprzeczały MSWiA i policja. Szef resortu Ryszard Kalisz podał się do dymisji; premier jej nie przyjął, ale odwołał jego zastępcę nadzorującego policję Andrzeja Brachmańskiego. Pod koniec tygodnia gazeta przyznała, że "padła ofiarą umyślnej dezinformacji, którą prawdopodobnie zaplanował szef zarządu CBŚ w Olsztynie Jan Markowski". Ujawniła też, że informacje przekazał były szef łódzkiej policji Janusz Tkaczyk, który został odwołany ze stanowiska jeszcze tego samego dnia.
Bertold Kittel ("Rzeczpospolita") i Robert Zieliński ("Super Express") wskazywali na podstawowy błąd dziennikarzy "GW" - niezweryfikowanie przez nich źródeł informacji. Poza tym, to dość nowatorskie podejście, które prezentuje "Gazeta" - nie dzwonicie do drugiej strony, żeby jej nie spłoszyć - dziwił się Kittel.
Piotr Stasiński i Marcin Stelmasiak z "GW" przyznali, że nie pytali z obawy, by sprawa nie została energicznie zacierana. Dodali, że opierali się na dwóch bardzo wiarygodnych, ich zdaniem, źródłach informacji - szefie łódzkiej policji Januszu Tkaczyku i prokuratorze, którego danych nie ujawnili.
Dziennikarka Janina Jankowska postulowała w czasie debaty powrót do "starej reporterki - niuchania, jeżdżenia i sprawdzania". Podkreśliła, że podstawową zasadą jest to, że nie wierzy się żadnemu informatorowi. Każdy z nich ma swój interes, dlatego zawsze trzeba głęboko zastanowić się nad intencją informatora - dodała.
Dorota Kania ("Życie Warszawy") dopytywała, czy Tkaczyk nie był informatorem także w innych sprawach i czy w związku z tym dziennikarze nie powinni zweryfikować innych swoich materiałów.
Według Bronisława Wildsteina ("Wprost"), istotną kwestią jest ujawnienie przez "GW" swojego informatora, w wyniku czego poniósł on "śmierć cywilną".
Dziennikarze "GW" odpierając atak, wyjaśniali, że ich źródło "samo się ujawniło". Przypomnieli, że b. szef łódzkiej policji sam zgłosił się do nich i udzielił wywiadu, gdyż - jak przyznał - "czuł się oszukany".