Dzień debat. Oceniamy, kto wygrał, a kto przegrał [OPINIA]
Miała być jedna debata, dwóch kandydatów i trzy telewizje. Wyszły dwie debaty, kandydatów ośmioro i ogromne medialne zamieszanie. Zarazem zwycięzcami tego dnia zostali ludzie, których jeszcze kilkanaście godzin temu nikt się nie spodziewał w Końskich.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
O tym, co się wydarzyło w ostatnich kilkudziesięciu godzinach, możecie przeczytać w jednym z tysiąca tekstów opublikowanych w Wirtualnej Polsce - tyle się działo.
Tutaj skupmy się na tych, którzy z dnia debat wyszli z tarczą, oraz tych, którzy będą ten czas źle wspominać. Oceny - co oczywiste - zupełnie subiektywne.
Wygrani
Joanna Senyszyn
Ach, cóż to jest za wspaniała kobieta! Zapomniana już przez wielu zbliżająca się powoli do osiemdziesiątki oryginalna profesor ekonomii mogłaby siedzieć w przytulnym domu i rozwiązywać krzyżówki. A ona postanowiła rozwiązywać krzyżówki podczas debaty transmitowanej przez niemal wszystkie stacje telewizyjne w Polsce.
Senyszyn zaczęła swój popis od debaty zorganizowanej przez Telewizję Republika na rynku w Końskich. Przyszła spóźniona, ale weszła z przytupem - tak, że wszyscy ją dostrzegli.
A potem, bez żadnego skrępowania i obaw o cokolwiek, przekonywała wyjący na nią tłum ludzi do swoich poglądów. Czym głośniej tłum wył, tym Senyszyn była bardziej nieustraszona.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Cyrk i kabaret". Jackowski o zamieszaniu z dwiema debatami w Końskich
W drugiej debacie - tej zorganizowanej przez komitet wyborczy Rafała Trzaskowskiego - spytana o powód swojego kandydowania stwierdziła rozsądnie: nie miała na kogo głosować, to wystartowała, żeby z czystym sumieniem oddać głos na właściwą osobę.
Profesor Senyszyn to oczywiście wyborczy folklor. Ale jakże uroczy. A do tego - czego nie sposób powiedzieć o wielu jej na pozór poważniejszych konkurentach - to coraz rzadziej widziany w Polsce typ polityka, który mówi to, co myśli, a nie to, co w danej chwili politycznie się opłaca.
Szymon Hołownia
W toku drugiej debaty (tej organizowanej przez Trzaskowskiego) napisałem, że Szymon Hołownia wypada w dyskusji dużo lepiej i od Rafała Trzaskowskiego, i od Karola Nawrockiego. Dodałem, że ma bardzo dobry dzień i dostał niesamowity prezent. Na co jedna z osób zwróciła mi uwagę, że ciężko to nazwać prezentem: Hołownia bowiem wszystko wyszarpał sobie sam.
Jakkolwiek uważam, że prezent od Trzaskowskiego oraz Telewizji Polskiej marszałek Sejmu dostał, bo ci popisali się daleko idącą nieudolnością, tak nie sposób się nie zgodzić z tezą, że Hołownia sobie wiele wyszarpał.
Przede wszystkim podjął decyzję o tym, że jedzie do Końskich, mimo że Rafał Trzaskowski planował debatować tylko z Karolem Nawrockim.
Gdyby marszałek Hołownia nie podjął tej decyzji, tylko oglądał "Samych swoich" w kinie, jak wcześniej planował, w wieczornym starciu byliby tylko Trzaskowski i Nawrocki. Pozostali kandydaci albo by nie zjechali do Końskich, albo - przy całym szacunku do Marka Jakubiaka i Joanny Senyszyn - nie zostaliby wpuszczeni do hali, w której odbyła się debata.
Hołownia był inny na debacie Telewizji Republika, a inny podczas starcia prowadzonego przez dziennikarzy TVP, TVN i Polsatu. W obu tych miejscach dobrze dostosował się do warunków i potrzeb.
Czy to zmieni sytuację Szymona Hołowni? Raczej nie, zapewne nie osiągnie spektakularnego wyniku wyborczego. Czy Hołownia ma za sobą najlepszy dzień w całej kampanii wyborczej? Zdecydowanie tak.
Magdalena Biejat
Kandydatka Lewicy nie ma szczęścia do wyborów. Najpierw, gdy tylko ogłoszono jej start, uwaga skupiała się na skompromitowanym ministrze nauki Dariuszu Wieczorku. Potem, gdy Biejat próbowała się rozpędzić, zainteresowanie opinii publicznej postanowił wzbudzić swoimi ekscesami wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna.
A kampania Biejat, choć nie jest spektakularna, jest robiona całkiem przyzwoicie jak na niewybitne notowania Lewicy.
Magdalena Biejat wykorzystała swoją szansę w wieczornej debacie: sprawnie prezentowała program swój oraz Lewicy, nakreślała inne punkty widzenia niż te przedstawiane przez większość kandydatów.
