Dzień Wszystkich Świętych i... właścicieli sklepów
- Nie ma rzeczy, której byśmy dzisiaj nie sprzedali, wszystko schodzi na pniu - zapewniała Krystyna Skonieczna, współwłaścicielka sklepu ogólnospożywczego przy ul. Gdańskiej 7. W Dniu Wszystkich Świętych od godz. 8 największą popularnością cieszyły się ziemniaki, składniki potrzebne do przyrządzenia ciasta, a nawet rajtuzy.
02.11.2007 | aktual.: 02.11.2007 09:16
Chleba zabrakło. - Wyprzedałyśmy go wczoraj i to dwa razy więcej niż w przeciętną sobotę - wyjaśniała pani Krystyna, która od 20 lat prowadzi sklep. Jej placówka zawsze była czynna 365 dni w roku i - jak zapewnia współwłaścicielka - nic jej nie przeszkodzi w handlu. Jedyny wróg to zmęczenie, bo klientów w sklepie przy ul. Gdańskiej nie brakowało od samego rana.
Równie ogromną popularnością cieszył się market całodobowy u zbiegu ulic Lutomierskiej i Bazarowej. Jego właścicielka osobiście stanęła za ladą pierwszy raz od dłuższego czasu. Etatowe sprzedawczynie - zgodnie z sejmową ustawą - musiały mieć wczoraj wolne. - Sklep będzie otwarty do tej godziny, do której wytrzymam - zaznaczała właścicielka marketu, po kilku godzinach obsługiwania klientów. Było to dla niej spore wyzwanie, bo drzwi sklepu nie zamykały się. Klienci natomiast oburzali się na każdego, kto próbował wkręcić się bez kolejki.
W sklepie z alkoholami przy ul. Legionów, gdzie za ladą stanął ajent, kolejka zaczynała się prawie na ulicy. Papierosy i piwo były pożądanym towarem.
Niestety, niektórzy łodzianie, tak jak Marcin Karolak, odchodzili spod sklepowych drzwi z kwitkiem.- Słyszałem, że Żabki mają normalnie pracować, ale chyba się przesłyszałem - przyznawał pan Marcin, usiłując kupić chleb w sklepie przy ul. Zakładowej. Postanowił jednak spróbować szczęścia na stacji benzynowej, które stały przed klientami otworem przez całą dobę. - Tradycyjnie po godz. 11 zacznie się kupowanie alkoholu i szybkiego obiadu - prognozował rano pan Mariusz, pracownik Lotosu przy ul. Przybyszewskiego.
Pustkami świeciły za to parkingi pod hipermarketami. Chociaż Józef Stępień podjechał do Carefoura z nadzieją na zakupy. - Myślałem, że otworzą i najwyżej zapłacą karę - spodziewał się emeryt, zaglądając przez szybę. Agnieszka Magnuszewska