Jest też autorką chyba najbardziej zapadającej w pamięć sceny z debaty, czyli sytuacji z tęczową flagą. Karol Nawrocki wręczył ją Rafałowi Trzaskowskiemu, a ten schował ją za pulpitem. Biejat zaś powiedziała, że ona tęczowej flagi się nie wstydzi i chętnie ją weźmie od Trzaskowskiego. Podeszła, wzięła, postawiła na swoim stoliku. Z jednej strony wbiła szpilkę Trzaskowskiemu i skutecznie pokazała, dlaczego niektórzy powinni zagłosować właśnie na nią, z drugiej - warto najzwyczajniej w świecie docenić za refleks i błyskotliwość.
Przegrani:
Telewizja Polska (TVP)
Najważniejszy wniosek z debat w Końskich znaliśmy, zanim dyskusje formalnie się zaczęły.
To doszczętna kompromitacja tzw. telewizji publicznej. Koalicjanci Koalicji Obywatelskiej publicznie zarzucili, że telewizja sprzyja jednemu kandydatowi.
Jeszcze kilka dni temu słyszeliśmy, że trzy telewizje - TVP, TVN i Polsat - zorganizują debatę pomiędzy Trzaskowskim i Nawrockim.
W TVP jednak zorientowali się, że takiej debaty zorganizować nie mogą, bo powinni traktować wszystkich kandydatów w wyborach prezydenckich w taki sam sposób.
Ktoś więc wymyślił karkołomną konstrukcję: że organizatorem debaty jest komitet wyborczy Rafała Trzaskowskiego, a TVP jedynie wskazuje dziennikarkę do prowadzenia debaty oraz odpowiada za część kwestii technicznych, w tym udostępnia sygnał.
Tym samym TVP postanowiła wyemitować materiał wyborczy komitetu wyborczego Rafała Trzaskowskiego, bo formalnie taki charakter miała debata.
Do tego postąpiono niezgodnie z Zasadami Etyki Dziennikarskiej w TVP S.A., czyli ludzie z TVP złamali swój własny wewnętrzny regulamin.
Redaktor Joanna Dunikowska-Paź, dziennikarka TVP współprowadząca debatę, nie miała bowiem prawa tego zrobić. Było to wprost niezgodne z ust. 4 działu XIII Zasad Etyki Dziennikarskiej w TVP S. A. (zakaz udziału w pracach komitetów wyborczych i uczestnictwa przy realizacji audycji wyborczych komitetów).
Co więcej, w TVP przed samą debatą postanowiono skrytykować polityków, którzy w niej nie wezmą udziału. A, przypomnijmy, dopiero o godz. 18:20 Rafał Trzaskowski "doprosił" do debaty wszystkich zainteresowanych kandydatów.
W TVP Info wskazano, że podczas debaty zabraknie Sławomira Mentzena. Zapomniano jednak dodać o tym drobnym szczególe, że został zaproszony na godzinę i 40 minut przed rozpoczęciem debaty.
Rafał Trzaskowski
To Trzaskowski był gospodarzem debaty, głównym organizatorem. I to Trzaskowski, który miał rozpocząć debatę punktualnie o godz. 20, czekał ponad pół godziny w hali zaaranżowanej na studio, aż pozostali kandydaci przyjdą. Ci bowiem debatowali na rynku w towarzystwie Telewizji Republika.
Gdy zaś już debata Trzaskowskiego się zaczęła, zbierał on gromy od niemal wszystkich - i tych mu bardziej przychylnych, i tych mniej - za to, że zlekceważył zasady demokracji i postanowił wykluczyć wszystkich poza sobą i Karolem Nawrockim z uczciwego starcia wyborczego.
Miarą "sukcesu" jest to, że z punktu widzenia prezydenta Warszawy i jego sztabu najlepiej by było, gdyby żadnej debaty i zamieszania z nią związanego nie było.
Trzaskowski jest liderem sondaży. Najgorsze co można w tej sytuacji robić, to ryzykować. Trzaskowski uznał, że ryzyko mu się opłaci - zagra na wzmocnienie duopolu PO-PiS, osłabi w ten sposób innych kandydatów. I okazało się, że inni zagrali mu na nosie, pokazali, że musi się z nimi liczyć.
Krzysztof Stanowski
Stanowski wielokrotnie publicznie mówił, że startuje dla żartu, chce być tym najbardziej "odpałowym" kandydatem i pokazywać absurdy kampanii wyborczej.
Poniósł - powiedzmy sobie szczerze - druzgocącą porażkę. Gdyby po dniu debat w Końskich chcieć utworzyć podium najdziwniejszych kandydatów i najgłupszych tez, Stanowski nie znalazłby się nawet na podium.
Jego skrajnie populistyczne pomysły były całkiem na poważnie przebijane. Części jego żartów inni kandydaci nie rozumieli, bo wygłaszane hasła uznawali za całkiem naturalne.
Ktoś, kto nie zna się na polityce i nie zna Stanowskiego, mógłby uznać, że jest to jeden z wielu kandydatów - trochę wariat, ale startujący w swoim wyobrażeniu na poważnie. I jak tego nie uznać za porażkę?
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski